Debiutujemy w nowym kole u Radka z pod Olsztyna. Byk, do którego strzelał wieczorem uszedł, pozostawiając niewielkie ilości farby. Ruszyli mu z pomocą w poszukiwaniu życzliwi koledzy, mający psy zaprawione do pracy w miotach. W tym przypadku jednak nie były one w stanie nic wskórać, bo ranny byk uszedł dość daleko i wszelkie zastosowane metody poszukiwawcze zawiodły…
Podłamanemu nemrodowi jeden z kolegów podsunął „ostatnią deskę ratunku”. Czyli numer telefonu do naszego „Pogotowia postrzałkowego”.
W porannej rozmowie telefonicznej, usłyszałem w jego zrezygnowanym głosie ogromną determinację, aby zrobić wszystko, co jest możliwe aby odszukać rannego byka. Nie mając zbytniej wiary w sukces, ale z poczucia własnej winy prosił o pomoc.
Nowa przygoda
Ruszamy z Cezarem w ponad 100 kilometrową podróż. Na miejscu Radek, będąc w towarzystwie taty, opowiada mi dokładnie całe zdarzenie. Strzelał ze sztucera .30-06 kulą Geco Plus. Nie zaobserwował żadnej reakcji byka na strzał, lecz sprawdzając jego efekt znalazł farbę.
Nie było jej dużo, ale jednak była! Udało się ją znaleźć nawet 200 metrów od zestrzału. Dalej jednak ślady zanikły i poszukiwacze pozostali bezradni. Tak to zaczęło się jego zmartwienie i nasza nowa przygoda.
Ruszamy na trop we dwóch idąc za Cezarem, który ciągnie jak po sznurku, tropiąc wąwozem porośniętym kolczastą tarniną. Jemu idzie to, jak z płatka, a mnie jak po grudzie. Nie dość, że przy wejściu do wąwozu zjechałem po glinie na własnym siedzeniu, to potem walczyłem z „drutem kolczastym”, który był wszędzie i mocno dawał mi się we znaki.
Cezar przyspiesza
Na pociechę usłyszałem tylko rozemocjonowany głos Radka, który znalazł w tym wąwozie kolejną kroplę farby… Po kilkuset metrach takiej wędrówki Cezar wreszcie wyprowadza mnie na olbrzymi, gęsty i poprzerastany brzózkami młodnik. Przyjąłem to z nieukrywaną radością. Śladów farby w nim nie dostrzegłem, choć powiem szczerze, że ja nawet specjalnie jej nie szukałem.
Mam pełną wiarę, że mój orzeł się nie myli i wie co robi. Widzę to po jego pracy. Po około dwóch kilometrach docieramy na skraj młodnika i grubego lasu. Tu Cezar wyraźnie przyspiesza…
Już czuję przez skórę, że nasz byk się podniósł i uchodzi przed nami, więc i my pędząc za psem nabieramy tempa. Cezar już zwiększył dystans między nami do ponad 100 metrów, więc dla mnie wszystko jest jasne.
Teraz dręczy mnie tylko pytanie, czy i kiedy zatrzyma tego byka? Tym razem na nasze szczęście pościg nie trwał zbyt długo. Widzę na ekranie Alfy, że pies zakręcił w prawo do gęstego olszynowego młodnika. Zmierzamy w tym kierunku, a tu nagle wybiega przed nami byk…
Zbieg w gęstwinie
Ja w tym gęstym terenie nie dostrzegam jeszcze jego ułomności. Nie słyszę i nie widzę również Cezara, więc o strzale nie ma mowy! To może być zdrowy byk i tylko Cezar głosząc go da mi 100 procentową pewność, że to nasz postrzałek.
Po chwili wszystko staje się jasne. Pojawia się i mój orzeł gnając i głosząc za tym właśnie bykiem. Teraz i ja mam już pewność, że to ten nasz ranny zbieg! Słyszymy przez chwilę oddalający się gon i stanowienie!
Zbliżam się ostrożnie, bo różnie bywa. Zdarzało się nam, że takie zbyt pospieszne i gwałtowne dojście powodowało raptowny i daleki „odjazd” byka, kosztujący nas w następstwie sporo wysiłku, aby ponownie go zatrzymać.
Tym razem Cezar stanowi naszego postrzałka na obrzeżu polany, ale w gęstwinie. Wyjście na nią z pewnością spowoduje ucieczkę jelenia, dlatego ostrożnie wypatruję jego sylwetki i wreszcie ją dostrzegam!
Kunszt pracy
Jest w odległości około 50 metrów, więc nie czekam i strzelam. Kula trafia go na wysoką komorę. Ten twardy zwierz uchodzi jeszcze 100 metrów i kończy swój żywot…
Okazuje się, że otrzymał postrzał na wysoki przedni badyl. Słyszę słowa podziwu dla mojego psa od towarzyszącego mi na tropie Radka. Mówi, że jeszcze nigdy nie widział posokowca w takiej akcji!
To dla mnie największa nagroda i ogromna przyjemność, jeśli kolega po strzelbie umie docenić kunszt pracy mojego psa. Dziękuję mu za te słowa uznania i składam gratulacje z powodu ustrzelenia przez niego tak pięknego zwierza.
Wręczam złom, oraz dekoruję byka i Cezara. Robimy zdjęcia, które uwiecznią nam tą uroczystą chwilę z przeżytej, wspólnej przygody z królem naszych lasów.
Radość i komplementy otrzymane za tą pracę dały mi ogromną satysfakcję. Wracamy szczęśliwi do naszej mazurskiej bazy, bo debiut w nowym kole, nie mógł być bardziej udany. Jestem pewny, że po takiej pracy, jeszcze nie raz zobaczymy się w tym kole.