Przelatek z obrożą telemetryczną od 1 marca do 22 czerwca przebył 998 kilometrów. Jednego dnia dzik zdołał przejść ponad 30 kilometrów.
Gdy zapytasz przeciętnego myśliwego skąd czerpie wiedzę o zwierzynie, to stawiam dolary przeciwko orzechom, że odpowiedzi będą następujące: uczyłem się na stażu i kursie, od starszych kolegów i obserwując łowisko. W tej właśnie kolejności. I nie widzę w tym nic zdrożnego. Młodzi powiedzą jeszcze: – z Internetu, obserwując łowieckich influencerów. Stosunkowo rzadko pojawi się odpowiedź: czytam najnowsze wydawnictwa naukowe.
Trzeba też przyznać, że we współczesnej Polsce badań nad behawiorem dzikiej zwierzyny jest nie za dużo. Z leśnych ssaków najwięcej bada się… wilka.(„nasz” profesor Henryk Okarma oraz „ich” Sabina Pirożek). Wilk jest na topie, bo chyba najłatwiej zdobyć granty na badania nad nim. Ciekawe badania nad gęśmi prowadził też dr Bartosz Krąkowski, a w OHZ „Krystyna” nadleśnictwa Kluczbork prowadzono też interesujące badania nad jeleniem.
Ważnym ośrodkiem badawczym, choć po śmierci profesorów Fruzińskiego i Łabudzkiego jakby przygasłym, jest Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu (dawna Akademia Rolnicza im. Cieszkowskiego), nie sposób nie wspomnieć o wybitnych badaniach prof. Wandy Olech. Czy gdzieś jeszcze? Zapewne tak, choć wyniki nie przebijają się do szerszego kręgu myśliwych.
Sporo badań prowadził śp. dr. Bartek Popczyk z kolegami, którzy dziś kontynuują je na SGGW. Właśnie ten zespół w składzie: Bartłomiej Popczyk, Daniel Klich, Paweł Nasiadka, Angelika Nieszała, Krzysztof Gadkowski, Maria Sobczuk, Marek Balcerak, Piotr Kociuba, Wanda Olech i Ludwik Purski, badają dziki.
Wszyscy wiemy, że dzikie zwierzęta wędrują. O dziwo, najlepiej udokumentowane są migracje zwierzyny afrykańskiej, również w Północnej Ameryce prowadzi się sporo badań w tym kierunku. Natomiast badania nad trasami zwierzęcych wędrówek w Europie są, moim zdaniem, dopiero w powijakach. Wprawdzie jak pogada się z myśliwymi, zwłaszcza tymi starszymi, co to chadzają za zwierzem, a nie tylko obserwują go przez „oczko”, to można usłyszeć, gdzie od dziesięcioleci zwierz przechodzi…
Zaskakujące wyniki
Zespół, o którym wspomniałem prowadził przez kilka lat badania nad migracjami dzików. Jak piszą we wstępie do opublikowanego w zeszłym roku w angielskim „Animals” artykułu o wędrówce dzika z centralnej Polski na Ukrainę. Przemieszczanie się tego gatunku, to złożony proces, na który wpływają zarówno warunki wewnętrzne, jak i czynniki zewnętrzne. Pomimo typowo osiadłego trybu życia, dyspersja stanowi integralny element ich zachowania.”
Przebadano m.in. przemieszczanie się dwuletnich dzików w zależności od… pogody. Nasi badacze chcieli ustalić, czy da się zauważyć korelację między wędrówkami w „fazie osiadłej” i „fazie koczowniczej” i jakie czynniki wpływają ewentualnie na wędrówki dzików. Obserwowano zachowania osobników, którym założone zostały obroże telemetryczne.
Oczywiście – jak to u badaczy – nie może się obejść bez „mowy naukowej” typu „użyliśmy uogólnionego modelu liniowego z rozkładem gamma i funkcją łączącą logarytm, aby ocenić potencjalny wpływ warunków pogodowych na minimalną dzienną odległość przemieszczania się dzików. Przetestowaliśmy maksymalną dzienną temperaturę, średnią dzienną temperaturę i sumę dziennych opadów.”
Bez wnikania, co znaczy w tym przypadku „rozkład gamma” wyszło na to, iż jeden z badanych dzików, nazwijmy go „warszawiak” średnio pokonywał dziennie dystans 1,4 kilometra, a jego najdłuższy spacer jaki wykonał – w ciągu jednego dnia – wyniósł 3,9 kilometra. Słowem „kręcił się w koło komina” na terenie warszawskiej gminy Wawer.
Natomiast wiosną okazał się prawdziwym dziczkiem – wędrowniczkiem. Spod stolicy ruszył na wschód i pokonując średnio dziennie 6 kilometrów, unikając myśliwych, kierowców, drapieżników pokonał… 998 kilomertów! Przeszedł j więcej niż wynosi odległość od Bugu do Odry. Ruszył spod Warszawy i dotarł pod Łuck na Ukrainie. Tam sygnał zaginął…

Co jest przy tym istotne badacze mierzyli dzienne przebyte odległości w linii prostej, a przecież nasz dziczek meandrował, zbaczał trasy, zaglądał na kartofliska i nęciska. Nasi badacze wyciągnęli z tego następujące wnioski, cytuję: „U obu dzików nie stwierdzono zależności minimalnego dziennego dystansu od warunków pogodowych. Jednak, gdy oddzielnie przeanalizowano intensywną i nieintensywną dyspersję, wykazano, że maksymalna dzienna temperatura pozytywnie wpłynęła na minimalny dzienny dystans. Przypuszczamy, że dzik był zmuszony szukać źródeł wody po zmroku w upalne dni, co powodowało dłuższy dystans przemieszczania się w nieznanym środowisku. Niniejsze badanie podkreśla znaczące zdolności przestrzenne dzików w zakresie transmisji genów lub patogenów. Przypuszczamy, że wydłużone dzienne dystanse w początkowej „fazie koczowniczej” mogą sugerować paniczną ucieczkę przed postrzeganym zagrożeniem. Prawdopodobne jest, że w lipcu i sierpniu dziki znalazły lepsze schronienie w wysokich uprawach zbóż, co skutkowało mniejszymi dziennymi odległościami, jakie pokonywały.”
Wpływ pogody i temperatury
Nasz bohater na podróż z Warszawy do Łucka potrzebował kilku miesięcy. W sumie wyruszył już w marcu 2021, by w sierpniu skończyć podróż (i prawdopodobnie życie) w okolicach stolicy Wołynia.
Tutaj warto zamieścić obszerny cytat: „GIGA 13 (tak oznaczono naszego wędrowniczka -AB) pokonał łącznie dystans 998 kilometrów w okresie od 1 marca do 24 sierpnia 2021 r. W „fazie osiadłej” przebył 76 kilometrów. (…) Począwszy od 14 maja dzienne minimalne odległości znacznie wzrosły; do 22 czerwca GIGA 13 pokonał łącznie 922 kilometry, przy średnim minimalnym dziennym ruchu wynoszącym 6 kilometrów. Dzik przemieścił się na odległość 307 km. Najwyższa minimalna dzienna odległość osiągnęła 31,8 km/dzień. Po 23 czerwca dzik nie pokonywał już ekstremalnie długich dystansów, a tylko raz jego dzienna minimalna odległość przekroczyła 10 kilometrów. Dzienne dystanse nie wykazywały widocznych różnic między miesiącami.”
Jak napisali badacze, pod kierunkiem już nieżyjącego Bartka Popczyka: „rozproszenie się dzików jest powszechnie obserwowane u osobników młodych, chociaż przypadki dalszych wędrówek i zdarzają się również u osobników dorosłych. Co godne uwagi, najdłuższy zarejestrowany dystans rozproszenia dla dzika z obrożą (100 km) został udokumentowany dla dorosłej samicy. W naszym badaniu zaobserwowaliśmy bezprecedensowy dystans rozproszenia osiągnięty przez dwuletniego samca dzika, przewyższający nie tylko dystans dorosłej samicy z obrożą, ale także osobników obserwowanych metodą ponownych złowień.”
Zespół zaobserwował też nieopisane do tej pory zmiany w dynamice przemieszczania się dzików. Po okresie intensywnych wędrówek pokonywane odległości zmniejszyły się około miesiąc później. Nie były to powtarzające się, krótkie migracje wskazujące na „fazę osiadłą”, ale raczej sugerowały poszukiwanie miejsca do osiedlenia się. W tym etapie zaobserwowano, że minimalna odległość dziennych wędrówek była charakterystycznych dla „fazy osiadłej”, po których następował kilkukrotny, a nawet dziesięciokrotny wzrost minimalnej dziennej odległości. Badanie wykazało również, że maksymalna temperatura wpływa na minimalny dzienny dystans przemieszczania się dzików. Chociaż wpływ deszczu na przemieszczanie się dzików nie był obserwowany w poprzednich badaniach, wpływ pokrywy śnieżnej i opadów śniegu został potwierdzony. Niemniej jednak najbardziej krytycznym czynnikiem była temperatura. Pokonywane odległości i zasięgi osobnicze zmniejszają się w chłodniejszych porach roku.
Podczas swej podróży nasz GOGA 13 dwukrotnie przekroczył Wisłę w pobliżu Warszawy. Przekroczył również autostradę przez przejście podziemne wzdłuż małego cieku wodnego. Bariery te najwyraźniej nie odstraszyły dzika. Podkreśla to znaczące zdolności przestrzenne tego gatunku, również, niestety, w zakresie transmisji patogenów…
Twarde dowody
Czy badania te były przełomowe? Moim zdaniem tak! Mamy coraz więcej przykładów na to, że potoczna wiedza myśliwych, ta przekazywana z pokolenia na pokolenie znajduje potwierdzenie w badaniach naukowych. Bo czyż nie wiemy, że młodzież szuka nowych miejsc? Czyż nie wiemy, że gdy jest chłodno zwierzyna oszczędza energię i mniej się rusza? Czyż nie wiemy, że dziki potrafią przyjść na pole kukurydzy z odległości 30 kilometrów, a jelenie na rykowisko schodzą się z kilku obwodów?
Wiemy, ale często nam się nie wierzy. Bo na pytanie skąd to wiecie, mamy jedną odpowiedź – z przekazów i własnego doświadczenia. Ale we współczesnym świecie, to nie wystarcza! Podam przykład z własnego podwórka. W pewnym nadleśnictwie prowadzono liczenie zwierzyny za pomocą fotopułapek. Wynajęto firmę, rozstawiono dużo, a nawet bardzo dużo urządzeń. Wyniki – tajne. Wcześniej na tym terenie, też za niemałe pieniądze prowadzono inwentaryzację metodą próbnych pędzeń (brałem w niej udział w swoim łowisku i od razu mówiłem gdzie nic nie będzie, a gdzie zwierzyna może być), a potem metodą profesora – niech imię jego zapomniane będzie – Bobka. Ale jak powiedział mi w zaufaniu jeden z tych, który brali udział w ich opracowaniu: „Wyniki liczenia na fotopułapkach i wyniki podawane przez myśliwych z liczenia metodą obserwacji całorocznych były bardzo zbliżone do siebie, natomiast pozostałe…”
Ale też zdarzają się sytuacje, kiedy badania naukowe wywracają do góry nogami nasze wyobrażenia. Dlatego potrzebne są szerokie badania nie tylko nad ulubieńcem zielonej bolszewi – wilkiem, ale również powrót do badań nad sarną (od prac profesora Pielowskiego minęły dziesięciolecia). Tak naprawdę badania powinny być prowadzone bezustannie. I przypominam – to też jest ustawowe zadanie PZŁ, a więc i nas wszystkich.
Stacja Badawcza Czempiń powinna znów być „badawczą” nie tylko nazwy. Potrzebny jest jej pilna sanacja. Mam nadzieję, że Zarząd Główny PZŁ pochyli się i nad losem tej wielkopolskiej placówki, bo ostatni poprzednicy mieli ją… W nosie. Tak mi się wydaje.
Z dziennikarskiego obowiązku należy dodać, że opisywane badania zostały sfinansowane Narodowe Centrum Badań i Rozwoju w ramach programu „Zastosowania innowacyjnych i efektywnych metod i technologii umożliwiających wykrycie watah dzików, wyodrębnienie osobników z objawami klinicznymi ASF w określonym ich terenie.”