WildMen

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Obcierka po „piórach”

Przemek dzwoniąc do mnie nie był zbyt przekonany o celowości szukania wycinka. Jednak czuł się w obowiązku dopełnić tej formalności.
Reklama

Strzelany nocą z podchodu na łące dzik, padł po strzale na miejscu. Odczekał, więc chwilę i zadowolony ruszył do samochodu, a gdy podjechał po niego stwierdził zaskoczony, że dzika… Nie ma!

Reklama

Wnikliwa analiza miejsca zestrzału wykazała jedną niewielką plamkę farby i nic więcej. Wataha ruszyła po strzale do krzaków, lecz na jej tropie nie znalazł nawet kropelki farby. Wniosek wydawał się oczywisty i logiczny, że była to obcierka po „piórach”, czyli wyrostkach kręgosłupa i dla wycinka był to tylko przykry incydent…

Cezar sprawdza wskazaną mu plamkę i rusza po tropie watahy. Widząc to klnę w duchu, bo wiem, że teraz dopełnienie tej „formalności” to kilkukilometrowy szybki przełaj z przeszkodami, nim nabierzemy pewności, że tak w istocie było.

Reklama

Czeka na nas pewnie najbardziej niewdzięczna z prac, które w takim przypadku musi wykonać mener ze swoim psem. Takie to czasami bywają uroki dochodzenia postrzałków.

Szansa na sukces

Jednak po kilkudziesięciu metrach Cezar zawraca i ponownie o dziwo sprawdza zestrzał?! Tym razem kieruje się jednak na rozległe łąki, a mnie zapala się światełko nadziei.

Reklama

Jeśli dzik nie podąża za watahą, to jest to oznaka jego słabości i naszej szansy na sukces. Teraz czuję już wyraźnie powiew optymizmu, gdyż mój orzeł pewnie zmierza po tropie.

Po kilometrze trochę rzednie mi mina, gdy przekraczamy bobrową tamę w bagnistym terenie, a on przedziera się przez zwarte trzcinowiska. Na naszą pociechę dzika w nich na szczęście nie ma, a na niewielkiej łacie śniegu dostrzegamy pierwszy ślad farby.

Reklama

Rytmiczne machanie

Jednak ostro protestuję, gdy mój orzeł zdecydowanie przepływa głęboki kanał, na co ja nie jestem przygotowany. Odwołuję go, fundując mu z przykrością ponowną kąpiel w lodowatej wodzie i wracamy szybko do bobrowej tamy, aby z drugiej strony rozlewiska odszukać trop.

Mądry dzik zrobił wiele, aby zgubić swój ślad w wodzie przed ewentualną pogonią. Na nasze szczęście Cezar szybko sobie z tym radzi i na dokładkę jest już stosunkowo twardo, choć przed nami wysokie łany nawłoci i chwastów.

Pracujemy teraz pod wiatr i dostrzegam u niego rytmiczne machanie ogonem, co jest pierwszym zwiastunem, że zapach tego poszukiwanego dzika jest już w jego nozdrzach.

Cezar przyspiesza, a ja pędząc za nim zdejmuję szybko broń wiedząc, że finał jest już blisko. Staram się jak mogę dostrzec w tym gąszczu jego poczynania, lecz gdy po raz pierwszy dwukrotnie daje głos, a ja w tej samej chwili dostrzegam sylwetkę uciekającego dzika nie mam jeszcze pewności, że to nasz postrzałek.

Weryfikacja tropowca

Nie strzelam, ale gdy mój orzeł rusza za nim ostro do głośnego gonu i po chwili zatrzymuje postrzałka, nie mam już najmniejszych wątpliwości. Tym razem ciągnę za spust kończąc pracę mojego orła.

Dopełnienie – jak się wydawało zwykłej formalności przez mojego kolegę – przyniosło doskonały rezultat przekonując go niezbicie, że każdy strzał do zwierzyny grubej powinien zweryfikować wykwalifikowany nos tropowca, a nie nasza logika…

W tym przypadku obdukcja wykazała postrzał w krtań, a nasz wycinek okazał się dorodnym warchlakiem.

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów