Wstrząsającym przeżyciem był dla mnie telefon od rannego kolegi. Leżał w lesie i obficie krwawił z rozległej rany zadanej mu przez odyńca. Prosił, abym zaopiekował się jego młodym posokowcem, w przypadku gdyby jego przygoda zakończyła się tragicznie…
Dochodzenie postrzałków dzików to zawsze bardzo ryzykowne zajęcie, a szczególnie wiosną, gdy bujna roślinność stanowi dla rannego dzika idealne schronienie i jest doskonałym miejscem do zasadzki. Ranny zwierz w jednej chwili z płochliwego uciekiniera potrafi zmienić się w bezwzględnego agresora.
Mener pracując w tym okresie ze swym psem musi być niezwykle czujny i przezorny, ponieważ nasz przeciwnik wykorzysta każdą nadarzającą się okazję do wyrównania rachunku. I nie łudźmy się, że jego celem będzie pies, gdy ma stosowne doświadczenie doskonale wie, kogo w tym tandemie należy wyeliminować w pierwszej kolejności.
Wyrafinowane fortele
Do jego wyrafinowanych forteli należy równoległy powrót obok swojego wcześniejszego tropu i oczekiwanie pod wiatr na idących za nim prześladowców. Tym sposobem przepuszcza obok siebie nieświadomego zagrożenia tropiącego psa oraz przewodnika, aby zaatakować od tyłu! Standardowym posunięciem młodszych osobników jest zasadzka w gęstej roślinności…
Mając takie otoczenie i kontrolę dzik wyczekuje, aż jego przeciwnik będący nieświadomym zagrożenia, zbliży się na tyle blisko, aby skuteczną szarżą zadać mu cios, po którym się go pozbędzie.
Brak doświadczenia ze strony tropiącego tandemu lub stosownej przezorności może mieć fatalne konsekwencje. Większość myśliwych, nawet tych polujących na czarnego zwierza, zna go jako bardzo ostrożnego i płochliwego, więc nie uświadamia sobie jak potrafi się on radykalnie zmienić, gdy jest ranny i zmuszony do obrony.
Za totalnie niefrasobliwe i dyletanckie uważam próby bezpośredniego szukania dzików nocą przez myśliwego – nawet w towarzystwie kolegów. Taka lekkomyślność i brawura, to przejaw najzwyklejszej ignorancji!
Szarżujący odyniec
Wstrząsającym przeżyciem był dla mnie telefon od kolegi, który leżąc samotnie w lesie i obficie krwawiąc z rozległej rany zadanej mu przez szarżującego odyńca, prosił, abym zaopiekował się jego młodym posokowcem, w przypadku gdyby jego przygoda zakończyła się dla niego tragicznie…
Andrzej miał wielkie szczęście. Tym razem szabla nie przecięła tętnicy i dlatego doczekał się przyjazdu karetki pogotowia, co uratowało mu życie. Prowadząc swojego młodego posokowca na otoku z bronią na plecach, nawet nie zdążył zareagować, gdy zobaczył nagle szarżującego odyńca z kilkunastu metrów. Na jego szczęście myśliwy, który mu towarzyszył zdążył dostrzelić dzika nim ten wykonał kolejne cięcie.
Gdy Andrzej zapytał mnie, jaki popełnił błąd przemknęła mi myśl, że oprócz kevlarowych spodni, zapobiec temu zdarzeniu mogło wyłącznie doświadczenie. Niestety jeszcze go nie zdobył!
Dopiero zaczyna swoją przygodę. Dostrzeżenie w porę tego, że młody i pobudzony pies rwie po gorącym tropie, pewnie pozwoliłoby Andrzejowi na puszczenie psa w gon, a wtedy mając wolne ręce, trzymałby w nich broń, a nie otok.
„Czytanie” mowy ciała
Przy dochodzeniu takich postrzałków zadaniem menera jest „czytanie” tego, co mówi jego pies swoim zachowaniem. U młodego adepta tych informacji jest niewiele, są słabo zaznaczone lub prawie niedostrzegalne, bo dopiero nabywa doświadczenia i często sam jest zaskakiwany nagłymi zwrotami akcji.
.
Dla porównania i aby lepiej to zobrazować powiem, że mój doświadczony Cezar, który skończył 8 lat, dochodząc do łoża dzika zwalnia pracę i czując go w pobliżu – lecz nie znając jeszcze precyzyjnie jego kryjówki – przezornie zawraca, zatacza parę kręgów i namierza go dokładnie górnym wiatrem.
