Nowy dzień i nowe wyzwania. Rano jedziemy z Janem do Strzałowa. Ugodzony kulą byk przekroczył rzekę. Na drugim jej brzegu, ekipa poszukiwawcza znalazła jedną kroplę farby. Psy tropiące nie spisały się zakończyły pracę po około 100 metrach.
To nasz debiut w tym OHZ-cie. Chciałbym zademonstrować skuteczną pracę mojego orła. Do poszukiwania przystępujemy po 25 godzinach od strzału. Cezar zaczyna tropienie od miejsca, gdzie znaleziono farbę. Idzie mu dość tępo. Porusza się wolno, zmierzając trasą poprzednich psów. Po 100 metrach ma problem, w miejscu, gdzie skończył pracę poprzedni bawar. Czyżby trop odparował?
Przeszukiwania okolicznych łąk i krzaków na niewiele się zdają. Czekamy dobre 20 minut, a Cezar wraca po raz trzeci na tą samą, nieszczęsną kroplę i wreszcie łapie trop byka!
Zakręcamy ostro w lewo i kierujemy się w szuwary, krzaki i bagna. Pies pracuje z wielką pasją i zaangażowaniem. Daję mu luz! Byk wykręca w krzakach ostre zakręty. Cezar rozwiązuje te łamigłówki bez pudła, ale trochę to jednak trwa, co daje bykowi lekką przewagę. Farby nadal nie dostrzegamy, ale i tak jesteśmy pewni, że mamy go na przysłowiowe wyciągnięcie ręki.
Po czterech kilometrach wreszcie Cezar go stanowi, ale trwa to moment. Byk ostro rusza na gruby las, uwalniając się od towarzystwa psa. Idziemy za nim jeszcze 1,2 km, choć wiem, że to bezsens. Taki postrzał nazywam obcierką. Byk jest zdrowy!
Mam niedosyt, ale praca Cezara bardzo się podobała towarzyszącemu nam leśnikowi.
Dzwoni telefon z koła „Darz Bór”. Wczoraj ich dewizowiec strzelał do kapitalnego byka,. Na zestrzale było trochę farby, ale byk uszedł. Podejmujemy wyzwanie i jedziemy z Janem. Spotkamy się w pod przepiękną kwaterą, w której czujemy się jak w raju…
Chwila odpoczynku i przystępujemy do pracy. Tym razem korona jest spora: trzech dewizowców, paru kolegów z koła i my z Janem! Cezar łatwo łapie trop i jako główny aktor tego przedstawienia, prowadzi nas serpentynami poprzez las.
Od czasu, do czasu wykręca kółka, aby obserwujący pracę trochę odsapnęli. Pies pracuje spokojnie, ale w przyzwoitym tempie, jakby wiedział, że ma za sobą widownię, która go ocenia.
Po prawie dwóch kilometrach tropienia – bez kropli farby – Cezar doprowadza nas do wzniesienia, a tam… Zauważamy leżącą – jak we śnie – naszą śliczną zgubę. To dwudziestak o pokaźnej masie – który został ugodzony na miękkie.
Uff… Z grobowej ciszy, nastrój zmienia się w euforię! Radość jest ogromna, gratulacje, złom, podziękowania. Tylko Cezar jest niewzruszony, bo takie „śpiące” byki, nie wzbudzają w nim emocji. Nawet do zdjęć ustawia się w pozycji leżącej.
Mimo, że mamy już kolejne zadanie do wykonania w Piskim „Orle”, ulegamy pokusie i wracamy na pyszny gulasz z dziczyzny do myśliwskiej stanicy. Kuchnię prowadzą ładne i zdolne dziewczyny. Smakujemy wiktuałów, popijamy kawkę i czuję, że jeszcze chwila, a zagościmy tu na dłużej…
Koniec marzeń. Robota czeka! Ruszamy, bo jest do pokonania 80 kilometrów. Chwilę po czternastej pojawiamy się u Piotrka w „Orle”. Ich rozemocjonowany dewizowiec, poprzedniego dnia prawdopodobnie spudłował, do byka, ale stu procentowej pewności nie ma.
Ma ją dać Cezar! Brak farby i żadnych oznak trafienia. Po 19 godzinach mój orzeł obwąchuje łąkę i teren wokół, na którym urzędował byk z łaniami, w momencie strzału.
Sprawdzamy w promieniu 200 metrów, podążając różnymi ścieżkami. Nic nie znajdujemy. To jest czyste – pudło! Wracamy do domu. Pogotowie postrzałkowe kończy pracę o godzinie 19.30. Bilans tego dnia średni. Mamy jednego byka, obcierkę i jedno pudło.
Czekamy, co przyniesie nam jutro!