Ministra Dorożałę oraz aktywistów antyłwieckiej koalicji „Niech Żyją” nie interesuje ochrona przyrody. Wbrew logice i wynikom badań naukowych chcą doprowadzić do katastrofy ekologicznej!
Sprowokował mnie do napisania tego artykułu wiceminister Mikołaj Dorożała (Polska 2050), który w publicznych wystąpieniach bez skrępowania daje wyraz swojej niewiedzy i lekceważeniu nie tylko myśliwych, lecz także świata nauki. Ignoruje koła oraz różne stowarzyszenia, fundacje i kluby, które funkcjonują w naszym środowisku. Stanowią one silną stronę społeczną, a minister swoją wizję deformy łowiectwa zamierza realizować, dając mocną kartę negocjacyjną organizacjom antymyśliwskim. Zapowiada dążenie do konsensusu, ale jednocześnie informuje, że podjął już decyzję, co do swoich kluczowych priorytetów…
W przedwyborczych obietnicach obecnej władzy – co wytknęli organizatorzy myśliwskiego protestu – była mowa o budowaniu rządu fachowców, do których ministrowi Dorożale bardzo daleko.
Postanowiłem jednak wpuścić w obieg publiczny rzeczową polemikę z panem Mikołajem i jego przyjaciółmi z „Niech Żyją”, wiec spróbuję się po kolei rozprawić z 20 postulatami „strony społecznej”….
W tym tekście omówię kłamstwa i manipulacje dotyczące kaczek i łysek, które zdaniem aktywistów należy otoczyć ochroną i tym samym wykreślić z listy gatunków łownych. Materiał źródłowy zamieszczam kursywą. Za background do tej rozprawki posłużyła mi opinia napisana przez Przemysława Wylegałę i Łukasza Ławickiego dla Polskiego Komitetu Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody.
Pierwszy postulat koalicji
Przemysław Wylegała jest specjalistą ds. ochrony ptaków w Polskim Towarzystwie Ochrony Przyrody „Salamandra”, organizacji powiązanej z „Niech Żyją” (niestety nie znalazłem w Internecie informacji o wykształceniu, choć jest autorem wielu prac ornitologicznych. O panu Łukaszu Ławickim znalazłem, że jest w zespole ekologów optujących za utworzeniem Parku Narodowego Dolnej Odry, gdzie tak jest przedstawiony: „W Międzyodrzu zakochany od czasów licealnych, gdy zamiast siedzieć w ławach szkolnych, szlajał się po mokradłach za gryfińskim mostem. Od ponad 20 lat pochłaniają go badania i ochrona ptaków. Jeśli nie przebywa w terenie to najczęściej pisze (autor ok. 150 artykułów i dwóch książek) i redaguje teksty” O specjalistycznym wykształceniu znów nic, choć passus dotyczący niechęci do siedzenia w szkolnych ławach każe pytanie o edukację specjalistyczną postawić w spokoju…
Pierwszy z postulatów koalicji „Niech żyją” – najważniejszego dzisiaj partnera społecznego – bo mającej swego reprezentanta na stołku ministerialnym brzmi: „Weryfikacja listy gatunków łownych. To przede wszystkim moratorium na polowania na 13 gatunków dzikich ptaków. Dzikie ptaki: za koniecznością wprowadzenia moratorium na polowania przemawiają znaczne spadki liczebności części gatunków ptaków łownych na przestrzeni ostatnich lat i dekad oraz wiele współczesnych zagrożeń.”
Moja odpowiedz jest taka: To stwierdzenie jest jedną wielką manipulacją. Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody uznaje krzyżówkę za gatunek najmniejszej troski nieprzerwanie od 1988 roku. Liczebność światowej populacji szacowano w 2015 roku na ponad 19 milionów osobników. Globalny trend liczebności populacji uznawany jest za wzrostowy.
