WildMen

Dziczy dzień

Przy poszukiwaniu dzików niczego tak naprawdę nie można przewidzieć. Tym razem mieliśmy dużo szczęścia. Cezar nie zawiódł, a ja w ostatniej chwili zdążyłem zdjąć sztucer...
Reklama

Przyszła na chwilę zima i po lekkim mrozie sypnęło śniegiem. Ponowa, niczym magnes zachęca naszą myśliwską brać do nocnych polowań, dzięki czemu i my mamy zajęcie. Tym razem padło podwójnie na zwoleński „Przesmyk”. Rankiem jedziemy do Marcina, którego dzik uszedł.

Reklama
Radość z zakończenia tej pracy była wyjątkowa…

Jego nocne tropienie nie przyniosło efektów, więc teraz kolej na Cezara, który rusza szczęśliwy i z wielką pasją podejmuje trop dzika uchodzącego w sosnowo, świerkowe młodniki pokryte okiścią. Sprytnie się tam przemieszczał nie trącając nawet gałązki, ale ja niestety poruszam się za nim, jak słoń w składzie porcelany.

Idę niczym taran, wyzwalając mijane drzewa i gałęzie ze zbędnego białego balastu, który ląduje w każdym zakamarku mojej garderoby. Tropienie jest dla mnie prawdziwą udręką i gdy wreszcie po kilometrze Cezar dociera do martwego dzika, moja radość z zakończenia tej pracy była wyjątkowa…

Reklama

Przypadkowy postrzałek

Nie zwlekamy i ruszamy do Piotra, kolegi Marcina z koła, który miał dość podobny problem. Jego dzik, co prawda został w ogniu, ale parę metrów dalej zobaczył na śniegu zagadkowe krople farby. Podejrzewał, że po jego strzale inny dzik mógł dostać przypadkowo odłamkiem kuli.

Wygląda na to, że tak było, bo po kontroli okolicy Cezar „zapina” się na trop i prowadzi nas w podmokłe i bagniste rejony. Tu nie ma młodników pokrytych śniegowymi czapami. Moim zmartwieniem jest teraz teren porośnięty szuwarami i krzakami, otoczony wokół przez wodne zbiorniki.

Reklama

Wiem, że w takich miejscach dzik czuje się jak ryba w wodzie i stanowi wyjątkowe dla nas zagrożenie. Przemieszczając się w tym gąszczu szuwarów czuję narastające ciśnienie i spodziewam się najgorszego.

A tu nagle spostrzegam przed sobą Cezara, który ze stoickim spokojem obwąchuje naszą martwą zgubę. Okazał się nim warchlak, który pokonał prawie kilometr gubiąc na śniegu może trzy lub cztery kropelki farby…

Reklama

Jestem bardzo zadowolony, tak jak i moi koledzy. Dwa sukcesy w tym kole przychodzą nam nie dość, że prosto to i szybko. Może tylko Cezar jest troszkę zawiedziony, bo dla niego było to za łatwo i mało dynamicznie!

W takich miejscach dzik czuje się jak ryba w wodzie…

Rozjuszony i wściekły

W tym momencie dzwonią z niedalekiego „Rogu”, że mają kłopot z odnalezieniem dzika, którego szukali ze swoim psem, ruszamy do nich bez zwłoki z pomocą. Już wiem, że to nasz dobry dzień. Może tym razem Cezar będzie bardziej zadowolony i trochę się rozgrzeje.

Na miejscu koledzy opowiadają mi, że postrzelonego nocą „odyńczyka” na tylny bieg tropili do czwartej rano. Od świtu ponownie podjęli poszukiwania, lecz ich pies odmówił pracy. Teraz po czterech kilometrach liczą na Cezara, który to ma „doholować” wszystkich do ledwie żywej lub martwej ofiary.

Ruszamy na trop lasem wesoło, gromadnie i głośno. Cezar prowadzi nas sprawnie, a my idąc tuż za nim wymieniamy uwagi dotyczące tego postrzałka.

Wchodzimy w lekko zarośnięty podszytem sosnowy oddział. Robię parę kroków i nagle widzę dziesięć metrów przed sobą pędzącego gwałtownie do mnie Cezara, a metr za nim rozjuszonego i wściekłego dzika!

Zdążyłem zdjąć sztucer z pleców w momencie, gdy dzieliło nas już tylko może trzy metry. Dzik w tym momencie płynnie i bez wahania zmienił swoją ofiarę. Zostawił psa i ruszył zdecydowanie na mnie.

Mój strzał oddany w ostatnim momencie powalił go na miejscu. Przez chwilę staliśmy wszyscy wstrzymując oddech, oniemiali z wrażenia!

Wyjątkowe szczęście

Tym razem mieliśmy wyjątkowe szczęście. Gdyby ta sytuacja trafiła się nam godzinę wcześniej w gąszczu szuwarów, to kto wie, czy to nie ja, leżałbym na miejscu dzika. Gdy ochłonąłem zacząłem się zastanawiać, jak to się stało, że Cezar wcześniej nie wszczął alarmu…

Okazało się, że pracowaliśmy z wiatrem, co oznaczało, że dzik czuł nas i zbliżającego się psa dużo wcześniej, niż ten jego. Gwałtowna i niespodziewana szarża zaskoczyła nawet mojego orła no i przede wszystkim mnie!

Myślę, że rana postrzałowa miała tu istotne znaczenie. Kula uszkodziła mu jądra. Trzecia praca tego dnia była rzeczywiście bardziej dynamiczna i podbiła nam obu ciśnienie. Choć Cezar nie wyglądał na zadowolonego…

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów