W telewizji sprzedają się tylko mocne relacje, więc „dobry” dziennikarz, nie mając odpowiednich zdjęć, musi często „nadrobić” właściwym komentarzem. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że w tym przypadku również musiały się pojawić magiczne słowa „przerażająca historia”, „wystrzeliła niezabezpieczona broń”, czy „myśliwy zastrzelił pogryzioną sarnę na oczach dzieci”.
Krew i trup
Doskonale wiemy, że nic tak nie ożywia mediów, jak krew i trup. Kino od 100 lat uczłowiecza zwierzęta, więc może to być „krew i trup” sarenki. Też się sprzeda, a grupy antyłowieckie za darmo zrobią reklamę. Czekają z utęsknieniem na takie informacje.
Wszystkie – bez wyjątku – udostępniły tą relację Polsatu z odpowiednim komentarzem. Trzeba przyznać, że są konsekwentni w „sianiu” mowy nienawiści i wywoływaniu negatywnych emocji wokół myśliwych.
Nikt nie może powiedzieć, że dziennikarze nie zachowali obiektywizmu. Wypowiada się myśliwy przez 20 sekund, a nawet łowczy okręgowy z Rzeszowa, który zdołał powiedzieć jedno zdanie w ciągu 5 sekund!
Pozwalając dziennikarzom na wyrywanie poszczególnych zdań z długich wypowiedzi, sami się pogrążamy. Jestem pewien, że zarówno główny bohater, jak i łowczy, nie zażądali autoryzacji. To typowe dla naszego środowiska, choć za każdym razem przypominam, że mamy takie prawo!
Brak kultury
W dawnych czasach myśliwi byli bohaterami filmów, reklam, strażnikami tradycji i autorytetami w dziedzinie ochrony przyrody bycie rycerzem św. Huberta nobilitowało. Dzisiaj przedstawiani jesteśmy jako złoczyńcy, żądni krwi mordercy, którzy zabijają bezbronne sarenki. Niestety, naszym zachowaniem utrwalamy taki obraz w społeczeństwie.
Jakie błędy popełnił myśliwy w podrzeszowskim lesie? Kardynalne! Zauważając spacerującą rodzinę, powinien od razu na ich oczach rozładować broń i odwołać psy. Gdyby tak postąpił, nie byłoby przypadkowego wystrzału, który niewątpliwie rozgrzał atmosferę.
Spotykając w lesie postronnych ludzi, zwyczajnie nie umiemy się zachować. Bohater Polsatu powinien się przywitać, przedstawić, wyjaśnić sytuację oraz poprosić o kontynuowanie spaceru. Spokojnie poczekać, jak rodzina się oddali i skłóć sarnę, która wpadła w leśne ogrodzenie.
Byłem kiedyś przypadkowym światkiem docinania rogacza, który wpadł pod samochód. Traf chciał, że pewien łowca wracał z polowania i na oczach kilkunastu osób poderżnął mu gardło. Na asfalt chlusnęła krew, a kilka pań prawie zemdlało z wrażenia.
Szacunek się zdobywa
W naszym społeczeństwie pokutuje świadomość, że szacunek jest wynikiem statusu majątkowego, zajmowanego stanowiska czy z racji bycia szeroko rozumianą „władzą”. Z przejawami zwykłego chamstwa w takich przypadkach każdy z nas się spotkał, ale jak widać wielu myśliwych nie rozumie, że kiedy zarzucamy broń na ramię w oczach „zwykłego” człowieka zaczynamy dominować i stanowimy zagrożenie.
Dla ludzi taka sytuacja jest bez wątpienia niekomfortowa, a jeśli łowca nie jest sąsiadem czy znajomym, zawsze zostanie sklasyfikowana jako realne zagrożenie, co w sposób naturalny wywołuje agresję, która w tym przypadku jest formą obrony.
Musimy sobie w końcu uzmysłowić, że to myśliwy z bronią – czyli atrybutem przemocy – wkracza w strefę odpoczynku czy rekreacji innych obywateli. Świat się niebywale skurczył i nie ma już miejsc, w których samotnie będziemy kontemplować przyrodę. Dlatego nasze zachowanie musi się zmienić, aby budować szacunek i nie doprowadzać do takich mało przyjemnych sytuacji.