Zygmunt Jasiński
1939–2017
Większość myśliwych znała Go jako „Biśka”. Tak nazywali profesora wszyscy, którzy mieli okazję Go poznać. A poznać „Biśka” mieli okazję wszyscy, ponieważ jako członek Zarządu Głównego PZŁ przemierzał nasz kraj wszerz i wzdłuż. Był postacią wyjątkową. Oddany bez reszty dwóm pasjom: polowaniu i hodowli pszczół, na obu polach osiągnął mistrzostwo.
W dziedzinie pszczelarstwa posiadał tytuł profesora i ugruntowany od lat autorytet w całym kraju. Kilkakrotnie mieliśmy okazję wysłuchać w redakcji pasjonującego wykładu. Każdy kto wchodził do mojego gabinetu przysiadał i z wielkim zainteresowaniem chłonął wiedzę, która dla zwykłego śmiertelnika jest wprost niesamowita.
Ale przytłaczająca większość naszych spotkań rozpoczynała się i kończyła polowaniem. Jako myśliwy nie miał sobie równych, a szczególnie kochał łowy na czarnego zwierza. Wszyscy, którzy polowali z Profesorem, pamiętać będą, że na stanowisku zapominał o wszelkich swoich dolegliwościach i nic nie uszło Jego myśliwskiemu instynktowi.
W młodości został postrzelony w nogę i do śmierci z tego powodu bardzo cierpiał. Opowiadał o tej straszliwej historii wielokrotnie. Odyniec wyskoczył pomiędzy nim, a starszym myśliwym, który nie dość, że strzelił po linii to jeszcze pomylił spusty i wypalił ze śrutu. Profesora przeszył ból, ale zanim upadł oczywiście zdążył oddać celny strzał.
Zawsze jako pierwszy spostrzegał zwierza, jako pierwszy składał się do strzału i chyba nigdy nie pudłował! Był jednym z najlepszych strzelców okręgu skierniewickiego i warszawskiego. Wszystko to stało w sprzeczności z Jego powierzchownością. Każdy, kto ulegał pierwszemu wrażeniu, po bliższym poznaniu nie mógł się nadziwić, jak bardzo się mylił.
Nigdy nie zapomnę jego niesamowitych opowieści jak gonił postrzałka trabantem po lesie, o niewiarygodnych wprost dubletach i trypletach, czy wyciąganiu łosia z bagna w garniturze.
Był nie tylko wyjątkowym myśliwym, lecz także, a raczej przede wszystkim, wyjątkowym społecznikiem. Bezinteresowny, koleżeński i serdeczny. Zawsze kiedy zwróciłem się Profesora z prośbą o uczestniczenie w imprezach „Łowca Polskiego” nigdy nie odmówił! Wpadał w ostatniej chwili zdyszany i zawsze uśmiechnięty. Mimo posiadanych stopni naukowych i piastowanych funkcji społecznych w kole i we władzach naszego zrzeszenia zawsze pozostawał skromny i bezpośredni w kontaktach.
Dusza towarzystwa. Twierdził, że na polowaniu zbiorowym liczą się jedynie trzy rzeczy: po pierwsze – dobre towarzystwo; po drugie – dobre towarzystwo i wreszcie po trzecie – dobre towarzystwo.
Był duszą towarzystwa każdej myśliwskiej biesiady. Wszystkich częstował rarytasami ze swojej uczelnianej pasieki, a przede wszystkim niezliczonymi myśliwskimi przygodami, o których zawsze opowiadał dowcipnie i zajmująco.
Nie dbał o eleganckie stroje i wytworne samochody. Każdy, kto choć raz zobaczył nie mówiąc już o przejechaniu jego wyjątkowym, w pewnym sensie zabytkowym golfem, nigdy nie zapomni tego doświadczenia. Miał w nim wszystko i dzięki temu był zawsze przygotowany do polowania. Musiał tylko wrzucić karabin, choć nie dałbym sobie uciąć ręki, że na dnie bagażnika nie leżał ulubiony dryling.
W siedzibie naszego związku jest jedno wyjątkowe miejsce. To biblioteka, gdzie znajduje się wiele unikatowych dzieł o tematyce łowieckiej i przyrodniczej. W tej magicznej sali, która nie zmieniła się od dziesięcioleci czuć ducha naszej organizacji. W listopadzie 2017 Zarząd Główny PZŁ podjął uchwałę, aby właśnie to miejsce nosiło imię prof. Zygmunta Jasińskiego. Uroczystego odsłonięcia pamiątkowej tablicy dokonał prof. Jan Szyszko, który tak wspominał swojego przyjaciela.
-Wciąż nie dociera do mnie, że Bisiek odszedł. Ilekroć wejdę do gmachu SGGW, gdzie przez lata wspólnie wykładaliśmy, odnoszę nieodparte wrażenie, że zaraz zobaczę Jego charakterystyczną sylwetkę. Obok pszczelarstwa jego największą pasję stanowiło łowiectwo. Gdyby był tu z nami i gdyby usłyszał, że za godzinę wyruszamy do lasu, to stawiłby się na czas. Wszystko co niezbędne miał zawsze spakowane, w którymś ze swych zabytkowych pojazdów. Szczególne miejsce w jego sercu miało polowanie na czarnego zwierza. Tysięcznego dzika strzelił w mojej obecności. Taką okazję należało stosownie uczcić, a że należał do niezrównanych kucharzy, zasiedliśmy do stołu… W efekcie ledwo zdążyliśmy na pielgrzymkę leśników do Częstochowy, która odbywała się tydzień później!
Dzięki cechom charakteru oraz niepowtarzalnemu stylowi jaki miał Profesor już za życia był legendą Polskiego Związku Łowieckiego.
Cześć Jego pamięci!