piątek, 22 listopada, 2024
Strona głównaPolowanieNiespodzianki na tropie

Autor

Niespodzianki na tropie

Dochodząc ostatnie dwa dziki przypomniało mi się powiedzenie Napoleona Bonaparte… „Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi!”

Tym razem błędy przytrafiły się Grzegorzowi, który polował z podchodu i strzelał do dwóch dzików. W pierwszym przypadku, gdyby nie nagranie można by sądzić, że to typowe pudło. Brak jakichkolwiek śladów farby, oraz spokojne podążanie dzika za innymi towarzyszami na to wskazywało…

Reklama

Jednak na nagraniu Grzegorza widać było, jak dzik po strzale na sekundę delikatnie przysiadł. Stwierdziłem, że może to być obcierka po kręgosłupie w okolicy zadu. Poznając relacje zdecydowałem, że ruszymy najpierw za drugim dzikiem, ponieważ ślady farby i znaleziona kostka wyraźnie sugerowały, że to pewna praca. Miałem nadzieję na łatwe i szybkie jej zakończenie.

W przypadku pierwszego dzika nasze szanse uznałem za minimalne. Spodziewałem się typowej, rutynowej kontroli lub pracy bez szans na skuteczne dojście.

Reklama

A jakie niespodzianki czekają na menera dochodzącego postrzałki, sam szybko miałem się o tym przekonać. Tym razem wszystko potoczyło się inaczej i wbrew moim przewidywaniom…

Pędzący pościg

Cezar bez problemu po 15 godzinach od strzału rusza tropem drugiego dzika, zanim Grzegorz zdążył mi dokładnie przekazać swoje spostrzeżenia. Ślady farby rozmył padający w nocy deszcz, a ja widząc tak zdecydowaną pracę psa nie szukam już dodatkowych potwierdzeń, bo dobrze się znamy i ufam mu bezgranicznie.

Reklama

Pędzę za nim niczym stara, sapiąca lokomotywa, aby być blisko, gdy zajdzie taka potrzeba. Tym razem o dziwo gnamy przez okalające las zakrzaczenia, pola uprawne i zwarte młodniki. Gdy mam zbytnie opóźnienie lub zejdę z właściwego „toru” Cezar wyrozumiale na mnie czeka, lub wraca, aby naprowadzić mnie na właściwą drogę.

Im dalej idziemy tempo naszej pracy wzrasta i pies oglądając się na mnie, patrzy już z wyrzutem „pytając” – dlaczego tak się potwornie grzebiesz! Gdy przekraczamy pięć kilometrów tego szybkiego marszu czuję, jak moje nadzieje z wolna gasną jedna po drugiej.

Widzę, że czas i droga nieubłaganie się wydłużają, a naszego dzika ciągle nie ma! Docieramy do kolejnego rozległego, gęstego i wyrośniętego sosnowego młodnika, w który zanurza się Cezar i wpadamy w prawdziwe kłopoty…

Upragniony moment

Na moment pobudza mnie i dodaje sił chwilowa radość, gdy Cezar głośno oznajmia, że ma wreszcie naszego postrzałka. Jednak powoli zamienia się ona w irytację, gdy podejmuję próbę dotarcia do nich. Gąszcz twardych, wysuszonych gałęzi stanowi zaporę, którą nieporadnie forsuję niczym taran. Łamane konary szarpią moją odzież, broń i ranią twarz…

Wreszcie szczęście się uśmiecha i udaje mi się do nich zbliżyć, zaskoczony dzik hardo patrzy na mnie i ocenia nasze siły. To upragniony moment, na który tak ciężko z Cezarem pracowaliśmy.

Ciągnę za spust i słyszę suche stuknięcie iglicy. Strzał nie pada! Osłupiały, nieporadnie grzebię przy mojej broni wymieniając nabój i jednym okiem śledzę poczynania mojego przeciwnika.

A on na moje szczęście, widząc niegroźnego łowcę, rezygnuje z szarży i uchodzi, a za nim gna rozjuszony Cezar. Teraz w „nagrodę” za tą moją nieudolność, wściekły przedzieram się, taranując własnym ciałem przez dobre 15 minut ten zwarty, sosnowy busz.

Kolejna szansa!

Cezar robi, co może, aby go zatrzymać, lecz dzik hasa po nim w najlepsze, a ja nieporadnie brnę za nimi. Gdy jestem już bliski załamania, nadchodzi dla mnie… Kolejna szansa!

Dzik decyduje się opuścić tą mocno przerzedzoną przeze mnie ostoję i rusza galopem w las. Z ulgą przyjąłem jego decyzję i przez kolejny kwadrans robiłem, co mogłem, aby ich dogonić, dobywając resztek sił.

Mój orzeł wychodził ze skóry, aby przerwać ten morderczy dla mnie wyścig, lecz mądry dzik czuł doskonale, czym to grozi. Dopadłem ich wreszcie na ostatnich nogach po kolejnych 3 kilometrach, jak wspinali się pod leśną górkę.

Widać było, że nawet dzik odczuwał już mocno tempo tego maratonu. Tym razem bez problemów, mój strzał zakończył żywot tego wytrwałego dziczego herosa, któremu kula strzaskała tylny bieg.

„Łatwa i szybka”

Tak to po ośmiu kilometrach leżeliśmy obaj z Cezarem doszczętnie wyczerpani, gdyż w stosownym momencie nie potrafiłem zakończyć tej „łatwej i szybkiej” pracy!

