W Naczelnej Radzie Łowieckiej od trzech miesięcy wrze. Dzisiejsze posiedzenie, które odbyło się w Dąbrowie Tarnowskiej, miało być w całości poświęcone analizie działalności Zarządu Głównego PZŁ. Nie jest tajemnicą, że większość członków rady negatywnie ocenia pracę Pawła Lisiaka. Z treści porządku obrad można było wywnioskować, że rada zamierzała zmniejszyć uposażenie „naszego” łowczego.
To wynik ciągłego łamania Statutu PZŁ, lekceważenia rady, paraliżowania jej obrad i nie dopuszczenia komisji kontroli do dokumentów źródłowych, których poznanie było niezbędne dla wydania opinii na temat sprawozdania za 2019 rok.
W odpowiedzi łowczy krajowy próbował „zastraszyć” radę, i wysyłał pismo, w którym – podpierając się autorytetem ministra Edwarda Siarki – chciał za wszelką cenę nie dopuścić do zwołania dwudniowego posiedzenia oraz debaty nad swoim uposażeniem.
Chaos i niegospodarność
Odrzucenie przez radę sprawozdania z działalności za 2019 rok było „żółtą” kartką dla łowczego. Niestety, przez pół roku Paweł Lisiak utrudniał pracę Komisji Nadzoru i Kontroli. W końcu pojawił się jej raport, który nie pozostawia cienia wątpliwości. Siedem milionów straty, jaką wykazał Albert Kołodziejski, jest wynikiem chaosu panującego w Zarządzie Głównym PZŁ, co –zdaniem komisji – doprowadziło do zapaści Polskiego Związku Łowieckiego.
Okazuje się, że Zarząd Główny PZŁ nie prowadzi rejestru uchwał. Wielu z nich nie okazano komisji kontroli. Zarówno w 2019 roku, jak i w 2020 roku zwalniano pracowników, łamiąc prawo pracy oraz zatrudniano nowych na stanowiska, które nie istnieją w regulaminie wynagradzania.
Pan Albert Kołodziejski w 2019 roku wydał na obsługę prawną ZG PZŁ 1 600 000 złotych. Powołany przez ministra Kowalczyka łowczy jednoosobowo podejmował decyzje o podpisaniu pięciu umów, których nikt merytorycznie nie rozliczał, co zdaniem komisji kontroli „zakrawa na niegospodarność”.
Generalnie Komisja Kontroli i Nadzoru wykazała rażące błędy. W raporcie wprost mówi się o niegospodarności i marnotrawieniu środków, jakie wpłacamy do kasy związku w formie składek. Zaleca natychmiastowe i radykalne działania reformujące działalność Zarządu Głównego PZŁ.
Komisja jednocześnie zarekomendowała Naczelnej Radzie Łowieckiej zatwierdzenie sprawozdania za 2019 rok, ponieważ jest to niezbędny krok, aby rozpocząć kontrolę działalności zarządu pod przewodnictwem Pawła Lisiaka. Naczelna Rada Łowiecka tak naprawdę nie miała innego wyjścia i postanowiła złożyć doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa!
„Nasz” łowczy
Prawnicy Zarządu Głównego PZŁ są słabym punktem. Pomimo wydatkowania na ten cel horrendalnych środków, obsługa prawna słabo porusza się po Statucie PZŁ, co wytknął prezes Piątkiewicz, odpowiadając panu Lisiakowi na jego pismo:
„Zdaniem łowczego, prezes NRŁ może zwoływać posiedzenia jedynie w siedzibie związku, ponieważ § 84 ust. 4 nie wspomina o wyznaczeniu „miejsca”. Przypominam, że w kompetencjach Rady jest również zwołanie Krajowego Zjazdu Delegatów i tam też nie ma mowy o „miejscu”. Idąc „tropem” Łowczego, Rada mogłaby zwołać zjazd tylko w siedzibie związku, co jest oczywistym nonsensem.” – napisał w swojej odpowiedzi prezes Piątkiewicz.
Trudno się nie zgodzić z tą argumentacją, więc nie dziwi, że Paweł Lisiak, pomimo wcześniejszych zapewnień pojawił się w Dąbrowie Tarnowskiej i zgodnie ze Statutem PZŁ zapewnił radzie obsługę administracyjno-biurową.
Spośród trzech ostatnich łowczych obecny przewodniczący jest najbardziej niekompetentny. Od samego początku zalicza same wpadki. Pomysł „straszenia” rady oraz próba ingerowania w porządek obrad była jednak jego największym błędem. Pan Lisiak wykopał sobie dół, wskoczył do niego i sam się w nim zakopał. Jeśli któryś z członków rady miał jakiekolwiek wątpliwości czy należy odebrać łowczemu pobory, to po przeczytaniu jego ostatniego pisma oraz raportu komisji kontroli nabrał pewności.
Czy rada ma prawo zmniejszyć wynagrodzenie wynoszące obecnie 30 tysięcy złotych? Oczywiście! Jedną z możliwości jest wypowiedzenie zmieniające. Jego istota sprowadza się nie do zakończenia stosunku pracy, ale do modyfikacji warunków zatrudnienia, czyli zmiany zakresu obowiązków oraz płacy. Nowe warunki pracownikowi należy przedstawić na piśmie i pouczyć go o możliwości wniesienia sprzeciwu, czyli odmowy, której konsekwencją jest rozwiązanie stosunku pracy, bez obowiązku dodatkowego oświadczenia woli pracodawcy.
„Wycieczka” do Budapesztu
Z pisma, jakie skierował Pan Lisiak do członków rady można wywieść fałszywy wniosek, że obecny łowczy dba o finanse związku i uniemożliwia „bezmyślne trwonienie” składek na wyjazdowe posiedzenia Naczelnej Rady Łowieckiej.
Paweł Lisiak pewnie naiwnie myśli, że nikt nie zapyta, ile wynosiły koszty posiedzeń komisji kynologicznej, która przez trzy lata nie była wstanie poprawić regulaminu prób i konkursów dla psów myśliwskich.
To pytanie powinna postawić Naczelna Rada Łowiecka. Podpowiadam, że faktury i delegacje bez szemrania płacą terenowe oddziały Zarządu Głównego, czyli zarządy okręgowe.
Zabawne, ale temat kosztów jakie „generuje” NRŁ poruszył w „Łowcu Polskim” tuż przed swoim wyrzuceniem Albert Kołodziejski. Ośmielił się krytykować radę i wprost wskazał, że posiedzenia kosztowały związek, aż 300 tysięcy złotych. Moim zdaniem w ten sam sposób „zagrał” Paweł Lisiak, który próbuje teraz odwrócić uwagę od swoich działań. W tym kontekście ostatni akapit pisma łowczego do rady to strzał w kolano, ponieważ łowczy przypomniał w nim o Światowej Wystawie Trofeów w Budapeszcie.
Nikogo nie zdziwię, że organizacja wyjazdu przerosła Przewodniczącego ZG PZŁ. Stoisko Polskiego Związku Łowieckiego ma „zdobić” trzynaście trofeów, a tak naprawdę atrap, czyli gipsowych odlewów. To będzie międzynarodowa kompromitacja. Europa będzie się z nas śmiać przez kilka dziesięcioleci.
Pierwszy dzień posiedzenia Naczelnej Rady Łowieckiej zakończony. Rada zatwierdziła sprawozdanie za 2019 rok oraz sprawozdanie z działalności związku za 2020 rok. Kluczowe głosowania w sprawie przyszłości Pawła Lisiaka zostały przełożone na jutro.