piątek, 22 listopada, 2024
Strona głównaPolowanieDawkowanie przygody

Autor

Dawkowanie przygody

Dzisiaj, po sześciu latach pracy z Cezarem mam co do tego bardzo poważne wątpliwości. Aktualny brak kompleksowego i całościowego uregulowania tego tematu, czyli dochodzenia postrzałków zwierzyny grubej po stronie prawnej świadczy o jego niezrozumieniu i niedocenianiu.

Reklama

Nie jest nim na pewno § 5 punkt 2, 3, 5 zawarty w „warunkach wykonywania polowania”. Tam wskazuje się tylko na pewne powinności, które leżą po stronie „myśliwego”. Jakie więc zadania ciążą na menerze, a jakie na strzelcu, tak naprawdę nie wiadomo, bo… obaj są myśliwymi.

Musimy zawiadomić dzierżawców i zarządców o przekraczaniu granic obwodów łowieckich, czy terenów wyłączonych. Nigdy nie wiemy czy właśnie nie wtargnęliśmy do Parku Narodowego lub rezerwatu, których mamy ponad 1500. To wbrew pozorom spore ryzyko złamania wielu przepisów prawa.

Reklama

W lesie, czy… w sądzie?

Dziś gdy przy ZO tworzy się Pogotowia Postrzałkowe, brak takiego uregulowania budzi niepokój. W mojej praktyce w około 50 procent przypadków dochodzenia odbywają się bez strzelca, który nie chce, nie może lub po prostu nie nadąża.

To kolejne ryzyko dla menera! Pytań i wątpliwości jest wiele. Sposób traktowania tego tematu i psów, które są do tego niezbędne, widać po braku stosownych uregulowań i niechęci do ich wprowadzenia. Dzisiaj, gdy myśliwi są pod takim ostrzałem, to co najmniej zastanawiające.

Reklama

Ilustruje to nieźle przykład: § 5 punkt 8 – polowanie na zwierzynę grubą może odbywać się pod warunkiem zapewnienia w poszukiwaniach postrzałka udziału ułożonego w tym celu psa.

Konia z rzędem temu kto wie, jaki to ma być pies, o którym myślał autor?

W dobie tylu niedomówień i niejasności drugą, bardzo ważną cechą menera powinien być jego… szósty zmysł, umożliwiający mu szersze postrzeganie sytuacji, ponieważ dzisiaj do końca nie wiadomo, gdzie takie dochodzenie postrzałka może się skończyć, czy w lesie, czy… w sądzie?

Zgubiona kropla farby

Jedziemy z Cezarem na kolejną pracę ciesząc się, że jest blisko i znamy teren oraz myśliwych, więc jest szansa, że unikniemy niespodzianek. Pojawiają się zawsze nagle. Tak jak właśnie w tej pracy.

Tym razem dwaj koledzy w zastępstwie strzelającego pechowca, kierują nas na trop postrzelonego osiem godzin wcześniej dzika. Pokazują mi na leśnej drodze plamkę farby, którą zgubił uciekając po 300 metrach postrzałek.

To ostatni ślad, do którego doprowadził pies Piotra. Teraz nadszedł czas na Cezara, bo mój wywiad, ze względu na brak strzelca nic ciekawego do sprawy nie wnosi.

Efekt trafienia

Mój orzeł błyskawicznie czyta te pozostawione, niewidoczne informacje, więc ruszamy zdecydowanie. Po kilkuset metrach, gdy docieramy do torowiska, za którym rozpoczyna się obwód sąsiadów moje nadzieje powoli topnieją.

Gdy taka praca się wydłuża obawy rosną, że jest to najzwyklejsza obcierka nie dająca nam szans na jej efektywne zakończenie. Zawsze, gdy widzę na tropie niewielkie ilości farby, tak jak tu, wolę to, niż jej nadmiar.

Jej mała ilość, to często efekt trafienia na komorę lub miękkie, co daje takie objawy. Praca jest wtedy krótka i skuteczna. Natomiast jej obfitość na początku, to często rezultat domięśniowego postrzału, które zapowiada długą pracę z wątpliwym skutkiem.

Tym razem wchodząc na teren drugiego koła, powiadamiam ich sam, wyręczając idącego ze mną Piotra, który nie ma do nich numeru.

Brawurowy atak

Dochodzenie przebiega płynnie do trzeciego kilometra. Obaj podążamy spokojnie za Cezarem. W pewnym momencie pies rusza ostro i za chwilę słyszę, że trzyma już naszego dzika.

Jestem przekonany, że to już finał. Niestety, tym razem dochodzi do stosunkowo rzadkiej sytuacji, której bardzo nie lubię. Ten lekko ranny dzik, jak się później okaże, ma przestrzeloną przednią goleń, bez złamania kości. Jego rana jest na tyle niegroźna, że nie przeszkadza mu zbytnio w długotrwałej ucieczce, jednak na tyle kłopotliwa, że nie pozwala mu na szybkie i skuteczne oderwanie się od psa.

