sobota, 23 listopada, 2024
Strona głównaPolowanieGorący wrzesień

Autor

Gorący wrzesień

W czasie rykowiska nasze poczynania z Cezarem przypominały działania przyfrontowej straży pożarnej, a „paliło” się na tej „wojnie” prawie wszędzie.

Mieliśmy olbrzymią liczbę zgłoszeń postrzałków byków lub chęci sprawdzenia wątpliwych strzałów w bardzo odległych od siebie miejscach, nie tylko na Mazurach – gdzie tradycyjnie przebywałem – ale również w innych miejscach.

Liczne polowania dewizowe oraz obawa o ich końcowy efekt, tylko podbijały stawkę u podminowanych kolegów, zgłaszających swój problem. Ich napięcie i podekscytowanie udzielało się również i mnie. Pędziliśmy po rozległych terenach Warmii, Mazur oraz Podlasia pełni nadziei.

W tym chaosie ilości zgłoszeń o różnych porach dnia, trudno było rozsądnie zaplanować jakąkolwiek trasę wyjazdów i kolejności naszych prac. Podobnie było z weryfikacją informacji telefonicznych o możliwym trafieniu i szansach skutecznego dojścia potencjalnego postrzałka.

Reklama

Nasze wyjazdy przypominały często prawdziwą loterię. Robiliśmy średnio 450 kilometrów dziennie, wstając o trzeciej rano, a wracając dobrze po zmroku, mając na koncie po kilka prac w wyjątkowo upalnym wrześniu.

Teraz przyszedł czas, aby podzielić się wrażeniami z naszych przygód i opisać prawie każdy z tych szalonych, gorących i niezwykłych dla mnie dni…

Reklama

Sprawdzony profesjonalista

Pierwsze, co wyraźnie odczułem w tym okresie, to brak wiedzy i informacji potrzebnej zrozpaczonym myśliwym o dobrym i sprawdzonym, profesjonalnym psie tropiącym tego typu postrzałki. To niestety problem ogólnokrajowy.

Polowanie na jelenie byki w szczególności dewizowe, to nadzwyczajny okres ze względu na wyjątkowość i wartość każdego postrzałka. Dla gospodarzy obwodu, to ryzyko bezpowrotnej utraty drogocennego byka i problemy przy wypłacie odszkodowań, dlatego do tych prac potrzebują sprawdzonych psich specjalistów.

Wielu myśliwych zapyta, jak to możliwe skoro na konkursach i wystawach corocznie mamy tylu championów pracy i laureatów niezliczonych nagród…

„Zagorzali pasjonaci”

To prawda, lecz niestety istnieje spora przepaść pomiędzy praktyką w łowisku, a zaliczonym konkursem. Na żmudnej drodze takiego tandemu do doskonałości i profesjonalnego tropienia, pierwszym ogniwem, który się kruszy jest mener…

Występ na konkursie zapewnia mu komfort, bezpieczeństwo, przyjemność oraz spodziewany sukces, niezbędny do promocji. Niestety niewielu z nich zdobywając – te przynoszące satysfakcję i laury – chce później już świadomie podejmować niebagatelne ryzyko spotkania się w lesie z rannym i agresywnym dzikiem lub bykiem!

Za to pucharów ani oklasków już nie otrzyma. To zbyt ryzykowne dla obu i bardzo często rozsądek bierze tu górę! Do drugiego etapu przechodzą tylko nieliczni i wyjątkowo zdeterminowani a mówiąc oględnie „zagorzali pasjonaci”.

Zdobyć zaufanie

Lecz to dopiero wstępny etap ich realnej praktyki, gdzie obaj z psem uczą się siebie nawzajem – przebiegłości i sprytu rannego zwierza w łowisku. Pogotowia postrzałkowe przy ZO PZŁ, pomimo luk prawnych, dają im taką szansę praktyki, ale na tym etapie selekcja też zbiera swoje żniwo…

Zdobywają niezbędne doświadczenie, albo się wykruszą, gdyż nie odpowiadają im surowe realia tej ryzykownej pracy, lub swe nadzieje ulokowali w nieodpowiednim psie, czy rasie.

Dla nielicznych i wytrwałych, taka intensywna praktyka pozwala zdobyć niezbędne szlify, aby zdobyć zaufanie myśliwych i ruszyć wreszcie w ryzykowną i pełną problemów pracę za rannym bykiem.

Rozwaga i pokora

Pójście na skróty i opuszczenie kolejnych stopni wtajemniczenia przez przypadkowego amatora przygód ze swoim czworonogiem, oraz nieznajomość tych niepisanych reguł przez myśliwych wiedzionych nadmiernym, chwilowym optymizmem powoduje często chaotyczne działania.