Negatywne trendy
Jeśli chodzi o głowienkę to: „Szacuje się, że populacja głowienki w Europie zmniejszyła się w zakresie 30–49 procent w ciągu 22 lat (BirdLife 2015). Roczny odstrzał głowienki w Polsce wg danych PZŁ miało wynosić 3801 osobników w roku 2005 i 3495 osobników w roku 2006 (Kruszewicz i Czujkowska 2018) Jest to około 10-12 procent stanu populacji.” W 2018 roku odstrzelono 2405 sztuk (dane PZŁ z RPŁ). Ewidentnie widać spadek, ale nikt nie szuka odpowiedzi i nie wprowadza żadnych działań ochronnych, aby odwrócić ten negatywny trend…
Głowienka jest jednym z czterech gatunków lęgowych w Polsce (obok orlika grubodziobego, turkawki i wodniczki) uznanych za zagrożone wyginięciem w skali globalnej i jedynym z tej czwórki na liście zwierząt łownych. Czy w związku z tym powinna być na liście bezwzględnie chronionych? Moim zdaniem nie!
„Lista zagrożeń dla głowienki jest dość długa i obejmuje m.in. utratę siedlisk lęgowych, drapieżnictwo (przez rodzime i introdukowane ssaki), zmiany klimatyczne oraz polowania (Fox i in. 2016, Guillemain i Hearn 2017, IUCN 2019). Negatywny wpływ łowiectwa przejawia się zarówno w śmiertelności, zakłócaniu zachowań socjalnych ptaków, wpływie na strukturę wiekową i płciową w populacji,” – Nie ma żadnych dowodów na tezy zawarte w ostaniem zdaniu napisanym w opinii dla Polskiego Komitetu Krajowego IUCN. Dodam, że w Europie na głowienkę poluje się legalnie w 22 krajach! Wprowadzenie zakazu w Polsce nie odmieni jej losu w skali naszego kontynentu!
Przemysław Wylegała i Łukasz Ławicki autorzy tejże opinii przyznają: „brak jednak powszechnie i dostępnych danych na temat wielkości i terminów pozyskania głowienek”, co oznacza wprost, że panowie nie umieją nawet szukać danych źródłowych, więc trudno wierzyć w ich tezy o negatywnym wpływie łowiectwa…
Wróżenie z fusów
Zresztą w innym miejscu tego raportu można przeczytać „Należy wziąć pod uwagę, że najprawdopodobniej presji łowieckiej w Polsce (podobnie jak w przypadku czernicy) poddawana jest w dużej mierze krajowa populacja lęgowa.” Kluczowe jest tu słowo „najprawdopodobniej”. To znaczy, ze nie mają na to żadnych dowodów!
Jeśli chodzi i czernicę autorzy jota w jotę przepisali to samo, co przy głowience przyznając jednak, że „wielkość populacji zimującej określonej na podstawie Monitoringu Ptaków Polski w latach 2011–2017 podlegała znacznym wahaniom, i nie udało się określić kierunku trendu, natomiast, wskaźnik rozpowszechnienia umiarkowanie wzrastał.(Chylarecki i in. 2018). Długoterminowe dane wskazują na stabilność populacji zimującej w Polsce.”
Jeśli chodzi i cyraneczkę to opinia stwierdza, że „Cyraneczka jest gatunkiem, którego liczebności trendy są słabo poznane. Powszechnie uważa się (co to znaczy? bo w moim środowisku powszechnie uważa się, że jest inaczej), że trend w Polsce jest malejący, zwłaszcza w skali długookresowej. Trend populacji europejskiej jest słabo rozpoznany, ale na głównych lęgowiskach w Rosji i Finlandii populacja spada – o około 20–30 procent w ciągu ostatnich 30 lat. (ale nie przedstawia się na to żadnych źródeł badań).