A to powoduje, że Cezar nie odpuści już takiego gonu i próbuje wszelkimi sposobami zatrzymać go na miejscu przy każdym stanowieniu. Niezbyt duży rozmiar dzika około 40 kilogramów zachęca psa do brawurowego ataku, co niestety nie wychodzi mu zbytnio na zdrowie.

Dwa schematy

Większość prac przebiega według jednego z dwóch schematów. Albo schorowany postrzałek po jednym lub trzech stanowieniach jest dostrzeliwany, a gdy jest zdrowy… To uchodzi psu zostawiając go daleko za sobą, co pozwala wówczas przerwać pracę i podjąć próbę jego dojścia kolejnego dnia.

Natomiast taka sytuacja jak ta, którą opisuję powoduje, że dobrze wyszkolony pies nie odpuszcza gonu, a stanowienie postrzałka nie jest na tyle trwałe, by można było go dostrzelić, więc mener musi podążać za psem do skutku!

Jest to bardzo męczące i frustrujące. Tym razem goniłem ich bezskutecznie prawie godzinę przez pięć kilometrów. Sytuację pogarszało to, że dzik, jak to ma w zwyczaju, szukał schronienia w gąszczu.

To wymuszało dojście do niego na bliską odległość, czego akurat ten osobnik wyjątkowo unikał. Oczywiście w tej pogoni zgubiliśmy od razu idącego z nami Piotra. Za to do pomocy skaptowałem przypadkowo spotkanego młodzieńca, który tego dnia spędzał czas w lesie… na myśliwskich ambonach.

Przygody z postrzałkami

Zmordowani i ledwo żywi, a Cezar z wieloma siniakami, wreszcie po ośmiu kilometrach zakończyliśmy to dochodzenie sukcesem. Oczywiście zgodzę się ze stwierdzeniem, że ten dzik z taką raną postrzałową mógł żyć i z pewnością by wyzdrowiał.

Z takiej rany z pewnością dzik by wyzdrowiał

Pracę pokazuję tylko ze względu na jej wyjątkowość, gdzie praktycznie nie można było jej przerwać, co zdarza się nam parę razy w roku. Kosztowało nas to obu bardzo wiele i dlatego zdecydowałem się na pewne ograniczenia.

Niestety już obaj z Cezarem mamy z przodu siódemkę określającą nasz wiek i nie chcemy zbyt gwałtownie i tragicznie zakończyć naszej przygody z postrzałkami. Dlatego też, po głębszej analizie postanowiłem przedłużyć nasz marcowy urlop i chcąc jeszcze wspólnie z Cezarem cieszyć się sobą nawzajem, ograniczyć liczbę naszych prac.

Ich coroczna ilość ponad 220 szt. daje nam niestety już w kość, więc będziemy się oszczędzać, zbierając siły na nasze… ukochane mazurskie byki! Proszę Was bardzo o wybaczenie!

Najwyższy czas na dokonania naszych następców. W związku z tym, będziemy siłą rzeczy już rzadziej się do Was odzywać i opisywać nasze przygody.

Darz Bór!
Wojtek i Cezar

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
WIĘCEJ ARTYKUŁÓW

Ptasia debata

Uwaga myśliwi czas się zmobilizować! To jest też zadanie dla Zarządu Głównego PZŁ- trzeba spowodować by na ptasiej debacie pojawili się i nasi reprezentanci.

Subiektywny przegląd poczty mailowe...

Często moje koleżanki i koledzy zastanawiają się, dlaczego media głównego nurtu atakują myśliwych. Odpowiedź jest prosta! Nasi przeciwnicy mają „maszynę” do zarabiania pieniędzy!

Czeska komedia – sikanie na n...

Z policyjnej akcji redukowania dzików nasi sąsiedzi zrobili prawdziwą komedię. Zdjęcie myśliwych oddających mocz w Górach Izerskich stało się powodem postawienia im zarzutów karnych.

Szkodliwe dokarmianie

Wielu myśliwych uważa, że dokarmianie jest naszym „obowiązkiem”. Jednak taka interwencja powoduje więcej szkody niż pożytku.

Polska bez myśliwych

Zielone bolszewiki twierdzą, że można zaprzestać polowań. Pokazujemy - na konkretnym przykładzie - jakie będą tego koszty takiej decyzji dla budżetu naszego państwa.

Bicie piany w ministerstwie

Jeśli ktoś ma siłę i obejrzy kolejne posiedzenie zespołu do spraw „reformy” łowiectwa podsekretarza Dorożały - nie powinien mieć wątpliwości, jaki jest prawdziwy cel tych spotkań…