WildMen

Fot. Shutterstock

Spotkałem myśliwych

Tadeusz Mirczewski wykazał się brakiem wiedzy oraz nieodpowiedzialnością. Pogrąża siebie, myśliwych i łowiectwo, które chciał promować.
Reklama

Każdy może kupić kamerę i publikować w Internecie filmiki o swoich polowaniach. Trzy lata temu Tadeusz Mirczewski, który wydawał książki – postanowił zostać YouTuberem…

Reklama

Wyemitował już trzysta odcinków. Jego widownia to około 12 tysięcy myśliwych. W tym tygodniu pan Tadeusz stał się jednak prawdziwą gwiazdą Internetu za sprawą polowania na gęsi. Jego gościem był myśliwy z koła „Trop” w Szczecinie, który w trakcie rozmowy z rozbrajającą szczerością przyznał, że „pozyskał” berniklę białolicą – gatunek chroniony.

Rozjechany Tadeusz

Nasze filmy, fotografie, artykuły i komentarze pilnie śledzą nasi przeciwnicy. Każdą wpadkę wychwycą i rozdmuchają w mediach. Wyją z zachwytu, gdy myśliwi pozują do zdjęć z chronionymi gatunkami na trokach. Między innymi na takie rodzynki poluje dziennikarz Gazety Wyborczej Robert Jurszo, który tym razem rozjechał Tadeusza Mirczewskiego.

Reklama

Myśliwi w trakcie programu krytykowali pomysł stworzenia w tym miejscu rezerwatu przyrody i dali przeciwnikom polowań doskonały argument w tej debacie… Marek Brzozowski – myśliwy z lokalnego koła łowieckiego „Trop” przed kamerą powiedział:

-Mamy tu berniklę białolicą, tę mniejszą, ostatnio taką nawet pozyskałem. Ona jest wielkości – była przynajmniej – kaczora krzyżówki.

Reklama

Wyemitowanie takiej wypowiedzi to pełna kompromitacja i doskonały przykładem braku doświadczenia oraz nieprofesjonalnego podejścia.

Wypowiedź Marka Brzozowskiego w dziewiątej minucie

Uczestnicy tych łowów ewidentnie nie wiedzieli, że bernikla białolica jest gatunkiem chronionym, a nieudolna próba tłumaczenia całkowicie pogrąża Tadeusza Mirczewskiego, który w odpowiedzi na krytyczne artykuły wyemitował „przeprosiny”:

Reklama

-To było powiedziane w takim kontekście, że Marek z tą gęsią miał do czynienia. Widział ją i tylko i wyłącznie, a do czynienia w takim sensie, że gdzieś tą gęś spotkał. Ja nie mogę mówić w tej chwili o szczegółach no, bo… No po prostu nie mogę w tym momencie mówić dokładnie i w szczegółach. Jeszcze raz podkreślam, ale tylko i wyłącznie taki był kontekst.

Odcinek pt. „Przepraszam” – Tadeusza Mirczewskiego

W naszym środowisku mamy fachowców w każdej dziedzinie, ale nikt ich o zdanie nie pyta. Poprosiłem o komentarz w tej sprawie dziennikarza i specjalistę od public relations Mirosława Głogowskiego, z którym 15 lat tworzyliśmy miesięcznik „Łowiec Polski”.

-Zacznijmy od tego, że wszystkie osoby, które chcą robić filmy i wypowiadać się przed kamerą powinny przejść szkolenie. Oglądając twórczość pana Tadeusza Mirczewskiego można zobaczyć szkolne błędy. Niestety próba zdobycia popularności często odbiera rozum. Pod koniec zeszłego roku w USA skazano bardzo popularnych influencerów, którzy chcąc pokazać jak najwięcej ustrzelonej zwierzyny – łamali prawo. Drugim przykładem, jaki miał miejsce miesiąc temu, był niemiecki myśliwy, który zgodził się wystąpić przed kamerami publicznej telewizji. Opowiadał o polowaniu na kaczki, ale zapomniał o obowiązku posiadania wyszkolonego psa i podnosił ustrzelone ptaki podbierakiem. Straci uprawnienia do polowania…

Brak profesjonalizmu

W środowisku myśliwych nie brakuje niespełnionych amatorów. Będą popełniać błędy, a tym samym nas kompromitować. W takich przypadkach powinni jak najszybciej usunąć materiał. Nie dlatego, aby ukryć zdarzenie. Przysłowiowe mleko się rozlało, a „gwiazda” YouTube może jedynie czekać na wyrok…

Usuwanie filmów i fotografii, które kompromitują myśliwych ogranicza możliwość ich udostępniania, czyli promowania zachowań godzących w dobre imię całego naszego środowiska!

Pierwszym YouTuberem, którego wszyscy znają jest Przemek Malec. Prowadzi program „Darz Bór” i ma największe doświadczenie…

Fot. archiwum Przemka Malca

Przemku ponad 11 lat zajmujesz się tworzeniem treści na kanale YouTube. Czy każdy może kupić kamerę i kręcić materiały promujące łowiectwo?

-Dziś jest to proste i bardzo wiele osób próbuje. Gdy zaczynałem media społecznościowe były w powijakach i nie były doceniane… Mój program na początku realizowałem dla telewizji – gdzie przechodził specjalny „checking” merytoryczny i techniczny. To mnie nauczyło, aby zwracać uwagę na każdy szczegół!

