Tomek trafił na bardzo sprytnego, czujnego, a zarazem ruchliwego wycinka, który zbliżając się do jego ambony, co chwilę zmieniał swoje położenie. Cierpliwość obserwującego go od dłuższego czasu Tomka zaczęła się z wolna wyczerpywać. Wszystko wskazywało jednak na to, że ten bystry dzik prawdopodobnie już zwietrzył jego pozycję i za chwilę się z nim na dobre pożegna.
Zdecydowanym truchtem uchodził z placu, więc Tomek w ostatnim momencie przymierzył na komorę i pociągnął za spust. Reakcją dzika na strzał, było gwałtowne przyspieszenie i ucieczka w las.
Kontrola tropu przez Tomka ujawniła farbę. Ten nemrod na takie niespodzianki był przygotowany. Miał ze sobą swojego wahtla, który, jak do tej pory dobrze sobie radził z takimi wyzwaniami i szybko odnajdywał zgubę.
Niestety, tym razem tropienie nie było łatwe i dzik uszedł daleko w strugach padającego deszczu. Zaznaczyli jego zanikający trop po 400 metrach i wrócili do domu.
Twardy przeciwnik
Spotykamy się rano, aby rozwiązać zagadkę. Cezar rusza i zagłębiamy się w las. Farby praktycznie już nie ma, a dzik ciągnie mijając kolejne młodniki i jeżyniska. Przekracza asfaltową drogę i opuszcza gruby las.
Wygląda na to, że poprzez pola i młodniki zmierza do z góry upatrzonej wcześniej kryjówki. Gdy przekraczamy trzeci kilometr dociera do mnie, że mamy do czynienia z twardym i przeciwnikiem.
Tym bardziej, że wkraczamy na teren bagien i rozlewisk wodnych, poprzerastanych gęstymi krzakami. Idziemy dalej, ale robi się coraz gorzej. Nie dość, że woda sięga już Cezarowi do brzucha, to na dodatek łozowisko jest tak gęste, że ledwo się przez nie przeciskam.
Wycofanie na suchy ląd
Na dodatek widoczność spada do paru metrów. Praktycznie pies nie ma możliwości tropienia. Pracuje cały czas w głębokiej wodzie i prowadzi tylko po utrzymującym się zapachu na konarach i gałęziach, o które się otarł uchodzący dzik.
Tempo pracy spada, a ja zdaję sobie sprawę, że robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Natrafiamy na ślady popodgryzanych krzaków po żerujących bobrach. Czuję, że w takich trudnych warunkach, jeśli zdesperowany dzik przypuści na nas szarżę, będzie miał sporą przewagę.
W wodzie i tak gęstym terenie pies niestety nie będzie mógł uskoczyć. Ja sam też ledwo się w nich poruszam. Cezar zwolnił tempo pracy i posuwa się dużo spokojniej. Zastanawia mnie to…
Zaniepokojony decyduję się na przerwanie pracy i wycofania się na suchy ląd. Spróbujemy obejść to rozlewisko, ponieważ widzę z prawej strony suchy wzgórek, od którego oddziela nas pas czystej, głębszej wody.
Chwile grozy
Jak się później okazało była to bardzo roztropna decyzja. Nasz dzik właśnie tą niedostępną, wodną drogą dotarł na niego, aby w nabrzeżnej kępie jeżyn znaleźć schronienie.
Gdy tylko dotarliśmy do tego suchego wzgórka, Cezar ostro ruszył po jego krawędzi do barłogu dzika. Ten widząc co się dzieje, momentalnie znalazł się w łozowisku czując się w nim niczym ryba w wodzie i był już gotów na odparcie ataku psa.
Udało mi się zobaczyć jego sylwetkę pomiędzy konarami. Wiedziałem, że jeśli teraz nie strzelę, to drugiej szansy mogę już nie mieć. a dalsze podążanie za dzikiem w tych warunkach będzie dla nas skrajnie niebezpiecznie.
Nie było na co czekać. Tym razem wystrzelona przeze mnie kula trafiła niestety w gruby konar. Przebiła go i ugodziła śmiertelnie dzika. Zanim się o tym przekonałem przeżyłem chwilę grozy. Podniecony Cezar przypuścił frontalny atak na dzika, a nie miał możliwości szybkiego odwrotu w tym gąszczu. Ja też nie mogłem błyskawicznie do nich dotrzeć.
Twarda amunicja
Jego głoszenie świadczyło o tym, że dzik nadal żyje a oddanie kolejnego, precyzyjnego strzału, gdyby dzik był jeszcze sprawny graniczyło z cudem. W takiej plątaninie gałęzi niezwykle istotną rzeczą jest twarda, niefragmentująca amunicja.
W innym przypadku każdy najdrobniejszy odłamek czy rykoszet od krzaka, może zabić psa. Tym razem mieliśmy mnóstwo szczęścia, bo dzik po pokonaniu paru metrów, kończył swój żywot.
Odetchnąłem z olbrzymią ulgą i radością, że ta przygoda skończyła się dla nas obu szczęśliwie. Dochodzenie rannych dzików zawsze jest wielką niewiadomą. Jej finał, przeważnie odbywa się w bardzo niesprzyjających dla nas warunkach, które zawsze wybiera postrzałek!
Ten był bardzo wymagającym przeciwnikiem, a teren, który wybrał dał się nam nieźle we znaki i o mały włos nie przyczynił się do naszej rezygnacji i wycofania się z pracy na samym jej finale.
Wycinek otrzymał od Tomka postrzał na miękkie, jednak po samej krawędzi brzucha, co nie wyrządziło mu do momentu naszego spotkania, wyraźnej krzywdy.