Jeśli chodzi cyraneczkę w opinii znajdujemy też następujące stwierdzenia: „Aktualne rzeczywista skala pozyskania łowieckiego cyraneczki w Polsce nie jest znana (…) ale najprawdopodobniej ustępuje pod tym względem tylko krzyżówce. Informacje o szacowanym rocznym odstrzale cyraneczki opublikowano jedynie dla lat 2005–2006 (dane PZŁ).Wyniósł on około 5,9 i 5,3 tys. ptaków, co stanowiło około 6% zastrzelonych w tych latach kaczek(Kruszewicz i Czujkowska 2018). Zapewne większość zabijanych w Polsce cyraneczek pochodzi z populacji lęgowych położonych na północ i wschód od naszego kraju, ale by to potwierdzić, należałoby prowadzić dokładniejsze statystyki pozyskania ptaków łownych (patrz punkt II.5).
Autorzy nie wiedzą ile cyraneczek się strzela, (według starych danych sprzed 18 lat było to 6 procent populacji przy przyroście szacowanym na 20-30 procent). „Zapewne”, czyli kolejne przypuszczenie niepoparte dowodami. Nie przeszkadza to autorom raportu pisać: „Za skreśleniem cyraneczki z listy gatunków łownych przemawiają dwie przesłanki: 1) populacje lęgowe w kluczowych dla tego gatunku krajach (Rosja, Finlandia) wykazują tendencję spadkową, a polowania powodują dodatkową znaczącą śmiertelność; 2) gatunek ten w locie jest bardzo trudny do odróżnienia od cyranki, co najprawdopodobniej prowadzi do licznych omyłkowych postrzeleń osobników tego chronionego i obecnie silnie zagrożonego gatunku.”
Mamy tu następujące stwierdzenia: nie wiemy ile cyraneczek jest i trendy w populacji są słabo rozpoznane, nie mamy tak naprawdę danych, ale za skreśleniem cyraneczki z listy kaczek łownych przemawia to, że daleko od nas, na północy Finlandii i Rosji notujemy spadek populacji (na potwierdzenie tej tezy nie podają jednak danych źródłowych) oraz prawdopodobnie liczne pomyłkowe zestrzelenia, przy czym znów mamy słowo – klucz „prawdopodobnie”.
Zdradzę wiedzę tajemną, że w 2018 roku myśliwi w Polsce odstrzelili 3 933 cyraneczek, co wskazuje na spadek, którego przyczyną jest utrata siedlisk i drapieżniki, które mają znaczący, jeśli nie kluczowy wpływ na sukces lęgowy. Przypominam „fachowcom” z koalicji „Niech Żyją”, że do tych „drapieżników” zalicza się również dzik, którego chcą chronić!
Fakty przeczą tezie
Przejdźmy do łyski „Łyska jest w Polsce gatunkiem średnio licznym,(..) Na podstawie danych z programu Monitoring Ptaków Polski wskaźnik rozpowszechnienia nie wykazywał kierunkowych zmian i nie został sprecyzowany, podobnie jak w wskaźnik liczebności.(…), a poziom znanej śmiertelności w wyniku legalnych polowań w stosunku do wielkości krajowej populacji lęgowej wynosi średnio około 6%.” Tutaj mój komentarz będzie krótki w ciągu prawie 40 lat polowań spotkałem tylko jednego myśliwego, który polował na łyski, ale jeśli przyjąć za prawdziwe stwierdzenie, że w legalnych polowaniach pozyskuje się aż 6 procent populacji, to jest to znacznie poniżej przyrostu. Dodatkowo, to „gatunek średnioliczny”, którego trendów nie znamy. W 2018 roku odstrzelono 3062 łyski!
