W Warszawie pod Sejmem 6 marca protestowało kilkanaście tysięcy myśliwych. Warto się zastanowić, czy był to nasz wielki sukces i jakie będzie miał konsekwencje…
„Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz, gdy nie można mocą żadną, wykrzyczanych cofnąć słów, czy w milczeniu białych flag, zejść z barykady, czy podobnym być do skały, posypując solą ból, jak posąg samotnie stać?” – śpiewał „Perfekt” i słowa te chodzą za mną po naszej demonstracji w Warszawie.
Mija ponad dwa tygodnie od tego wydarzenia, a ja ciągle myślę nad logicznym i spójny komentarzem. Może, dlatego, że tak naprawdę kurz jeszcze nie opadł? Jeśli pozwolicie Koleżanki i Koledzy, to odniosę się do naszego protestu w formie pytań z tezą…
Czy demonstracja była potrzebna?
Moim zdaniem tak. Tak, i jeszcze raz tak. Jest potrzebne pokazanie, że nie godzimy się na decydowanie o naszych sprawach bez nas i nie godzimy się, by o naszych sprawach decydowały środowiska nam wrogie, tylko dlatego, że mają poparcie stacji TVN. Mam nadzieje, że chwilowo, reprezentant środowisk ideologicznie i skrajnie przeciwnych łowiectwu, zarządza tym obszarem działalności…
Czy jednak nie powinniśmy demonstrować sami?
W tym przypadku dobrze się stało. Dzięki temu zauważono myśliwych i mimo uporczywych prób przemilczania, jednak informacja przedarła się do mediów głównego nurtu.
Czy rzucanie brukiem przez demonstrantów z „Solidarności” nam nie zaszkodziło?
Nie. Po pierwsze organizatorzy bardzo mądrze rozwiązali nasze zgromadzenie w chwili gdy zaczęły się rozróby, a koleżanki i koledzy bardzo zdyscyplinowanie podporządkowali się temu i opuścili miejsce manifestacji nim poleciały kamienie. Następnego dnia rozmawiałem z napotkanym patrolem policji, którego policjanci uczestniczyli w zabezpieczeniu naszej demonstracji. Chwalili zdyscyplinowanie i nie mieli żadnych uwag.
Teraz jednak musimy się odkleić od rolników i jeśli będziemy demonstrować, to już samodzielnie, a jestem przekonany, że jeszcze kilka demonstracji powinniśmy w najbliższym czasie zorganizować.
Dlaczego Mikołaj Dorożała musi odejść?
Bo jest ignorantem. Kompletnie nie zna się na dziedzinie, którą w imieniu Państwa (a więc nas wszystkich) zarządza. Nie ma pojęcia, ani o leśnictwie, ani o łowiectwie. Nie bez przyczyny kilku znanych naukowców odmawia siadania z nim do stołu, bowiem jak stwierdził jeden z profesorów nauk przyrodniczych: „więcej o przyrodzie wiedzą uczniowie II klasy Technikum Leśnego, czy studenci po I roku uniwersytetów przyrodniczych, a siadanie do stołu i „negocjowanie” z kompletnym ignorantem uwłacza mojej godności profesorskiej.”
W moim przekonaniu powinniśmy nadal naciskać na odejście pana ministra…
Teraz powinniśmy tworzyć wspólny front z leśnikami. Mam dużo znajomych leśników i często z nimi rozmawiam. Ci na dole są jak najbardziej za wspólnym frontem, ci szczebla średniego chętnie by myśliwych z lasu przegonili i sami zajęli się zarządzaniem łowiectwem, jak zachowają się ci z najwyższej półki? Czy pokierują się dobrem lasów, które, nie mam wątpliwości kochają, czy się przestraszą i położą uszy po sobie?
To temat na oddzielą analizę, ale teraz musimy wspierać leśników!
Jak komentować nieobecność władz zrzeszenia na demonstracji?