Widzę to doskonale po jego charakterystycznym wachlowaniu ogonem, „sprężeniu” i ożywionych ruchach. Nauczył się tego z czasem – a ja „czytania” – zbierając doświadczenie z wielu bolesnych i niespodziewanych lekcji, jakich udzieliły mu ranne dziki. Pamiętajmy jednak, że nawet, gdy nasz pies nauczy się wysyłać nam takie sygnały, a my będziemy je właściwie odczytywać, to od reguły zdarzają się wyjątki…
Taki przytrafił się i nam podczas poszukiwania odyńca ostatniej zimy. Rozjuszony dzik, zirytowany nękaniem ruszył gwałtownie ze swego barłogu na zaskoczonego Cezara. Wtedy mój orzeł nie zdążył go nawet zgłosić, a dzikowi zabrakło trzech metrów do moich nóg.
To nie jest polowanie
Jako menerzy pracujący z posokowcami musimy również pamiętać o tym, że naszą powinnością jest tylko skrócenie cierpień postrzałka, który ma znikome szanse na przeżycie. To nie jest polowanie i nie ma nim być mimo, że prawnicy potrafią to tak interpretować.
Dlatego sukcesem jest i powinno być samo wytropienie i dojście postrzałka. Nie oznacza to jeszcze sukcesu, który utożsamiamy ze zdobyciem tuszy dzika…
Bywają prace, gdy wystrzelona kula trafia w wyrostki kręgosłupa lub powoduje powierzchowny, domięśniowy postrzał. To z reguły nie są śmiertelne trafienia. Objawy są na tyle charakterystyczne, że możemy się tego domyślać, lecz etyka i przezorność nakazuje nam sprawdzić bezwzględnie każdy strzał. Nawet te bez kropli farby, okazują się przecież śmiertelnymi trafieniami na komorę lub miękkie.
Właściwa ocena sytuacji
Nasz wyszkolony pies powinien stosunkowo szybko poinformować, czy było takie trafienie. Jeśli podejmie pracę oznacza, że było. Dla niego „zapach stresu” jest bezbłędnym wskaźnikiem, lecz nic nie mówi o stopniu skuteczności postrzału.
To rola menera, aby właściwie ocenić pozostawione ślady, reakcję postrzałka, czas, dystans który pokonał oraz kondycję zdrowotną, którą wykaże się postrzałek gdy do niego dotrze pies.
To z reguły daje wystarczające dane wykwalifikowanemu menerowi, aby podjąć decyzję, czy należy kontynuować dochodzenie. Bywa, że doświadczony pies sam potrafi dać znać o niecelowości dalszych poszukiwań, bo „zapach stresu” postrzałka zanika, co świadczy o minimalnym kontakcie zwierza z kulą.
Ocena ryzyka
Przy tych wszystkich kwestiach związanych z dochodzeniem postrzałków dzików, uważam za niezwykle istotne wzięcie pod uwagę również ryzyka, jakie niesie ono dla naszego pupila. Jest to niezwykle trudne, ponieważ z reguły postrzałki szukają schronienia w gęstym młodniku, buszu lub mokradle. Wchodząc w taki teren podejmujemy ekstremalne wyzwanie.
Taka praca przypomina działania sapera. Kamizelka kevlarowa dla psa, oprócz niewątpliwych korzyści niesie i pewne niedogodności oraz nie zapewnia całkowitej ochrony. Dlatego czasami należy zaprzestać dochodzenia. Ja wycofuję bezwzględnie mojego psa z pracy, gdy dzik chroni się w dojrzałym rzepaku lub mokradłach, gdzie woda sięga mu do brzucha.
Ostatnio wycofałem Cezara z pracy na samym jej finale. Duży postrzałek – do którego strzelano z kalibru .223 – schronił się po sześciu kilometrach tropienia w podmokłych i bardzo gęstych, szuwarach. Uważałem, że w takim środowisku przy szarży dzika pies ma niewielkie szanse na ucieczkę, a ja na oddanie strzału. Pies zawsze ucieka do właściciela szukając schronienia, a wtedy pudła nie wchodzą w rachubę!
Nieodpowiedzialne zachowanie
Wielu problematycznych postrzałków można uniknąć, gdyby nie fanaberia strzelania „za ucho”. Jest to wysoce ryzykowne i w moim odczuciu nieetyczne. To nieodpowiedzialne generowanie niebezpiecznych i bardzo trudnych do dojścia postrzałków, a dodatkowo skazujemy dziki na powolne konanie…
Z naszego doświadczenia z Cezarem wynika, że szanse zakończenia pracy sukcesem dają postrzałki dzików strzelone na komorę, miękkie lub ze złamanym biegiem. Pozostałe trafienia powodują, że praca na nich staje się przysłowiową ruletką, a przewidywanie szans na ich skuteczne zakończenie przypomina hazard. Bierzmy to pod uwagę idąc na polowanie!