Po chwilowym odpoczynku ruszamy, aby skontrolować strzał do pierwszego dzika. Moi koledzy twierdzili, że strzelany dzik przebywał wraz z pozostałymi osobnikami i przechodził asfaltową drogę, będącą około 400 metrów od zestrzału.

Widzieli to oglądając go przez dłuższy czas. Rozpoczynamy pracę po 18 godzinach od strzału, co ma nam dać odpowiedź, czy któryś z przechodzących tędy dzików był ranny. Po paru minutach obdukcji terenu diagnoza Cezara jest jak dla mnie nie jednoznaczna…

Jest coś na rzeczy, bo wykazuje zainteresowanie i pracuje niczym pedant, wolno i systematycznie, ale bez typowego „ognia”. Po 200 metrach podążania trasą uchodzących dzików, zarządza jednak odwrót. Teraz poprzez asfalt wędrujemy za nim w kierunku zestrzału.

Wydeptane tunele

Gdy docieramy na rozległe pole po kukurydzy, gdzie żerowały dziki on dłuższą chwilę je kontroluje i wraca tą samą drogą. Praca nadal jest bardzo wyważona i dokładna, a gdy wchodzimy w podmokły teren, na którym widać ślady po żerujących dzików on idąc slalomem też je odwiedza…

Mając czas tropimy i my, lecz żaden z nas nie dostrzega najmniejszych oznak potwierdzających trafienie. Jednak po chwili Cezar już zdecydowanie przyspiesza i prowadzi nas krawędzią lasu w kierunku stawów porośniętych wysuszonymi trzcinami. Tu już poruszamy się wydeptanymi w nich tunelami.

Są one, jak jasny dywan, na którym znać każdą plamkę, lecz żadna z nich nie jest czerwonego koloru! Nagle dostrzegam, że mój orzeł zastygł w bezruchu z uniesioną kufą. Wiem, co to może oznaczać, więc szybko zdejmuję broń z ramienia. Cezar rusza wolno i za moment słyszymy odgłos łamiących się trzcin.

To zaniepokojona wataha dzików rejteruje tuż przed nami. A mój orzeł nadal zachowuje stoicki spokój… Nie rusza do gonu, tylko cierpliwie penetruje rejon wokół nas. Widzę to na ekranie mojej nawigacji, a dzieli nas od siebie zaledwie kilka lub kilkanaście metrów.

Trafienie było

Czuję się coraz bardziej nieswojo. Ograniczona widoczność niepokoi mnie. W razie szarży mamy obaj niewielkie szanse na własną obronę. Mój instynkt podpowiada mi aby, póki jeszcze jest czas, wycofać się z tego nieprzyjaznego nam terenu!

Bo choć jestem pewny diagnozy Cezara, że trafienie było, to brak jego oznak na trasie świadczy, że dzik powinien być stosunkowo zdrowy i tanio skóry nam nie sprzeda.

Za moment role mogą się odwrócić i to my możemy potrzebować pomocy. Gdy w końcu decyduję się ogłosić tą przykrą decyzję moim kolegom ostrzegam na nawigacji, że mój pupil stoi nieruchomo wśród trzcin.

15 metrów przede mną? Choć domyślam się, co to może oznaczać, lecz w tym przypadku nie dowierzam już sam sobie! Gdy podminowany zjawiam się przy Cezarze, prawie nie wierzę w to, co widzę. Przed moim orłem leży nasz dzik!

Gdy decyduję się ogłosić przykrą decyzję moim kolegom ostrzegam na nawigacji…

Z daleka widzimy na nim trafienie kulą na miękkie, tuż przed szynkami… Tak nietypowe zachowanie dzika po strzale, gdy podążał wraz z innymi żerującymi pobratymcami bez najmniejszych oznak trafienia z cal. 243 na dystansie dwóch kilometrów utwierdza mnie niezbicie w przekonaniu, że jedynym pewnym ekspertem w takich przypadkach jest tylko… dobry posokowiec…

Obaj z Grzegorzem dokładnie obejrzymy naszą broń, aby w przyszłości wykluczyć podobne niemiłe niespodzianki!

WIĘCEJ ARTYKUŁÓW

Ptasia debata

Uwaga myśliwi czas się zmobilizować! To jest też zadanie dla Zarządu Głównego PZŁ- trzeba spowodować by na ptasiej debacie pojawili się i nasi reprezentanci.

Subiektywny przegląd poczty mailowe...

Często moje koleżanki i koledzy zastanawiają się, dlaczego media głównego nurtu atakują myśliwych. Odpowiedź jest prosta! Nasi przeciwnicy mają „maszynę” do zarabiania pieniędzy!

Czeska komedia – sikanie na n...

Z policyjnej akcji redukowania dzików nasi sąsiedzi zrobili prawdziwą komedię. Zdjęcie myśliwych oddających mocz w Górach Izerskich stało się powodem postawienia im zarzutów karnych.

Szkodliwe dokarmianie

Wielu myśliwych uważa, że dokarmianie jest naszym „obowiązkiem”. Jednak taka interwencja powoduje więcej szkody niż pożytku.

Polska bez myśliwych

Zielone bolszewiki twierdzą, że można zaprzestać polowań. Pokazujemy - na konkretnym przykładzie - jakie będą tego koszty takiej decyzji dla budżetu naszego państwa.

Bicie piany w ministerstwie

Jeśli ktoś ma siłę i obejrzy kolejne posiedzenie zespołu do spraw „reformy” łowiectwa podsekretarza Dorożały - nie powinien mieć wątpliwości, jaki jest prawdziwy cel tych spotkań…