W sposób zniuansowany. O ile rozumiem nieobecność łowczego krajowego, który jest między młotem, a kowadłem, bo trudno by mianowany urzędnik protestował przeciwko swemu pracodawcy, o tyle nieobecność prezesa Naczelnej Rady Łowieckiej odbieram źle. Bardzo źle. Członkowie rady zostali wybrani przez nas i nie są zależni od ministra. Niestety część z nich zachowało się kunktatorsko. Dlatego wielkie brawa dla Rafała Malca, poprzedniego prezesa, który ostro walczył z ministrem i jego poplecznikiem, a dziś uczestniczył razem z nami w proteście.Mam żal do organizatorów, że go nie zauważyli. Rafał Malec za swą walkę o niezależność związku zasługuje na nasze uznanie!
A propos niezależności. Właśnie ta sytuacja pokazuje w jak trudnym położeniu się znaleźliśmy po „upaństwowieniu” Polskiego Związku Łowieckiego. Chcielibyśmy, by w tym antydorożałowym proteście poparły nas władze związku, ale one tego nie mogą zrobić. Słowem jesteśmy jak wojsko, którego dowódca naczelny siedzi w niewoli i żołnierze mogą liczyć tylko na siebie.
Jako żywo przypomina mi to uwięzienie Ryszarda Lwie Serce, który formalnie królem był, ale siedząc w Duerstein nie miał żadnego wpływu na swoje królestwo. Pocieszeniem niech będzie fakt, że po uwolnieniu odniósł szereg zwycięstw nad swoimi wrogami. Stosując paralelę „uwolnieniem naszego łowczego” byłoby przywrócenie pełnej samorządności związku i to powinno być naszym głównym hasłem przez najbliższe miesiące.
Na proteście spotkałem jednego łowczego okręgowego. Może było ich kilku, ale reszta „zachowała się jak cycki” – to powiedzenie mojego taty. Schowała głowy w piasek i dopiero teraz je powoli wychyla. Rozumiem, że nie mogli nawoływać do udziału w proteście, ale żeby na stronach zarządów okręgowych nie zamieścić nawet kilku zdań, o tym, że myśliwi się zbierają….
Nie wiem, czy była to decyzja odgórna czy za Lisiaka komisarze tak się nauczyli zachowywać, że bez wyraźnego polecenia nawet oddychać nie potrafią – w każdym razie urzędnikom państwowo-związkowym plusów to wśród łowieckiej braci nie przyniosło.
Mam wrażenie, że urzędnicy związku jakby zapomnieli, ze media społecznościowe są tak potężne, że nawet jeśli czegoś nie zamieszczą na stronie zarządu okręgowego to i tak relacje istnieją…
Dlaczego o tym piszę tak obszernie? Bo w autobusie, którym podążałem do Warszawy zachowanie aparatu związkowego było tematem nr 1. O ile powszechne było zrozumienie dla postawy łowczego krajowego to pasywna postawa reszty urzędników i działaczy związku była oceniana bardzo źle.
Choć, jak to w życiu, widziałem i „cudowne nawrócenia”. Delegaci na zjazd poprzedniej kadencji, którzy uciekali gdzie pieprz rośnie, byle tylko nie pojechać na ostatni zjazd, zwołany przez poprzednią radę wbrew ministrowi i Lisiakowi, nagle teraz mieli czas i stali na czele walczących o niezależność związku.
Czy wygraliśmy ten protest?
Nie! I tak. Tak, bo mobilizacja łowieckiej braci była zaiste imponująca. Było nas widać w Warszawie i to nie tylko pod Sejmem, ale przed protestem i potem na ulicach naszej stolicy. Byłem na poprzedniej manifestacji w 2018 roku i wtedy, mimo wysiłków Darka Dutkiewicza i jego koleżanek i kolegów, myśliwi zmobilizowali się słabo. To przez to wtedy przegraliśmy między innymi możliwość zabierania naszych dzieci na polowania.
Teraz było nas o wiele więcej. Nie 35 tysięcy, jak podobno szacowała policja (szacujący musi być myśliwym ), bo to by oznaczało, że co trzeci myśliwy przyjechał tego dnia pod Sejm, ale między 10, a 15 tysięcy na pewno. A to dużo! Choć ciągle mało…
Wysoka frekwencja dowodzi dwóch rzeczy. Po pierwsze – dezaprobata łowieckiej braci na obecne kierownictwo resortu środowiska jest już bardzo duża. A po drugie – zaangażowanie organizatorów było wielkie oraz umiejętność korzystania z mediów społecznościowych bardzo dobra. Bo przecież cała ta „akcja” została zorganizowane oddolnie. Brawo Miłosz i Robert!
