Dochodzenie tego mądrego i dostojnego zwierza, niezaprzeczalnego króla naszych lasów jest zawsze dużym wyzwaniem, przynoszącym niezapomniane wrażenia. Przed nami koniec sezonu, co zwiastuje, że będzie to jedna z ostatnich takich prac i przez kolejne pół roku będziemy tylko wspominać, jak wyjątkowe przeżycia wiązały się z każdą z nich.
Jedziemy więc do Lubartowskiego „Lisa”, gdzie Cezar zademonstruje swoje umiejętności po raz pierwszy. Mnie ciśnienie rośnie, bo nigdy nie wiadomo, jak się u nich zaprezentujemy. Jeśli byk został trafiony w komorę, miękkie lub układ kostny, to mam niemal pewność, że zakończymy pracę sukcesem. Natomiast każde inne zranienie z reguły nie wyrządza na tyle poważnych szkód, aby w ciągu doby od postrzału, pozwoliło skuteczne zatrzymać postrzałka.
To dla wielu myśliwych nie jest oczywiste, a zasada, że zwierzynę z czysto etycznych względów należy jak najszybciej dochodzić, jeśli jest stosowana nierozważnie, to przynosi odwrotny skutek od zamierzonego. Niestety ponowna kontrola z czysto praktycznych względów, jest niezwykle rzadko stosowana.
Pamiętajcie, że dochodzenie w czasie pierwszej doby, gdy nie wiadomo, gdzie zwierz otrzymał postrzał obarczone są sporym ryzykiem niepowodzenia!
Niezawodny nos
Jedziemy do Grzesia, który pokaże nam miejsce zdarzenia i o nim opowie, bo był uczestnikiem tego polowania i świadkiem całej sytuacji, która przytrafiła się jego koledze. Byk strzelany był wieczorem na polu w momencie, gdy wraz z chmarą zmierzał do lasu.
Nie zaznaczył strzału, a jego dalsza obserwacja była mocno utrudniona z racji zasłaniających go, uciekających w popłochu łań. Po chwili jednak okazało się, że odbił od swych towarzyszek i samotnie wpadł w las. Kontrola jego tropu pozwoliła na stwierdzenie, że otrzymał jakiś postrzał, bo na drodze myśliwi znaleźli kilka kropel farby.
Ruszamy z Cezarem jego tropem po 17 godzinach nie mając żadnej pewności, że rana nie była tylko obcierką, czy domięśniowym trafieniem. Dalej w lesie nie natrafiamy już na żadne ślady, które potwierdzałyby, że jesteśmy na właściwym tropie.
Pozostaje nam ufać w niezawodny nos naszego przewodnika i rzeczywiście po około kilometrze orzeł wyprowadza nas na… pole, gdzie widzimy czysty trop uchodzącego byka. Nie wróży to najlepiej, bo wydawać by się mogło, że ranny powinien raczej szukać schronienia w leśnym gąszczu, a nie uchodzić otwartymi polami.
Wykorzystać zaskoczenie
Po kilkuset metrach jednak ponownie jesteśmy w lesie. Praca przebiega gładko i bezproblemowo patrząc na poczynania Cezara, choć dla nas byk nie zostawia żadnych widocznych śladów. Gdy po dwóch kilometrach docieramy do krawędzi suchego lasu i zaczynają się jego podmokłe obrzeża… Pies gwałtownie przyspiesza i niknie nam z oczu, ale już po chwili słyszymy, jak głośno oznajmia, że znalazł naszą zgubę.
Teraz tylko pojawia się pytanie, w jakiej kondycji jest byk? Jeśli ostro odjedzie, potrafiąc uwolnić się od psa na dystansie kilometra, to szanse jego zatrzymania w tym dniu są praktycznie minimalne.
Przyspieszam aby szybko się do nich zbliżyć, chcąc wykorzystać moment zaskoczenia, co nieraz decyduje o sukcesie. Jednak ten czujny i bystry zwierz dobrze widzi, co dzieje się wokół niego. Gdy ja wreszcie dostrzegam jego sylwetkę pomiędzy drzewami, gdy daje odpór psu, on nie zwleka ani chwili i uchodzi.
Znów, po raz kolejny nadzieja pozostaje tylko w Cezarze. Czy potrafi go zatrzymać? Na szczęście słyszymy, że po kilkuset metrach jest stanowienie w niedużym, śródpolnym lasku.
Szturm Cezara
To dla nas dobry zwiastun, oznaczający problemy zdrowotne byka. Teraz musimy jak najszybciej do nich dotrzeć, ale jak zwykle w takich nagłych przypadkach, przeszkody pojawiają się niespodziewanie. Tym razem jest to kanał z wodą. Próba obejścia go kończy się niepowodzeniem, więc zdesperowany decyduję się na kąpiel.
Adrenalina robi swoje i jakimś cudem udaje mi się jednak ten kanał przeskoczyć. W końcu zdyszani docieramy obaj do lasku. Byk jednak nie kapituluje i kolejny raz nam odjeżdża. Widzę go przez moment, ale niestety… sromotnie pudłuję!
Teraz byk sadzi poprzez pola do niedalekiego lasu. Cezar na jego krawędzi stanowi go po raz czwarty. Pędzimy z Grzesiem do nich. Z odległości 80 metrów widzę, jak zażartą walkę toczy z nim Cezar. Nie wytrzymuję emocjonalnie i gdy byk rusza na psa, składam się, trzymając go już w lunecie…
Niestety są zbyt blisko siebie abym mógł oddać strzał. Gdy byk przerywa atak, to momentalnie role się odwracają i szturmuje go Cezar. Błagam go szeptem aby odskoczył w bok, co umożliwi mi bezpieczny strzał. Nieraz wydaje mi się, że to pomaga dzięki jego cudownej intuicji, lecz w tym przypadku o dziwo odskoczył nie pies, lecz byk!
Straż pożarna
Powodem był widok dwóch samochodów straży pożarnej, które niespodziewanie wjeżdżają między nas. To patrol jadący obrzeżem lasu. Już sam szczypię się w ucho, bo nie wierzę w to co widzę.
Cezar jednak konsekwentnie rwie za bykiem, zatrzymując go po raz piąty 250 metrów dalej. Pozdrawiamy w pośpiechu zdziwionych strażaków i gonimy dalej postrzelonego byka w przedni badyl. Ten finał trwa już zbyt długo. Wiem, że nie mogę schrzanić kolejnego stanowienia.
Zbliżam się już ostrożniej i szukam drzewa do wsparcia ręki, aby strzał był pewny. Tym razem wszystko zagrało idealnie i byk po strzale zwalił się w ogniu. Odetchnąłem z olbrzymią ulgą…
Finały niektórych prac są tak dynamiczne, stresujące i pełne niespodzianek, że śmiało można by obdzielić nimi parę atrakcyjnych polowań. W tym przypadku oprócz sukcesu dodatkową nagrodą był widok przepięknego wieńca byka.