W ostatnim liście do czytelników „Łowca Polskiego” łowczy krajowy podsumowując efekty pracy zespołów interdyscyplinarnych pochwalił się, że zespół ds. promocji dziczyzny „opracowuje” instrukcję uruchamiania punktów sprzedaży bezpośredniej, która pomoże uporać się z formalnościami.
Bez wątpienia wszystkie koła łowieckie z niecierpliwością czekają na to „dzieło”, ale na przykład szwedzki związek myśliwych przekonał rząd do zminimalizowania wszelkich „formalności” aby ułatwić sprzedaż dziczyzny.
W ten prosty sposób chcą ograniczyć gwałtowny wzrost populacji dzików jaki ma miejsce w tym kraju. Trzydzieści lat temu dzik w Szwecji był niezwykle egzotyczny. W ostatnich latach skolonizowały całą północno-środkową Szwecję i stały się problemem. W sezonie 2019/2020 populacja powiększyła się o jedną trzecią. Szacunki wskazują, że w Szwecji bytuje już około 146 tys. dzików.
Propozycje nowych przepisów mają ułatwić myśliwym sprzedaż i dostarczanie dziczyzny do stołówek szkolnych, domów starców, sklepów i restauracji. Mięso z dzików dostarczane konsumentom musi być zbadane pod kątem włośni, a na niektórych obszarach, które były skażone po awarii w Czarnobylu, należy również sprawdzić zawartość cezu.
Zanim jednak myśliwi będą mogli rozpocząć dostarczanie dziczyzny Krajowy Urząd ds. Żywności chce, aby zaliczyli odpowiedni kurs oraz zgłosili taką działalność właściwemu organowi kontrolnemu. Następnie każdemu myśliwy dostanie niepowtarzalny numer, który ma na celu umożliwienie identyfikowalności mięsa.
Szwedzkie Stowarzyszenie Myśliwych uważa, że propozycja Krajowego Urzędu ds. Żywności uległa poprawie po rundzie konsultacji i oczekuje, że rząd szybko załatwi wszelkie formalności przed podjęciem decyzji w sprawie nowych przepisów, o których musi powiadomić Komisję Europejską.