W przypadku tego gatunku autorzy są w trudnej sytuacji. Piszą bowiem, że: „Ze względu na krótki okres trwania monitoringu, populacji zimującej oraz znaczne wahania liczebności, pomimo że trend formalnie został uznany za wzrostowy, jest on trudny do interpretacji” To jest dopiero „łamaniec” myślowy- trend został naukowo uznany za wzrostowy, ale ponieważ nie odpowiada to naszym poglądom piszemy, że rzecz jest trudna do interpretacji. Od razu przypomina mi się powiedzenie Hegla, jeśli fakty nie zgadzają się z naszymi poglądami, tym gorzej dla faktów…
Teraz uwaga najważniejsza! Ze stanowiska rzeczonych autorów: „Głównym zagrożeniem dla nich jest zmniejszenie powierzchni siedlisk oraz ich degradacja. Drugą ważną grupą zagrożeń jest zmniejszenie sukcesu lęgowego oraz zmniejszenie przeżywalności ptaków dorosłych na skutek oddziaływań bezpośrednio lub pośrednio związanych z człowiekiem (np. wprowadzanie obcych geograficznie gatunków ssaków drapieżnych, kolizje z farmami wiatrowymi i liniami energetycznymi oraz łowiectwo). Polowania na ptaki, mimo że są tylko jednym z wielu zagrożeń, stanowią dodatkowy czynnik zwiększający śmiertelność, co może prowadzić do spadku liczebności populacji. Z tego powodu gatunki, których liczebność populacji wykazuje istotny trend spadkowy, nie powinny być przedmiotem pozyskania łowieckiego, nawet jeśli nie ma bezpośrednich dowodów, że polowania są głównym czynnikiem odpowiadającym za taki stan rzeczy.”
Czyli autorzy doskonale wiedzą jakie są główne powody spadku liczebności kaczek i łysek, nie mają żadnych dowodów, że polowania odpowiadają za spadek liczebności kaczek, ale ponieważ nie lubią myśliwych, to należy im zakazać polowania!
Uzasadnienie „fachowców” jest proste: „Przy braku jakichkolwiek przesłanek przyrodniczych czy ekonomicznych przemawiającym za ograniczaniem ich liczebności, (kaczek) jest bez wątpienia trudne do merytorycznego uzasadnienia i nieakceptowane przez znaczną część społeczeństwa.”
Dowodów nie mają, ale ponieważ polowanie na kaczki są „nieakceptowalne przez znaczną część społeczeństwa” to należy ich zakazać. I tu dochodzimy do sedna sprawy: PRZYCZYNĄ WALKI O ZAKAZ POLOWAŃ NA KACZKI NIE SĄ UWARUNKOWANIA PRZYRODNICZE TO TYLKO NIECHĘĆ WEGAN DO MYŚLIWYCH!
Poglądy mniejszości
Już nie chce mi się roztrząsać, co to znaczy „znaczną”, bowiem łatwo udowodnić, ze znaczna część społeczeństwa akceptuje polowania na kaczki, ponieważ myśliwych jest kilkanaście razy więcej niż aktywistów z „Niech Żyją”. Poglądy Mikołaja Drożały oraz jego koleżanek i kolegów są poglądami mniejszości!
Choć maja oni niebywałą przewagę, ponieważ stoją za nimi dziennikarze z TVN i Wyborczej oraz innych mediów głównego nurtu, z którymi aktywiści wspólnie manipulują społeczeństwem!
Pochodną tego ideologicznego stanowiska jest żądanie „Pilnego usunięcia głowienki, czernicy, cyraneczki i łyski z listy gatunków łownych w Polsce i objęcie ich ścisłą ochroną gatunkową” To, że nie ma ono naukowego uzasadnienia pisałem wyżej, ale teraz przechodzimy na kolejny poziom naszych rozważań…
Jaka piękna hipokryzja
Oto następny ciekawy cytat z raportu polskiego oddziału ICUN: „Jednym z istotnych zagrożeń dla ptaków wodnych – w tym z gatunków łownych – są obce gatunki drapieżników, przede wszystkim norka (wizon) amerykańska, ale także szop pracz i jenot. Wszystkie one znajdują się na liście gatunków łownych i ich populacje powinny być zgodnie z prawem „regulowane ” w ramach gospodarki łowieckiej.” I proszę jak ładnie to piszą „regulowane”, a przecież chodzi o zabijanie tych gatunków…
Weganie, jeśli mówią o polowaniu kaczki, to zawsze używają słowa „zabijają”, ale jeśli chodzi o gatunki IGO, to je „regulujemy” – jaka piękna hipokryzja!
