A jak wiadomo, kiedy panbóczek kogoś opuszcza, to mu rozum odbiera. I ani chybi mamy do czynienia z taką sytuacją.
Zaczęło się od tego, iż ktoś z naszego środowiska, podsuflował urzędnikom Ministerstwa Środowiska pomysł by wprowadzić letni odstrzał dwuletnich łań i szpicaków…
I tu muszę cofnąć się do historii. Dzięki wielkiemu łowieckiemu bibliofilowi Leszkowi Szewczykowi miałem okazję przejrzeć ponad 100 łowieckich kalendarzy. Okazuje się, że nasi przodkowie w ogóle łań nie strzelali.
Łanie zaczęto strzelać dopiero w połowie lat 30-tych XX wieku. Sezon polowań trwał dwa miesiące – wrzesień i październik. Dopiero pod koniec lat 50-tych ubiegłego wieku sezon wydłużono do końca stycznia, by kilka lat później ustabilizował się na połowie tego miesiąca.
Przez lata toczyła się dyskusja czy nie należy go skrócić, ale dalibóg, nikomu nie przychodziło na myśl by zaczynać go latem!
Wiem, że niektórzy koledzy uważają, iż w lipcu da się rozróżnić dwuletnią, nieprowadzącą łańkę od trzyletniej, ale popytałem starszych od siebie i bardziej doświadczonych nemrodów. Tych, którzy może działaczami wielkimi nie są, ale doświadczonymi praktykami na pewno.
Żaden, podkreślam żaden z nich, nie potwierdza tego stanowiska. Wszyscy podkreślają swe obawy – skończy się strzelaniem do matek i śmiercią kilkutygodniowych cieląt.
W opinii mojej i moich kolegów to najgłupsze rozwiązanie jakie za naszego, niekrótkiego przecież życia, wprowadzono. Nie! Sorry. Tylko niewiele wyprzedza swą głupotą zezwolenie na strzelanie do prowadzących loch…
Teraz o szpicakach. Jaki jest sens strzelania latem szpicaków? W ogóle jaki jest sens strzelania szpicaków?
Nie dosyć, że „działacze” namówili ministra na taką głupotę to jeszcze chcą wprowadzić rzecz jeszcze bardziej horrendalną -nie trzeba będzie przedstawiać łbów strzelonych szpicaków do oceny. Implikacje tego są dwojakie: po pierwsze zaczynamy niszczyć jeden z kanonów łowiectwa – jeśli strzelisz zwierzynę trofealną to twoim moralnym i prawnym obowiązkiem jest preparacja trofeum.
Nie mogę się dodzwonić do Tomasza Sobalaka, który kiedyś ze dwa wieczory poświecił mi na opowiadanie o etyce łowieckiej w kontekście trofeów, ale mogę zacytować myśl wielkiego amerykańskiego pisarza i myśliwego Roberta Ruark, którą staram się wpoić wszystkim młodym myśliwym: „Trofeum jest świadectwem i pamiątką po polowaniu. Przez trofeum obdarzamy nieśmiertelnością zwierzę, które zabiliśmy…”
Ale, co to jeszcze to oznacza…
Jakikolwiek byk zostanie strzelony latem nikt nie będzie wiedział co to padło… A strzelaczy u nas niestety coraz więcej. Idę o duży zakład, że niejednego zaświerzbi palec, by strzelić do dorodnego byka przed sezonem: – „bo wyszedł, a na rykowisko pewnie pójdzie do sąsiadów” i w książkę wpisać „szpicak”.
Przy elektronicznej książce nie ma nawet ryzyka, że ktoś takiego strzelacza w punkcie wpisów zobaczy. Chyba dalej tej myśli nie muszę rozwijać…
Chętnie poznałbym nazwiska „łowców” którzy suflowali ministrowi takie rozwiązania. I choćby mieli przed nazwiskiem literki „dr” czy nawet „prof.” To z czystym sumieniem powiem im – Bóg Wam rozum odebrał panowie.
Kreślę się z poważaniem z głębokiej prowincji
PS.
Słyszałem, że ten pomysł suflowali również niektórzy „myśliwi” z Zachodniopomorskiego, bo to ma pomóc im w obniżeniu szkód czynionych przez jelenie latem. Wiem, że sprawa jest skomplikowana, ale zadaję im pytanie: jakim cudem dopuściliście koledzy do tak wysokich stanów jelenia? Czy przypadkiem pazerność na dewizową kasę (a ta jak wiadomo bierze się ze strzelania jeleni na zbiorówkach) nie jest powodem…
Niestety po pandemicznych latach – kiedy dewizowców zabrakło – musicie zapłacić za swoje błędy!