Argumentów za obecnością dzieci na polowaniu jest bardzo dużo, a nie udało się tego obronić! Moim zdaniem łamana jest konstytucja, która gwarantuje mi wychowanie dziecka według własnych wartości.
Łowiectwo było ważną wartością u moich dziadków i pradziadków, którzy walczyli o tę wolną Polskę, w wielu wojnach. Ich głos się już nie liczy? Kiedy idę na polowanie, moje dziecko zostaje SAMO w domu i zamiast poznawać świat przyrody, rozwijać swoją koncentrację, myślenie przyczynowo-skutkowe, hartować się i ruszać na świeżym powietrzu, uczyć odpowiedzialności, poznawać realne życie i kształtować więź ze mną to…
Nie wiem co robi, mam nadzieję, że nie siedzi i nie gra na komputerze w bezmyślne gry. Teraz w okresie dojrzewania chciałabym je mieć na oku – to zrozumiałe. Każdy kto zna moje nastoletnie dziecko, wie jak ważny jest dla niego świat przyrody, obserwacje zwierząt i ich tropów. To jest dramat, dla mnie i dla mojego syna, gdy nie możemy być razem na polowaniu.
Moje dziecko ma barwne i bogate życie – pełne wycieczek i wyjazdów – co rozwija jego zainteresowania. Chciałabym go uczyć odpowiedzialności na polowaniu. Chciałabym mu pokazać współpracę myśliwych, echo sygnałówek, które niesie wiatr po kniei i zasady bezpieczeństwa – twarde i niezmienne, które rządzą każdym polowaniem.
To jest dramat, dla mnie i dla mojego syna, gdy nie możemy być razem na polowaniu.
Chciałabym, żeby poczuł ten radosny nastrój, gdy ruszamy na polowanie zbiorowe, witamy naszych długo niewidzianych kolegów, wujków czy dziadka. To takie ulotne chwile, które zapadają w pamięć. Trudno o nich opowiadać tym, którzy na polowaniu nigdy nie byli.
Wiem, że mój syn cieszyłby się widząc pracę naszego psa na polowaniu. Stałby koło mnie i wstrzymywał oddech na widok wychodzącej zwierzyny, tak jak ja gdy byłam w jego wieku i z moim ojcem jeździłam na polowania.
Wiedziałabym, że zrobiłam dla swojego jedynego dziecka, wszystko, aby kiedyś był odważny i odpowiedzialny względem świata przyrody i ludzi. Całe moje dzieciństwo było zdobywaniem wiedzy o przyrodzie mądrości tego świata.
Takie było moje dzieciństwo. Kiedy jechałam z tatą do lasu, z dumą niosłam rosyjską lornetkę z trudem zdobytą w PRLu. Trudno wytłumaczyć jak bardzo zazdrościły mi wszystkie dzieci z podwórka, które czekały przez pół roku, że ich tata zabierze je do cyrku o ile ten przyjedzie do miasteczka.
Dziś nie czuję się obciążona obecnością na polowaniach w dzieciństwie. Czuję się odpowiedzialna za każdego człowieka, a od 23 lat wychowuję i uczę cudze dzieci, jako nauczyciel. Po latach stwierdzam, że polowania i koła łowieckie bardziej wychowawczo pomogły, niektórym moim absolwentom niż poradnie psychologiczno-pedagogiczne (których nikt nie rozlicza za skuteczność działań).
Działam w różnych organizacjach non profit i wolontariatach. Bo ziarenko odpowiedzialności, które zasiali we mnie w dzieciństwie rodzice, rozwinęło się na rzecz społeczeństwa.
Czy tak dużo chcemy od naszego państwa? Wychować nasze dzieci na dobrych ludzi? Czy cena, którą płacą myśliwi i ich dzieci musi być aż tak wysoka?
Monika Szima-Efinowicz