Brak wiedzy, rozwagi oraz cierpliwości, powoduje zadeptywanie tropu, podniesienie i ucieczkę postrzałka, oraz kolejne kłopoty, z którymi później muszą zmierzyć się inni…

Wtedy dopiero przychodzi rozwaga i pokora, a z zaistniałymi problemami boryka się często przemęczony i mocno zapracowany w tym okresie – psi specjalista. Zdarza się, że bywa to powodem i jego niepowodzenia!

Odradzam wszelką improwizację chyba, że taki psi amator jest trzymany bezwzględnie na otoku i przejdzie za potencjalnym postrzałkiem maksymalnie 300 metrów. Jeśli taka akcja nie przyniesie oczekiwanego rezultatu… Bezwzględnie należy czekać na przyjazd doświadczonego przewodnika z profesjonalnym psem.

Próba Główna

Tu również jest pewien problem, bo kto nim tak naprawdę jest, kogo należy za niego uważać i skąd się tego dowiedzieć? Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że po 43 latach przynależności do PZŁ ciągle i ja tego nie wiem!

Wiem za to, że moja organizacja tak jak i nasza kynologia wymaga gruntownych zmian i reform. Za najwyższy laur dla psa posokowca uważałem kiedyś Próbę Główną (PP), lecz jeśli można ją otrzymać (III st.) za pracę po czterech godzinach na dystansie 400 metrów, odnajdując martwego postrzałka, to proszę mi wybaczyć, uważam ją za całkowicie bezwartościową. Mówiąc humorystycznie – jak mój kolega Robert – to kot w szelkach powinien załatwić bez zbytniego problemu!

Brak wiarygodnej oceny, gwarantującej wysoki stopień praktycznych umiejętności psa w dochodzeniu postrzałków, opartego na jego rzeczywistych i udokumentowanych dokonaniach w łowisku, stanowi realny problem weryfikacyjny!

Obawiam się, że kolejne „certyfikaty”, które nie potrafią oddzielić ziarna od plew, zwiększą tylko zamęt w klasie rzekomych „tropowców”. Dla myśliwego, który nie ma dostępu do rzeczywistych, realnych i zweryfikowanych ocen umiejętności psa tej specjalności, pozostaje niestety tylko improwizacja i własna inwencja. Niestety skutki bywają często opłakane, a w przypadku postrzałków jeleni byków są bolesne i kosztowne.

Ruszamy o świcie

Wiedzą o tym dobrze, doświadczeni leśnicy zarządzający swymi OHZ-tami. To profesjonaliści, mający z takimi problemami wielokrotnie do czynienia wiedzą. Wiedzą, że pośpiech przynosi więcej szkody niż pożytku. Dlatego Jacek, widząc wieczorem po strzale dewizowca przewracającego się i odchodzącego byka, nie wszczyna nocnych poszukiwań, tylko spokojnie dzwoni do mnie…

Ruszamy o czwartej rano spod Orzysza w rejony Olsztyna, bo to daleka droga. Tuż przed siódmą precyzyjnie, zwięźle i spokojnie już na zestrzale Jacek przekazuje mi wszystkie szczegóły. Ten jego spokój udziela się chyba i Cezarowi, bo rusza do kolejnej pracy, jak po swoje i rzeczywiście.. Po kilkuset metrach doprowadza mnie do zgasłego byka.

Chwila triumfu i radości szybko mija, bo już są dwa kolejne zgłoszenia tyle, że z okolic Białegostoku! Ruszamy, czym prędzej. Pędząc do nich, humor poprawia mi nagłe zgłoszenie spod Orzysza. To taki przerywnik na rozprostowanie kości z pewnością nam się przyda.

Tym razem po kilkuset metrach Cezar odnajduje byka…

Dwie krople farby

Ponownie mamy fart. Tu również doświadczony leśnik Jarek po porannym strzale dewizowca zachował spokój. Farby brak, ale w jego spostrzegawcze oko i ogromne doświadczenie można wyjątkowo ufać.

Rzeczywiście, Cezar potwierdza trafienie i rozpoczyna pracę na zestrzale, gdzie byk zaznaczył strzał lekkim pochyleniem do przodu. Po stu metrach Cezar zatacza parę rozległych kółek, ustalając znanym sobie sposobem kierunek ucieczki byka. Trwa to kilka minut i już ruszamy za nim stromym zboczem w dół.

Po kolejnych stu metrach natrafiamy na jedyną kropelkę farby, która potwierdza trafienie. Po kilkuset metrach przekraczamy jakąś leśną drożynę i gdy oglądam Cezara pracującego na rozległej polanie, moją uwagę zwraca jego nagła nietypowa reakcja.

Ciągnąc w poprzek polany z nosem przy podłożu, nagle podnosi kufę wykonując gwałtowny zwrot do boku i ciągnie w zarośla. Szybko zdejmuję broń z ramienia przeczuwając niespodziankę. I rzeczywiście była. W zagłębieniu leżał martwy byk!

