

Czyste pudło
Pudło, czy postrzałek? Jedyne, czemu tak naprawdę ufamy to własne oczy. Reakcja zwierza lub farba przemawia do nas wystarczająco dobitnie, ale gdy polujemy nocą sprawa nie jest już taka prosta…
Pudło, czy postrzałek? Jedyne, czemu tak naprawdę ufamy to własne oczy. Reakcja zwierza lub farba przemawia do nas wystarczająco dobitnie, ale gdy polujemy nocą sprawa nie jest już taka prosta…
Wezwanie do pracy wykwalifikowanego tropowca, to dla zdesperowanego myśliwego często przysłowiowa ostatnia deska ratunku.
To był najdłuższy i najbardziej wyczerpujący gon w naszej historii. Najgorsze, że mój orzeł był sam – w lesie gdzie jest pełno wilków…
Przemek dzwoniąc do mnie nie był zbyt przekonany o celowości szukania wycinka. Jednak czuł się w obowiązku dopełnić tej formalności.
Tym razem, wraz z Cezarem zamykamy sezon polowań zbiorowych. Z przyjemnością jedziemy po nowe doświadczenia, bo na polowaniu niespodzianek i przygód nigdy nie brakuje…
Tym razem przed nami daleka wyprawa. Jedziemy do koła, gdzie poprzedniego dnia strzelano do byka z afrykańskiego kalibru 375 H&H Magnum.
Tym razem czekała nas praca o podwyższonym ryzyku. Mieliśmy odnaleźć postrzelonego wycinka, którego śmiało można nazwać dziczym gladiatorem.
Umiejętność „czytania” zapachów przez psy zawsze mnie fascynowała, ale mam wielką satysfakcję, że dzięki zdobytemu doświadczeniu potrafię rozszyfrować, co „mówi” mój Cezar. Choć olśnienie niekiedy przychodzi dopiero po pewnym czasie…
Z rozmyślań nad kończącym się sezonem, wyrwał mnie telefon Łukasza. Ma problem, bo pojedynek, do którego strzelał wieczorem pozostawił na zestrzale parę drobnych, kostnych odłamków…
Sprawdzając zestrzał szukamy ścinki lub farby. Niekiedy dla spokoju sumienia sprowadzamy psa, ale jeśli to nie jest doświadczony i ułożony tropowiec, to nie ma żadnej szansy na dojście nawet śmiertelnie rannej zwierzyny.
Przy poszukiwaniu dzików niczego tak naprawdę nie można przewidzieć. Tym razem mieliśmy dużo szczęścia. Cezar nie zawiódł, a ja w ostatniej chwili zdążyłem zdjąć sztucer…
Dochodzenie postrzałków szczególnie rannych dzików potrafi być bardzo stresującym zajęciem. Tym bardziej, że „nocne” przelatki mają wyjątkową zdolność zmieniania się w odyńce…
To była doskonała i przekonująca lekcja dla moich kolegów, jak niezbędnym elementem w polowaniach na zwierzynę grubą jest dobry pies tropiący.
Takich zwrotów akcji sam Alfred Hitchcock by nie wymyślił, po których tylko niewzruszony jest Cezar. Łapczywie popija wodę, przyjmuje gratulacje, komplementy i wyszukane pieszczoty…
W tym przypadku nie chodziło o zwykłe dochodzenie postrzałka. W drżącym głosie Andrzeja, który usilnie prosił mnie o przyjazd słychać było determinację graniczącą z rozpaczą.
Polowanie zawsze pisze własny scenariusz, którego doświadczenie i zapobiegliwość nie jest w stanie wypełnić.
Szkoda, że tak duża organizacja, jak PZŁ nie dorobiła się żadnych wiarygodnych ocen, stopni, czy licencji dla psów użytkowych.
Ta praca przyszła w samą porę. Podniosła mnie na duchu i dobitnie pokazała jak twardym oraz odpornym na postrzały jest byk jelenia. Cezar pokonał za nim dystans 10 kilometrów!
Patrząc z perspektywy menera pracującego posokowca, bardzo wyraźnie widzę jakim wyjątkowym świętem jest dla myśliwych rykowisko.
Bawar nie musi być doskonałym oszczekiwaczem i oznajmiaczem Nie musi sprawnie dławić rogaczy, a dzików twardo trzymać za portki.
Młodego psa myśliwskiego nie wolno rzucać na głęboką wodę, bo nawet jeśli uda mu się zatrzymać postrzałka może nabrać negatywnych cech, które w przyszłości będą utrapieniem!
Każdy mener psa tropiącego przystępując do pracy powinien być w dobrej kondycji psychofizycznej, a cały ekwipunek powinien skrupulatnie sprawdzić.
Czerwiec i lipiec to dwa najgorsze miesiące roku dla menera i jego psa tropiącego. Wysokie temperatury, owady oraz gęsta roślinność jest sprawdzianem twardości charakterów.
Niestety nawet ja sam przyczyniam się do takiego sposobu myślenia, opisując tylko dochodzenie postrzałków. Myśl ta zaświtała mi nie tak dawno, dopiero wówczas, gdy strzelając
W maju dobry posokowiec zawsze znajdzie zajęcie. Rozpoczęcie sezonu na rogacze skutecznie zapełnia lukę w poszukiwaniach.
Eksplodowała bujna zieleń i pudła myśliwych. Nasza stęskniona lasu myśliwska brać, której politycy zafundowali przymusowy urlop opóźniający rozpoczęcie sezonu – trochę roztrzęsiona – próbuje nadrobić zaległości.
Im dłużej pracuję na postrzałkach dzików, tym bardziej ten wyjątkowy i niezwykle mądry zwierz budzi mój szacunek i wielkie uznanie za swą wytrwałość, przebiegłość i nieszablonowość.
Czytając „Braci Łowieckiej” artykuł prof. Henryka Okarmy „Czy warto jeszcze być myśliwym” – doskonale obrazujący stan zapaści naszego łowiectwa – przyszło mi do głowy podobne pytanie. Czy warto jeszcze być menerem psa tropiącego postrzałki?