Wszystko zaczęło w zeszłym tygodniu po tym, jak kobieta telefonem komórkowym sfilmowała coś, co jej zdaniem wyglądało jak lwica. Władze miasta potraktowały doniesienie bardzo poważnie. Ostrzeżono ludzi, aby nie opuszczali domów…
Do akcji poszukiwawczej wezwano myśliwych i około 200 policjantów. Z powietrza prowadzono zwiad helikopterami, użyto również dronów z kamerami termowizyjnymi!
Tropiciele lwów
Nie znaleziono żadnych śladów lwów i po kilku dniach „safari” zostało odwołane. Eksperci od dzikiej przyrody zgodnie w swoich wypowiedziach stwierdzili, że nie był to lew, ale sylwetka wskazuje na dzika, których w Berlinie bytuje około pięciu tysięcy!
Dzik przebrany za „lwicę” zapisze się w historii Berlina. „Ta operacja to bez wątpienia najdroższe safari, jakie kiedykolwiek odbyło się w niemieckich lasach!” Powiedział Heiko Teggatz, zastępca szefa związku zawodowego niemieckiej policji. Podkreślił wysokie koszty operacji z udziałem helikopterów, dronów i kilkuset funkcjonariuszy. Poszukiwanie drapieżnika miało kosztować grubo ponad 100 tysięcy euro.
Kosztowna akcja
Policja w Berlinie podsumowuje operację, ale większość mediów milczy na temat prawdziwego problemu. Tylko niektóre cytują drugie zdanie policyjnego związkowca: „ To najdroższe „safari” w Niemczech i skandal, że podatnicy muszą wydawać tyle pieniędzy!”
Policjant ma w stu procentach rację. Wielkim skandalem jest obecność w europejskich aglomeracjach dzikich zwierząt. W samym Berlinie dochodzi rocznie do 200 kolizji z dzikami. Ich populacja stale rośnie, a władze nie podejmują działań bojąc się miejskich ekologów!
Strach i panika
Miasto nie jest miejscem nie tylko dla dzików, ale również łosi, saren, czy pospolitych lisów, które stanowią poważne zagrożenie, ponieważ roznoszą groźne dla ludzi choroby. Brak reakcji ze strony władz samorządowych powoduje, że dzikie zwierzęta bytujące w miastach tracą strach przed człowiekiem.
Większość mieszkańców miast nie ma świadomości, że locha w obronie swoich pasiaków może zabić nie tylko małe dziecko, które będzie chciało pogłaskać warchlaka, ale również dorosłą osobę. Tu nie chodzi o koszty rekultywacji trawników, czy uszkodzone w kolizjach samochody. Zdumiewające, że otrzeźwienie przychodzi dopiero po śmiertelnych wypadkach!
Tragiczna komedia
Nie tylko mieszkańcy miast nie mają doświadczenia i nie wiedzą jak się zachować w przypadku lochy broniącej swojego potomstwa, przelatka potrąconego przez samochód, czy agresywnie zachowującego się lisa, który może być chory na wściekliznę…
Rzeczywistość jest tragikomiczna. Prezydent Trzaskowski „z bólem serca” podejmuje decyzję o redukcji dzików. Funkcjonariusze policji strzelają z broni krótkiej do dzików między blokami, a obrońcy zwierząt rozdzierają szaty.
Wcale mnie nie dziwi, że mieszkańcy oderwani od natury z jednej strony boją się dzikich zwierząt, a z drugiej nie chcą ich zabijać. Spacerując nocą po parku oczami wyobraźni widzą lwy i tygrysy…
Czas skończyć z hipokryzją i bezsensownym wydawaniem publicznych środków na akcje poszukiwania groźnych „duchów”. Należy ustawą nakazać władzom samorządowym redukcję dzikich zwierząt w granicach administracyjnych naszych miast!