Kolejna tak szczęśliwa szybka i łatwa praca. Radość, gratulacje, złom i zdjęcia. Wszystko w przyspieszonym tempie, bo czekają na nas od wczoraj w Białymstoku!

Brak farby, ale byk leży…

Niezwykła puszcza

Kolejne godziny spędzamy na nużącej podróży, ale przejazd poprzez niezwykłą Puszczę Knyszyńską budzi mnie z odrętwienia i robi na mnie niezwykłe wrażenie. Urok tych leśnych dzikich i prawie dziewiczych ostępów zapada mi głęboko w pamięć.

Na miejscu wita mnie czterech przesympatycznych kolegów. Jeden z nich polując wieczorem strzelał do byka, niestety źle ustawionego, bo prawie na sztych. Po strzale byk gwałtownie zawraca pozostawiając, kilka kropli farby.

Nie wróży nam to dobrze, choć Cezar z ochotą rusza jego tropem. Niestety jego zapał i poświęcenie zmuszony byłem przerwać aż po ośmiu kilometrach. Byk wyraźnie był w doskonałej kondycji, gdyż uchodził daleko przed nami. Kluczył i nawracał nawet swoimi tropami. Mieliśmy tego wyraźne potwierdzenie, gdyż pozostawiał nam drobinki świeżej farby. Nasze zmagania przypominały zabawę w kotka i myszkę i nawet Cezar nie był w stanie temu zaradzić.

Podjąłem męską decyzję kończąc te zmagania i dla wydawało się formalności ruszyliśmy na kontrolę wczorajszego pudła jednego z kolegów. Tu sprawa wydawała się oczywista, gdyż jak sam stwierdził zza drzewa wystawała tylko komora. Więc dla nas myśliwych były tylko dwie opcje, albo byk leżał w odległości 100 do 200 metrów, albo było to czyste pudło.

Zapachu stresu

Dla Cezara nie było to takie jednoznaczne. Bez specjalnej werwy podjął jednak niewidzialny dla nas trop i pracował. Tym sposobem poprowadził nas przez ponad kilometr zanim definitywnie uznał i dał o tym znać, że byk ma się dobrze.

Takie sytuacje dziwnych i dłuższych kontroli zdarzają mu się w przypadku bezkrwawych obcierek lub bardzo bliskich niecelnych strzałów. Powodem tego, moim zdaniem jest wydzielenie przez byka zapachu stresu, który w przypadku delikatnej obcierki lub pudła szybko ustaje. Stąd dość dziwna i niejednoznaczna reakcja doświadczonego posokowca…

Będąc lekko zawiedziony – że nie udało się nam spełnić oczekiwań kolegów – ruszyliśmy znów w daleką podróż. Tym razem już do domu. Cóż nawet najlepszy posokowiec nie dokona cudów, jeśli brak dobrego trafienia.

Tego dnia dotarliśmy do naszej kwatery wykończeni po zmroku, mając trzy kolejne zgłoszenia na następny dzień. Szybko usypiając, rozmyślałem z lekkim niedosytem o łatwych sukcesach tego dnia i przewrotności losu, który nie zawsze nagradza pracowitych i wytrwałych…

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
WIĘCEJ ARTYKUŁÓW

Dywagacje o badaniach

Hołowniacy złożyli w Sejmie projekt ustawy wprowadzający obowiązkowe badania dla myśliwych. Nie „przywracający” - jak to przedstawiają ciemnemu ludowi - bo nie można przywracać czegoś, czego nigdy nie było. Ale to nie jedyne ich kłamstwo!

Ptasia debata

Uwaga myśliwi czas się zmobilizować! To jest też zadanie dla Zarządu Głównego PZŁ- trzeba spowodować by na ptasiej debacie pojawili się i nasi reprezentanci.

Subiektywny przegląd poczty mailowe...

Często moje koleżanki i koledzy zastanawiają się, dlaczego media głównego nurtu atakują myśliwych. Odpowiedź jest prosta! Nasi przeciwnicy mają „maszynę” do zarabiania pieniędzy!

Czeska komedia – sikanie na n...

Z policyjnej akcji redukowania dzików nasi sąsiedzi zrobili prawdziwą komedię. Zdjęcie myśliwych oddających mocz w Górach Izerskich stało się powodem postawienia im zarzutów karnych.

Szkodliwe dokarmianie

Wielu myśliwych uważa, że dokarmianie jest naszym „obowiązkiem”. Jednak taka interwencja powoduje więcej szkody niż pożytku.

Polska bez myśliwych

Zielone bolszewiki twierdzą, że można zaprzestać polowań. Pokazujemy - na konkretnym przykładzie - jakie będą tego koszty takiej decyzji dla budżetu naszego państwa.