Nadzwyczajny smak sukcesu
Brak farby na tropie nie jest dowodem pudła. Jedną z wyjątkowych umiejętności wyszkolonego posokowca – czego mogą mu pozazdrościć inne tropowce – jest zdolność weryfikacji strzału.
Brak farby na tropie nie jest dowodem pudła. Jedną z wyjątkowych umiejętności wyszkolonego posokowca – czego mogą mu pozazdrościć inne tropowce – jest zdolność weryfikacji strzału.
Doświadczeni przewodnicy twierdzą, że każdy pies tropiący może mieć swój gorszy dzień. Takie dni zdarzają się, ale najczęściej menerom!
W szczycie rykowiska mój telefon nie milknie. W takich chwilach nie ma dobrego planu – można mieć tylko nadzieję, że prace będą lekkie i krótkie…
Dla menera tropowca czas rykowiska, to długo wyczekiwane misterium, w czasie którego musi być dobrym psychologiem i jeszcze lepszym logistykiem.
Fascynacja posokowcami sprawia mi wyjątkową radość, ponieważ skuteczność tropowca nie zawsze da się zmierzyć ilością odszukanych postrzałków…
Szanowne Koleżanki i Koledzy! Przepraszam bardzo za tak długie milczenie, ale nagła i tragiczna śmierć Cezara dosłownie zwaliła mnie z nóg. Długo nie mogłem dojść do siebie, aby podzielić się z Wami naszymi przygodami z ostatniego rykowiska.
Prawdziwe nagrody przychodzą zawsze na samym końcu i są zarezerwowane tylko dla najbardziej wytrwałych!
W czasie rykowiska nasze poczynania z Cezarem przypominały działania przyfrontowej straży pożarnej, a „paliło” się na tej „wojnie” prawie wszędzie.
Szkolimy psy, aby wykonywały wszystkie nasze polecenia, ale bywają sytuacje, w których możemy liczyć tylko na św. Huberta…
Swoją pracą może olśnić myśliwego, ponieważ jego potencjał wykracza dużo dalej, niż umiejętności pozostałych tropowców.
Wstrząsającym przeżyciem był dla mnie telefon od rannego kolegi. Leżał w lesie i obficie krwawił z rozległej rany zadanej mu przez odyńca. Prosił, abym zaopiekował się jego młodym posokowcem, w przypadku gdyby jego przygoda zakończyła się tragicznie…
W pracy posokowca dochodzenie rannych rogaczy jest najtrudniejsze i prawie zawsze nietypowe.
Słaba dyspozycja nie przytrafia się psu, lecz nam myśliwym. „Gorszy dzień” fundujemy psu nieświadomie.
Kwiecień i początek maja charakteryzuje się niewielką ilością prac. Polujemy wyłącznie na dziki, ale wiosna wymusza wstrzemięźliwość.
Nocna polowania na dziki, to wielkie emocje. Wyobraźnia często potęguje nasze doznania i płata nam różne figle…
Dochodząc ostatnie dwa dziki przypomniało mi się powiedzenie Napoleona Bonaparte… „Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi!”
Dochodząc postrzałki niezwykle istotną rzeczą jest użycie twardej i niefragmentującej amunicji, ponieważ odłamek lub rykoszet może zabić psa.
Pudło, czy postrzałek? Jedyne, czemu tak naprawdę ufamy to własne oczy. Reakcja zwierza lub farba przemawia do nas wystarczająco dobitnie, ale gdy polujemy nocą sprawa nie jest już taka prosta…
Wezwanie do pracy wykwalifikowanego tropowca, to dla zdesperowanego myśliwego często przysłowiowa ostatnia deska ratunku.
To był najdłuższy i najbardziej wyczerpujący gon w naszej historii. Najgorsze, że mój orzeł był sam – w lesie gdzie jest pełno wilków…
Przemek dzwoniąc do mnie nie był zbyt przekonany o celowości szukania wycinka. Jednak czuł się w obowiązku dopełnić tej formalności.
Tym razem, wraz z Cezarem zamykamy sezon polowań zbiorowych. Z przyjemnością jedziemy po nowe doświadczenia, bo na polowaniu niespodzianek i przygód nigdy nie brakuje…
Tym razem przed nami daleka wyprawa. Jedziemy do koła, gdzie poprzedniego dnia strzelano do byka z afrykańskiego kalibru 375 H&H Magnum.
Tym razem czekała nas praca o podwyższonym ryzyku. Mieliśmy odnaleźć postrzelonego wycinka, którego śmiało można nazwać dziczym gladiatorem.
Umiejętność „czytania” zapachów przez psy zawsze mnie fascynowała, ale mam wielką satysfakcję, że dzięki zdobytemu doświadczeniu potrafię rozszyfrować, co „mówi” mój Cezar. Choć olśnienie niekiedy przychodzi dopiero po pewnym czasie…
Z rozmyślań nad kończącym się sezonem, wyrwał mnie telefon Łukasza. Ma problem, bo pojedynek, do którego strzelał wieczorem pozostawił na zestrzale parę drobnych, kostnych odłamków…
Sprawdzając zestrzał szukamy ścinki lub farby. Niekiedy dla spokoju sumienia sprowadzamy psa, ale jeśli to nie jest doświadczony i ułożony tropowiec, to nie ma żadnej szansy na dojście nawet śmiertelnie rannej zwierzyny.
Przy poszukiwaniu dzików niczego tak naprawdę nie można przewidzieć. Tym razem mieliśmy dużo szczęścia. Cezar nie zawiódł, a ja w ostatniej chwili zdążyłem zdjąć sztucer…
Dochodzenie postrzałków szczególnie rannych dzików potrafi być bardzo stresującym zajęciem. Tym bardziej, że „nocne” przelatki mają wyjątkową zdolność zmieniania się w odyńce…
To była doskonała i przekonująca lekcja dla moich kolegów, jak niezbędnym elementem w polowaniach na zwierzynę grubą jest dobry pies tropiący.