Piszę Miłosz i Robert, bo tylko ich znam z niemałej zapewne grupy organizatorów. Jestem dumny, że jednym z głównych organizatorów był członek koła, któremu prezesuję – „Borówki” z Zielonej Góry, ale brawa, odznaczenia i honory należą się zapewne nie tylko tym znanym z imienia i nazwiska, ale i tym bezimiennym, którzy napędzali całą machinę.
To jest ostrzeżenie dla łowieckich tłustych kotów. Uważajcie! Jeszcze mówimy, że jesteście nam potrzebni, jeszcze chcemy byście nam przewodzili, ale jeśli zawiedziecie kolejny raz obejdziemy się bez Was. Sami wyłonimy liderów, z którymi politycy będą się musieli liczyć. Kto wie, może taki „Kołodziejczyk” już jest wśród myśliwych?
Czy wygraliśmy pierwszą bitwę?
Nie. To dopiero harce przed bitwą, która ani chybi nas czeka, i o której dopiero napiszę, ale w tym proteście są już przegrani. To bez wątpienia Polskie Stronnictwo Ludowe, w którym znaczna część myśliwych przed wyborami upatrywała rzecznika myśliwskich interesów. Jeszcze wierzymy w PSL (co nie znaczy, że na nie głosujemy) ale to wiara gaśnie z każdym dniem…
To co dzieje się obecnie wokół łowiectwa napędza głosy Konfederacji (poseł Braun był na manifestacji a jakże) oraz PiS. Paweł Lisiak brylował TV Trwam nadając wprost spod pomnika AK). Nie ukrywam, że się we mnie zagotowało. Człowiek, który nie tylko nic zrobił dla odzyskania samorządności Polskiego Związku Łowieckiego, ale publicznie chwalił obecną regulację. Człowiek, który ostentacyjnie lekceważył ostatnie społeczne ciało, jakie nam zostało – Naczelną Radę Łowiecką. Człowiek, który sam z sobą podpisał umowę o pracę na duże pieniądze kilka tygodni po swoim odwołaniu kreuje się na eksperta i niemalże zbawcę polskiego łowiectwa.
Może jestem nienormalny, ale kiedy po 12 latach posłowania – w czasie których również pracowałem na nowelizacją ustawy łowieckiej – przegrałem wybory i nie wypowiadałem się publicznie na tematy polityczne, a do dziś nie wypowiadam się publicznie na tematy spraw związanych ze sferami, którymi zarządzałem.
Skoro wyborcy uznali, że Twoja formacja ma odejść to uszanuj ich wolę. Panie Lisiak, skoro suweren uznał, że Solidarna Polska nie ma już zarządzać polskim łowiectwem to uszanuj jego wolę. Tym bardziej, gdy słyszę, co mówisz. Jako pół Ślązakowi cisną mi się na usta słowa, których czasami używał dziadek wobec mego ojca: fanzolisz synek farmazony. Posłuchaj starszych i bardziej doświadczonych: nie trać okazji by milczeć!
Wielu kolegów mówi mi nie mieszaj łowiectwa do polityki. Wszyscy byśmy tego chcieli, ale…Tak się nie da. Odkąd „ekolodzy” zdobyli znaczącą pozycję w polityce (choć, jak mawia się w służbach, zrobili to „pod fałszywą flagą”) i my od polityki nie uciekniemy…
Dlatego będziemy musieli protestować. Mam nadzieję, że razem z leśnikami, bo i oni muszą i się obudzić. (wielu leśników było na proteście myśliwych). Póki co – gratulacje dla organizatorów i wielki szacun dla tych z Koleżanek i Kolegów, którzy przyjechali na Wiejską.
P.S.
Dla mnie wielkim zaskoczeniem (in minus) było jednak to, że myśliwych z wieloletnim stażem było niewielu. Większość to myśliwi w średnim wieku. Z jednej strony nadzieja, z drugiej żal, Wygląda na to, że moi rówieśnicy odpuścili sobie walkę o łowiectwo, które podobno było najważniejszą częścią ich życia…