Zarządzanie dużymi drapieżnikami zawsze wywołuje duże emocje, ponieważ w każdym kraju mamy grupy miłośników, które kategorycznie sprzeciwiają się odstrzałowi. Manipulując informacjami tworzą wrażenie, że wszyscy którzy opowiadają się za ich redukowaniem są największymi wrogami ochrony przyrody.
Z tego powodu rządzący politycy w tej debacie nie chcą uczestniczyć, ale kiedy ataki na zwierzęta gospodarskie wywołują panikę w lokalnych społecznościach – retoryka szybko się zmienia.
Widać to choćby na przykładzie Czech, które jeszcze nie tak dawno krytykowały Słowaków za odstrzał wilków w strefie przygranicznej, a teraz gdy ich własna populacja przekroczyła 100 osobników – minister środowiska w jednym z wywiadów ujawnił, że namawia Polskę i Niemcy, aby razem przystąpić do negocjacji z Unią Europejską nad limitem odstrzału.
Granice występowania
Kiedy pojawiały się wilki w Czechach wszyscy byli zachwyceni, ale gdy wielka wataha zagryza kilkaset owiec przychodzi otrzeźwienie i potrzeba wytyczenia granicy, której… Wilki mają nie przekraczać.
Na takim stanowisku stoją od wielu lat władze państw Skandynawskich. Tam skrupulatnie wykonywany jest monitoring i corocznie ustalany jest limit odstrzału. Dodatkowo można również odstrzelić wilki atakujące zwierzęta hodowlane, oraz te które próbują zagryźć psy myśliwskie.
Norwegowie – pomimo wielu sprzeciwów organizacji pozarządowych – uznali, że w ich kraju może bytować maksymalnie 50 sztuk. W sąsiedniej Szwecji limit został ustalony dużo wyżej, bo na poziomie 300 sztuk.
Szwedzki błąd
Czy tak nieliczna populacja gwarantuje właściwy stan ochrony? Nie mnie to oceniać, ale czytając różne doniesienia mam nieodparte wrażenie, że część naukowców i „obrońców przyrody” za wszelką cenę ukrywa i zaniża faktyczną liczbę wilków.
Doskonałym przykładem takiego działania jest Szwecja, gdzie w tym roku związek łowiecki wykazał, że naukowcy, którzy na zlecenie rządu szacują populację wilków przez lata popełniali kardynalny błąd w obliczaniu limitu odstrzału.
Szwedzka Agencja Ochrony Środowiska po analizie materiałów przyznała rację myśliwym. Błąd polegał na pomijaniu przyrostu naturalnego, co prowadziło do wyznaczania zbyt niskiego limitu odstrzału i stałego przyrostu wilczej populacji.
Fałszywe tezy
W świadomości Europejczyka funkcjonuje mylne przekonanie, że wilki są nadal zagrożonym gatunkiem. Tymczasem oprócz Skandynawii wilcze watahy redukują kraje nadbałtyckie Litwa, Łotwa i Estonia oraz Słowacja, Hiszpania i Francja, gdzie granicę właściwego stanu ochrony ustalono na 500 osobników!
Fałszywą jest również teza, że to myśliwi są największym wrogiem dużych drapieżników. Nasza aktywność wymusza jasne stanowisko, które całkowicie się różni od opinii wyznawców zielonej religii. Oni chcą, aby drapieżniki zastąpiły myśliwych, a my mamy świadomość, że jest to utopijna wizja, ponieważ widzimy wszystkie zagrożenia.
Pomimo jednostkowych głupich wypowiedzi – że należy wszystkie wilki wystrzelać – od wielu dziesięcioleci zawsze docenialiśmy i dbaliśmy o bioróżnorodność. Z tego powodu taki nacisk kładziemy na ograniczanie lisów, jenotów, szopów oraz norek amerykańskich.
Niemcy będą polować
Myśliwi finansują badania i prowadzą projekty, dzięki którym możemy opracowywać „instrukcje dobrych praktyk”, co bezpośrednio przekłada się na czynną ochronę przyrody.
Niestety nie wszystkie myśliwskie organizacje równie mocno „inwestują” w takie działania. Nie wgłębiając się w skuteczność działań, ale obserwując politykę informacyjną Niemieckiego Związku Łowieckiego (DJV) – moim zdaniem – można ich wskazywać jako wzór.
W przypadku wilków nie chowają głowy w piasek tylko bardzo aktywnie i zdecydowanie wzywają do zarządzania dużymi drapieżnikami. Dostarczają politykom wiarygodnych argumentów, nie tylko dotyczących ilości wilków, ale również ich rozmieszczenia.
Według DJV wiosną 2020 roku w Niemczech żyło około 1800 wilków. Związek wskazuje na narastający konflikt z hodowcami zwierząt gospodarskich, ale również bardzo szybkie tempo kolonizowania nowych terenów oraz zdumiewający przyrost, który zdaniem naukowców skupionych wokół DJV – wynosi ponad 35 procent rocznie!
Konsekwentna polityka przynosi efekty. Rzecznik CDU oświadczył, że w parlamencie jest zgoda, aby w Dolnej Saksonii redukować wilki. Wprawdzie nie zostało to wprost wypowiedziane, ale można się domyślać, że u naszych zachodnich sąsiadów będzie mogło bytować tylko 500 wilków!
Zapowiedziano, że zostanie wdrożony monitoring wilków oraz granica, której populacja wilków nie powinna przekraczać. Niemcy chcą wykorzystać francuskie doświadczenia. Już na najbliższej listopadowej sesji plenarnej koalicja rządowa ma złożyć wniosek, aby rząd federalny umożliwił krajom związkowym zarządzanie wilczymi watahami.
W naszym kraju dyskutuje się tylko o pandemii i protestach kobiet. Temat wilków poza lokalnymi mediami praktycznie nie istnieje, a Polski Związek Łowiecki ku zaskoczeniu wszystkich członków stracił całkowicie zainteresowanie dużymi drapieżnikami.