Dlatego „Niech Żyją” postulują o: „Doprowadzenie do zintensyfikowania ograniczania liczebności obcych gatunków inwazyjnych przy konsekwentnym stosowaniu zasady, że dla zachowaniu równowagi środowiska przyrodniczego właściwa liczebność ich populacji, o której mowa w art. 3 pkt 3 ustawy Prawo łowieckie, to nieobecność tych zwierząt w środowisku naturalnym.”
I tu dochodzę do mojej tezy: WPROWADZENIE ZAKAZU POLOWAN NA KACZKI OZNACZA PRZYZWOLENIE NA ICH SZYBKĄ ZAGŁADĘ. Do tej pory mamy dwa modele tego, co działo się w Polsce po prowadzeniu zakazu polowań na dany gatunek zwierzyny. Pierwszy to przypadek łosia i wilka. Po wprowadzeniu ich ochrony gatunkowej nastąpił wzrost gatunku, ale zwróćmy uwagę, że to gatunki zwierzyny grubej, których siedliska nie zostały zdegradowane, a nawet ich powierzchnia się powiększyła…
Drugi model, to przykład głuszca, cietrzewia, ale również batalionów, czy bekasów. Mają wrogów w przyrodzie, a ich siedliska znikają. W momencie, kiedy zostały wykreślone z kalendarza polowań – nie ukrywajmy – zainteresowanie myśliwych tymi gatunkami zmalało, a tym samym zainteresowanie i troska dla ich ochrony.
Bardzo chętnie pokażemy na portalu WildMen przykłady finansowania i realizowania przez „Niech Żyją” czy „Salamandrę” prób ratowania wymienionych gatunków. Doskonale wiemy że takich nie ma! Stawiam dolary przeciwko orzechom, że nie będą się interesować kaczkami oraz łyskami.
Czym bowiem jest propozycja, aby zaprzestać polowań na kaczki, a jednocześnie „regulować” norkę, szopa, czy jenota jak nie zrzuceniem na myśliwych kosztów ochrony ptactwa wodnego…
Tylko, to się nie uda! Całe moje życiowe doświadczenie podpowiada mi, że w momencie, kiedy zakażą polowania na ptaki myśliwi stracą zainteresowanie odstrzałem drapieżników!
Zgoda na zagładę
Często słyszę ten zarzut „dokarmiacie, by potem polować’. Tak to prawda. Jest takie myśliwskie powiedzenie „Kto nie hoduje, ten nie poluje”, które znaczy ni mniej ni więcej to, że kto nie dba o zwierzynę, ten jej nie ma. Ale też działa w druga stronę – dbam o zwierzynę, na którą mogę polować.
Skoro nie będziemy zainteresowani polowaniem na kaczki, nie będziemy też zainteresowani jej „hodowlą” – czyli zwalczaniem drapieżników oraz tępieniu kłusowników, a to oznacza, że w ciągu 10 lat szopy, norki jenoty i lisy „zjedzą” polskie kaczki. Czy tego chcą aktywiści „Niech Żyją”?
Nie, oni po prostu nie widza konsekwencji swoich postulatów, w swym kaczym móżdżku, nie dostrzegają, że zakaz polowań na kaczki w istocie oznacza wydanie zgody na ich zagładę.
To już nie jest kwestia ideologii. To jest zwykłe szkodnictwo! Dlatego musimy się temu przeciwstawiać i protestować. Nie w imię naszego hobby, ale w imię ochrony przyrody.
Ignoranci nie mogą zarządzać przyrodą, nie widząc zależności w niej panujących, zaślepieni, niczym Lenin, ideologicznymi wizjami są dzisiaj największymi szkodnikami!
Dlatego hasło „Dorożała musi odejść” nie jest tylko hasłem polskich myśliwych i polskich leśników. Powinno być zawołaniem wszystkich, którym dobro przyrody leży na sercu.