Wszyscy pamiętamy „Skrzypka na dachu”, z którego do masowej kultury przebiła się piosenka „Gdybym był bogaczem”. Jednak motywem przewodnim jest melodia „Tradycja” i wokół niej toczy się cała akcja tego wspaniałego musicalu.
Na początku Tewje mówi, że bez tradycji społeczność Anatewki byłaby czymś nietrwałym, jak skrzypek na dachu. W trakcie widzimy, jak jego córki łamią obyczaje, a tym samym rozpada się ich społeczność.
Koniec jest jednak optymistyczny. Okazuje się, że możemy przetrwać i mieć swoje miejsce w „nowym świecie”, dzięki TRADYCJI, która jest najważniejszym spoiwem dla każdej grupy.
Socjologowie mówią, że źródłem tożsamości jest tradycja. Boże Narodzenie, Wielkanoc, chrzest dziecka, dożynki, imieniny, a nawet obyczaje związane z pogrzebem są dla większości z nas bardzo ważne. Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić Polskę – bez tych tradycji?
Nasz stosunek
Niewiele jest środowisk, które tak często mówią o tradycji, jak myśliwi. Bardzo lubimy się nią chlubić. Tradycyjny pokot i odwieczne spory, jakie toczą się wokół niego. Jak układać zwierzynę na prawym boku jak w Kongresówce, czy na lewym jak w Galicji? Płowa przed czarną, czy dzik przed sarną? A słonka to gdzie, wśród pióra, czy może najważniejsza?
Tradycja ślubowania i złomu, chrzest, „Darz Bór” wznoszony lewą ręką czy w końcu sygnały myśliwskie, które coraz częściej są grane. Choć wiadomość, że istnieje sygnał „ku mnie” budzi zdziwienie nie tylko wśród młodych ćwików, ale nawet starych nemrodów, którzy powinni o nim pamiętać, choćby z serialu „Czterdziestolatek”.
Bez względu na spory, jakie toczymy – generalnie staramy się przestrzegać naszych zwyczajów. Mamy nawet na to odpowiedni dokument, który każdy młody adept łowiectwa dostaje do ręki, a potem ze znajomości naszych obyczajów przepytujemy go na egzaminie. W rozmowach z ludźmi nie będącymi myśliwymi często używamy argumentu o posiadaniu „tradycji łowieckich”, jako dowodu na wyższość naszego środowiska.
Lubimy powtarzać, że nikt, tak jak my, nie szanuje tradycji. Czyżby?
Nowa siedziba
Kiedy dowiedziałem się, że podczas obrad NRŁ dyskutowano o sprzedaży naszej siedziby, krew uderzyła mi do głowy. Ponoć pewien bardzo prominentny gość powiedział nawet, że można przenieść centralę do Opola, bo… jest to piękny budynek – tak na marginesie wybudowany przez łowczego Wojtka Plewkę, którego zaraz po zakończeniu budowy wysłano na emeryturę.
Jak donoszą wiewiórki, propozycja „nowej” siedziby jest rozważana na poważnie. Jednym z powodów jest to, że szacowni członkowie NRŁ, przyjeżdżając na posiedzenie, nie mają gdzie zaparkować samochodów i muszą na nogach przejść kilkaset metrów! Dodatkowo potrzebny jest remont, a kasa związku ponoć pusta, w co akurat nikt powinien uwierzyć, bo przecież NRŁ przyznała nowemu łowczemu krajowemu pobory większe niż posiada Prezydent RP.
Nie! Nie, proszę koleżeństwa. Nie opowiadam rzeczy wyssanych z korzenia dębu. Takimi sprawami zajmuje się jeden z najważniejszych organów naszego związku w momencie, kiedy koalicja zjednoczonej prawicy zabrała nam samorządność i dobiera się do naszych składek.
Jestem pewien, że w tym działaniu jest drugie dno. Siedziba Polskiego Związku Łowieckiego warta jest kilkadziesiąt milionów, a nowe władze nie mają sukcesów. Pewnie marzy się im pozostawienie po sobie czegoś wielkiego. Nowoczesna siedziba z luksusowymi pokojami i parkingiem byłaby godnym pomnikiem.
Bezcenne miejsce
Niewielu wie, a jeszcze mniej rozumie, że myśliwi przy ulicy Nowy Świat 35 urzędują od ponad 130 lat. W tym miejscu działał Warszawski Oddział Carskiego Towarzystwa Prawidłowego Łowiectwa. Potem była tu siedziba Centralnego Związku Polskich Stowarzyszeń Łowieckich, w której Jan Sztolcman razem z hrabią Bielskim dyskutowali o przyszłości polskiego łowiectwa. W 1945 roku przedwojenni działacze wrócili na Nowy Świat i odbudowali siedzibę Polskiego Związku Łowieckiego i nawet „komuna” nie mogła nas z tego miejsca wyrzucić.
Żadna organizacja w naszym kraju nie może się poszczycić takim miejscem, jak Nowy Świat 35, choć dla większości myśliwych pewnie nie ma to żadnego znaczenia. Nie jestem oderwany od rzeczywistości i mam świadomość, że dla statystycznego Kowalskiego najważniejsza jest częstotliwość zginania się wskazującego palca!
Jednak od najważniejszych osób w naszym związku powinno się więcej wymagać. Pewnie nie znają historii sprzed kilku lat, kiedy przybyła do naszego kraju delegacja angielskich myśliwych.
Polowali w kilku kołach i uczestniczyli w Hubertusie Spalskim. Byli pod wrażeniem naszych łowisk, wspaniałej kuchni, a szczególnie piwa, które podbiło ich serca, ale…
Kiedy zajechali na Nowy Świat 35 i usłyszeli, że polscy myśliwi urzędują pod tym samym adresem od ponad wieku… Szef delegacji powiedział krótko – Piękna tradycja, której niestety my nie mamy!
Czytając wpisy i komunikaty, jakie serwuje nam związek od dwóch lat, jest mi zwyczajnie przykro, że dla obecnego pokolenia łowieckich urzędników, którzy paradują w rozpiętych mundurach i zakurzonych butach „tradycja” to tylko pięknie, choć pusto brzmiące słowo…
Stefan Witkowski