Profesjonalizm mojej ekipy docenił Polski Związek Łowiecki i dlatego nawiązaliśmy współpracę. Dziś jest bardzo wiele osób, które chcą być influencer’ami łowieckimi. Oczekują, że ich twórczość przyniesie sławę i wielką popularność…

Czasem mam wrażenie, że nie mają pomysłu na siebie i to jest główny powód ich niepowodzeń. Próbują promować łowiectwo, ale brakuje im odpowiedzialności, obycia przed kamerą i doświadczenia telewizyjnego. Każdy może „coś” nagrać i puścić. Niestety amatorzy zbyt często popełniają błędy, za które wszyscy płacimy. Musimy mieć świadomość, że jesteśmy bacznie obserwowani…

Nigdy nie miałeś takiej wpadki, ale gdyby się zdarzyła jak byś postąpił?

-Nie miałem takiej wpadki, bo… Nie mogłem sobie na nią pozwolić. Pracowałem z PZŁ i miałem wsparcie finansowe związku. Gdy zaczynałem realizować pierwsze odcinki programu nie byłem doświadczonym myśliwym. Posiadałem uprawnienia do polowania, ale nie miałem doświadczenia. Nie stawałem jednak przed kamerą w roli eksperta.

Zawsze, gdy czegoś nie wiedziałem to pytałem kogoś bardziej doświadczonego. Materiały były sprawdzane. Nie ufałem do końca myśliwym, którzy stawali przed moją kamerą. Jeśli coś było mało rzeczowe, albo nie do końca byłem czegoś pewien, to po prostu tego nie emitowałem.

Oczekiwałem, by moi widzowie traktowali mnie, jako kolegę, który razem z nimi szuka wiedzy i odpowiedzi na pytania. Przez cały okres gdy realizuję „Darz Bór” nie zdarzyło się mi by wyemitować materiału, którego nie byłem pewien. Gdybym umieścił materiał o podobnym wydźwięku, co kolega z wydawnictwa Mirczumet – pewnie bym stracił wsparcie reklamodawców. Nikt nie chce promować materiałów, które w złym świetle stawiają myśliwych. Gdyby Tadeusz Mirczewski spytałby mnie o radę zaproponowałbym usunięcie materiału, by nie dawać pożywki naszym przeciwnikom…

Czy brak wiedzy wśród myśliwych oraz zdrowego rozsądku doprowadzi do wprowadzenia kolejnych zakazów w ustawie łowieckiej?

– To bardzo prawdopodobne, bo sami dajemy naszym przeciwnikom argumenty. Mamy dziś blogerów i YouTuberów, którzy chcą pokazać jak polują. Niestety wśród części widać całkowity brak odpowiedzialności. Upubliczniając materiały w domenie publicznej musimy mieć świadomość, że działamy na rzecz całej społeczności łowieckiej. To nie jest zabawa. Prezentowane treści nie mogą szokować i ociekać farbą. Jeśli nie zwycięży zdrowy rozsądek to będziemy dalej tracić w oczach społeczeństwa. Nie wspominając o dodatkowych zakazach, jakie będą nam wprowadzać politycy.

Mój kanał YouTube jest najstarszym i ma największą liczbę subskrybentów. Nie znaczy to, że mam prawo wypowiadać się w każdym temacie w roli eksperta i tego nie robię. Cały czas pytam i zastanawiam się oglądając materiał przed emisją jak go odbierze „zwykły” człowiek, co polecam koleżankom i kolegom realizującym materiały w mediach społecznościowych.

Nie umiemy i nie wiemy

W tym zdarzeniu mamy dwie całkowicie odrębne kwestie. Po pierwsze w naszym środowisku nie ma miejsca na akceptację, dla myśliwych strzelających do nierozpoznanego celu i nikt nie powinien ich usprawiedliwiać…

Bernikle kanadyjskie są inwazyjnym gatunkiem obcym, na który można polować Fot. Shutterstock

Ale po drugie! Coraz większym problemem jest upublicznianie nieakceptowalnych obrazów i wypowiedzi. Jedno zdanie dało naszym przeciwnikom kolejny argument w walce o wprowadzenie zakazu polowania na ptaki!

W oczach społeczeństwa zdarzenie pokazało, że nie mamy wiedzy i stanowimy zagrożenie dla cennego siedliska. Nawet w takich amatorskich działaniach widać nasz brak strategii. Gdyby przed kamerą pana Tadeusza myśliwy rzeczowo i profesjonalnie omówił, jakie są zagrożenia i podał dane, którymi posłużył się Robert Jurszo. Gdyby pokazał, jakie szkody powodują ptaki migrujące w rolnictwie. Gdyby pokazał, że myśliwi wykupują grunty i tym samym chronią przyrodę…

Te „gdyby” w naszej komunikacji powinno być kluczowym argumentem. Nie umiemy jednak stworzyć przekazu, w którym myśliwy i łowiectwo ukazywane jest jako skuteczne narzędzie ochrony przyrody. Nie wiemy, że populacje gęsi w tym również bernikli białolicej stale rosną, a coroczny odstrzał gęgawy – który wynosi w północnej Europie ponad 360 tysięcy – nie jest wstanie zatrzymać rosnących trendów tej populacji i coraz większego konfliktu na linii człowiek natura.

Czy blogerzy i YouTuberzy mogą samodzielnie stworzyć właściwy i skuteczny przekaz? Moim zdaniem to zadanie, które zdoła unieść tylko silny i prężnie działający Polski Związek Łowiecki.

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów