WildMen

Co tam słychać w puszczy i w polu?

Przypominamy wywiad z prezesem Wileńskiego Towarzystwa Łowieckiego Bolesławem Świętorzeckim, który był wydrukowany w październiku 1926 roku. Mamy nadzieję, że będzie to wyjątkowo ciekawa podróż w przeszłość, która uświadamia jakie cele stawiane były przed nową ustawą łowiecką przez środowisko myśliwych, gorąco namawiających do organizowania się w związki i towarzystwa łowieckie.
Reklama

Jesień tego roku… tak, tak, wyjątkowo jest pogodna, podpowie mi to każdy. Łowy zapowiadają się, że palce lizać. Już liście pożółkły na klonach i dębach i osinach i wody rozlały po łąkach, i szronem się bielą rankami, mosty i wszystko jak przed laty, jak co roku, zapowiada pełnię sezonu myśliwskiego. Zdawałoby się, włożyć wystarczy do torby podróżnej co nieco prowiantów na drogę, a długie buty borsuczym wysmarować tłuszczem, opatrzyć dobrze dubeltówkę, czy chociażby jaką ojcowską zabrać ze ściany pojedynkę i… w lasy!

Reklama

Czy jednak wszystko w tym roku zapowiada się według Bożego i św. Huberta regulaminu, co to od wieków naszej braci myśliwskiej patronował? — Bo też to w dobie powojennej nie jedna rzecz kardynalnej uległa zmianie i jak się stosunki zmieniają na wielkim świecie, tak też po puszczach i lasach i bajorach, życie na powojenny ułożyło się manier. Dawnośmy o tern języka nie zasięgali: Co słychać w kniei i na polu?

Jedziemy,—Dokądże, jak nie do myśliwych naszych nestora. Stacja Prudy. Noc, choć oko wykol. Że jednak starodawnym obyczajem drogę nam wskazuje chłopak, co wysoko na koniu trzyma kaganiec, więc raźno ruszamy z miejsca i potoczyły się bryczki po błotnistych wybojach, wśród łąk dalekich, a rozległych jak morze. Do Malinowszczyzny wiorst będzie ze cztery. Prawdziwa bagatela. Już okna widać gościnnego dworu, jak żarzą z daleka i nocnego zda się witają wędrowca.

Reklama

Jakże na Miły Bóg jest dziś u nas z łowiectwem, ilość zwierzostanu, co słychać teraz w kniei, a kłusownicy, a wilki, a nowa ustawa łowiecka? Tyle się pytań ciśnie naraz, po długich latach nie widząc strzelby i lasów…

Pan Świętorzecki rozwodzi rękami – Wycięte lasy, przetrzebione puszcze, zniszczone dwory, zwierzyna, co tu i gadać o prawidłowym myślistwie. ale trzeba, trzeba się znowu brać do kupy, a kupą do pracy i budować na nowo, łatać dziury, goić rany zadane przez wojnę.

Reklama

A dużo się już w tym kierunku zrobiło. 1 stycznia roku 1927 wejdzie w życie nowa ustawa łowiecka, opracowana przez pana Ejsmonta, kierownika referatu łowieckiego ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych. Ustawa ta, jednolita będzie dla całej Polski, lecz też możliwie uwzględniająca warunki miejscowe. Bezplanowemu trzebieniu zwierzyny wszelki już koniec położony będzie. Ustawa nowa zwiększa czas ochronny, zwłaszcza dla samic. Położy też kres, polowaniu na cudzych gruntach i zmniejszy liczbę t. z w. „sontagsjagerów”, — co to byle dubeltówka — już myśliwy.

Od tej chwili polować będzie miał prawo posiadacz przynajmniej 100 hektarów w jednym kawałku, jeżeli się oczywiście o kartę łowiecką postara i okręg swój w odnośnym urzędzie zarejestruje. Przytem na jeden okręg wydawana będzie pewna, ograniczona ilość kart łowieckich.

Reklama
Bolesław Świętorzecki i Julian Ejsmond

Dziś już, z przyjemnością to zaznaczyć można, stosunki się nieco unormowały i przy każdem starostwie znajduje się tak zwany inspektor łowiectwa, delegowany z ramienia Wileńskiego Towarzystwa Łowieckiego. Ma to olbrzymi wpływ na ograniczenie kłusownictwa. A trzeba też dobrze sobie zapamiętać, że wytrzebienie kłusownictwa, jest pierwszym warunkiem podniesienia kultury łowieckiej w kraju.

Wie pan co to są „wnyki*? — to pętle druciane zastawiane w zimie na zające — to straszna plaga naszego zwierzostanu. A trutki, a systematyczne podbieranie jaj przez pastuchów, a zwłaszcza psy. „Psy włóczące” się można strzelać. Już dawna rosyjska ustawa to przewidywała. Nie określała jednak dokładnie terminu „pies włóczący się” i na tern tle milion wyrastało konfliktów. Otóż nowa ustawa kwestię tę weźmie pod uwagę. — A żeby zwierzyna normalnie się mogła rozwijać i mnożyć, — od dnia 1 marca do 1 września, nie powinno się spotykać w polu i lesie ani jednego psa.

A jak się dzisiaj na Ziemiach Wschodnich prezentuje nasz zwierzostan?

Kształtowanie się obecnego zwierzostanu, i rozprzestrzenienie zwierzyny, do pewnego stopnia związane jest z wybuchem i przebiegiem wojny światowej. Przyczem wojna ta, w dwóch przeciwległych kierunkach, oddziałała na naszą zwierzynę. Tam gdzie armie przeszły po dużych liniach komunikacyjnych, bitew nie staczając i dłużej w jednym miejscu nie popasając, jak to miało miejsce na przykład w Kowieńszczyźnie, — wojna podziałała na bardzo znaczne zwiększenie zwierzyny. Co zrozumiałe jest z tego względu, że broń pod surową karą była konfiskowana i wszelkie polowania ustały na lat kilka. Innych narzędzi łowieckich, jak pułapek, czy nawet trucizny dostać nie było sposobu po miastach, bo komu one tam w głowie były!

Tu gdzie front zatrzymał się na czas dłuższy, w promieniu kilkuset nawet kilometrów zwierzyna wytrzebiona została początkowo doszczętnie. Poczem się jednak zwiększać poczęła Tak na przykład cietrzewi i kuropatw jest więcej niż przed wojną, a to skutkiem wycięcia lasów.

A wilki?

Tych liczba zwiększyła się bodaj 10-ciokrotnie, na całej przestrzeni od Prus Wschodnich, po przez puszcze: Augustowską, Ruską, Rudnicką, lasy Nalibok, Mołodeczna, Dzisny, aż po granicę sowiecką. Dokładnych nie posiadamy danych, wiele ich jest dziś na Białorusi Sowieckiej, przypuszczać należy, że więcej niż u nas, że nasze to właśnie lasy, ciągle zasilane są przybyszami, przez niezupełnie szczelnie odrutowaną granicę wschodnią.

Rozmnożeniu wilków, sprzyjały okoliczności wojny, jak to: brak systematycznych polowań, i dużo pożywienia, zwłaszcza w postaci padłych koni. Przeszłej zimy zabito w Wileńszczyźnie około 200 wilków! Rzecz to niesłychana, jeżeli się weźmie pod uwagę, że w latach przedwojennych, padało przed lufami myśliwych, mniej więcej około 20 sztuk tych drapieżników.

Bolesław Świętorzecki był wiceprezesem PZŁ

Jakże się miewa nasza gruba i szlachetna zwierzyna, puszcz litewskich imperatorzy?

Smutek odbija się na twarzy myśliwego, który o zanikającej, królewskiej, zwierzynie wspomni… Pozwoli pan, że przejdziemy nad żubrem do porządku dziennego. Ale łoś też ginie. Tu i ówdzie się ukazuje, tam jeszcze się mnoży. Trochę w Dziśnieńszczyźnie, trochę w Rudnickiej, Nalibockiej puszczach, najwięcej na Polesiu. Nie obliczam jednak ich ilość w granicach dzisiejszej Polski, ponad sztuk ze 300. Ta gruba zwierzyna potrzebuje wielkich obszarów, kontaktu, że się tak wyrażę, ze światem.

To samo dotyczy naszych polskich niedźwiedzi. Olbrzymie obszary leśne Mińszczyzny i Polesia, zostały odcięte, sztucznie przegrodzone, przepołowione przez druty kolczaste. Za mało dziś miejsca mamy na grubą zwierzynę.

Ryś, ten jeszcze się trzyma w Duniłowickim, w Święciańskim, trochę na Polesiu. Ukaże się też czasem jak centkowane widmo i przejdzie poprzez mniejsze lasy, ale rzadko.

Zwiększająca się ilość drutów telefonicznych, telegraficznych niekorzystnie też odbija się na naszym ptactwie łownym, jak dubelty, bekasy, słonki, nawet kuropatwy, które często przy przelotach nocnych, śmiertelnie się o nie uderzają.

Rozmowa się toczy dalej wartko i wspominamy pardwy, czarne bociany, dzikie gęsi, jastrzębie, kruki, które dziś w Europie zachodniej są rzadkością, a u nas pospolitemi; mówimy o sowach i o puchaczu, który co rok niemal staje się rzadszym…

Jakież widzi pan zatem drogi ku „sanacji” naszych stosunków łowieckich?

Zwierzyna bogactwem jest całego kraju, całego państwa nie zaś poszczególnego właściciela. Wszyscy zatem i społem, tego państwa obywatele winni się przyczyniać do pomnożenia tych bogactw przez podniesienie kultury łowieckiej. Nie może być mowy o racjonalnem myślistwie w kraju, jeżeli pan X jest zamiłowanym hodowcą, a sąsiad jego pan Y mimowolnym kłusownikiem.

Nad podniesieniem kultury łowieckiej, pracować winni wszyscy razem właściciele terenów myśliwskich. Jako jedyny środek ku temu, widzę zrzeszanie się w towarzystwa, posiadające wszędzie swe lokalne związki. Składki wpłacane przez członków, są dla poszczególnego myśliwego znikome, ze wspólnych zaś funduszów dużo zrobić można dla dobra ogółu.

Każdy też myśliwy winien nie tracić kontaktu z tem, co się w tej dziedzinie tworzy i powstaje zagranicą. Jak w każdej nauce, tak też i w łowiectwie, potrzebny jest postęp…


Bolesław Świętorzecki zmarł w wieku 64 lat 22 września 1938 roku

Dwa dni spędzone w Malinowszczyznie, wśród pól dalekich i czarnych, tą swojską czarnością zasianej oziminy, wśród rozległych rżysk, białemi nićmi lata babiego przetkanych, wśród lasów, urokiem jesieni spowitych, wśród starej jak Polska gościnności minęły, niby jedna godzina…

Oto już nikną wyniosłe topole, różnobarwna tęcza wrześniowych kolorów parku i znów po obydwóch stronach błotnistej drogi pociągnęły się smutnie, zadumane laki, ku niebu rozlanem zwrócone wodami…

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów