Otwierając stronę internetową firmy Lebeau-Courally, łatwo trafimy na zakładkę historia, której fragment pozwolę sobie zacytować „W 1865 roku August Lebeau ożywił swoje marzenie o najlepszych strzelbach myśliwskich, które można znaleźć w dowolnym miejscu na świecie.Wykonana na zamówienie broń odzwierciedla zawsze wyjątkową osobowość właściciela. Dzisiaj te same wartości inspirują wykonawców broni i zegarków tworzonych przez Lebeau-Courally. Dołącz do nas w podróży do źródeł tej tradycji”.
Większość myśliwych słyszała o tej marce, która nie tylko u nas jest synonimem luksusu i najwyższej jakości. Jeśli ktoś przyzna się na polowaniu, że posiada Lebeau (czytaj lebo) zawsze budzi to zainteresowanie.
Moje pierwsze spotkanie z tą marką miało miejsce, kiedy dostałem w prezencie „Kalendarz myśliwski” na rok 1912, w którym obszerną część zajmuje oferta Warszawskiej Spółki Myśliwskiej. Przedstawiono tam jedenaście modeli, które można było zamówić w różnych wariantach, a wszystko poprzedza taki oto tekst: „Przedstawione poniżej modele broni Lebeau są normalnymi typami zamieszczanymi w jego fabrycznym cenniku. Do każdej dubeltówki dołączony jest fabryczny certyfikat i arkusze próbne strzałów. Broń ta wyróżnia się wybitną doskonałością strzałów, trwałością i dokładnością roboty, a także pięknym wykończeniem”.
Dzisiaj powiemy: typowy tekst reklamowy. Jednak kolejny akapit zaintrygował mnie już wtedy, choć wówczas miałem w poruszanej tam kwestii całkiem inne przemyślenia. „Lebeau, który nie ma sobie równych wśród belgijskich puszkarzy znalazł naturalnie wielu nieudolnych naśladowców. Starają się oni kopiować zewnętrzny wygląd broni Lebeau, ale cała wartość i trwałość broni zależne są od doskonałości roboty mechanizmu i części wewnętrznych (…) Lebeau pozostaje niedoścignionym wzorem”.
W Internecie szukałem wszelkich informacji o historii Lebeau. Bardzo ciekawy był opis w rosyjskim folderze wydanym w 1905 roku. „Rusznikarz August Lebeau jest najnowszą gwiazdą na horyzoncie i zajął swoje miejsce. Jego geniusz został doceniony przez cesarzy Rosji, Niemiec, Hiszpanii, a także przez inne osoby z rodzin cesarskich i królewskich, które polują z bronią wykonaną przez warsztat Lebeau. Większa chwała prawie nigdy nie została osiągnięta przez żadnego rusznikarza, a dostarczanie wyżej wymienionych strzelb dla takich łowców, to najlepsza rekomendacja”.
Wspaniały hymn pochwalny? Okazuje się, że jednym z problemów firmy Lebeau był fakt, że ta „najnowsza gwiazda” zmarła w 1896 roku, czyli dziewięć lat przed drukiem folderu. Nie przeszkadzało to, by cenniki i reklamy z tamtych lat jeszcze długo po tym fakcie pisały o słynnym belgijskim mistrzu.
W ten oto trochę zaskakujący sposób ruszyła na całym świecie machina promocji uzupełniana fantazjami poszczególnych handlowców, a którymi bardzo często posługujemy się do dzisiaj. Dzięki powszechności Internetu i bardzo dociekliwym kolekcjonerom – którzy łączą fakty – można jednak odtworzyć prawdziwą historię marki Lebeau…
Interes życia
Rusznikarz August Lebeau ponad wszelką wątpliwość zmarł 23 lipca w 1896r. Rok po jego śmierci całkowicie niespodziewanie pojawił się „wspólnik” Joseph Claude Ferdinand Courally, który urodził się w 1868 roku. Jego ojciec Mathieu Ferdinand Courally zajmował się handlem na giełdzie towarowej w Saint Etienne. Dla niewtajemniczonych miasto było w tamtych czasach centrum produkcji francuskiej broni. W 1890 roku firma dwudziestoletniego Ferdynanda mieściła się w biurze ojca, a on sam już zajmował się sprzedażą broni myśliwskiej pod własną marką.
Niesamowicie udany debiut Ferdynanda Courally miał miejsce w 1897 roku na drugiej wystawie broni myśliwskiej oraz przedmiotów łowieckich i rybackich Cesarskiego Rosyjskiego Towarzystwa Technicznego w Petersburgu, gdzie Courally otrzymał srebrny medal, a w czasopiśmie myśliwskim w związku z tą wystawą, ukazała się chyba pierwsza kluczowa dla marki informacja.
Niejaki Larderet – właściciel sklepu myśliwskiego w Sankt Petersburgu – opowiedział w nim, że po śmierci Augusta Lebeau, Ferdynand Courally „kontynuuje swoją pracę”. Sformułowanie nie było zbyt jasne, ale jak się dalej okaże wielkie zaangażowanie – dostawcy broni dla carskiej rodziny – było drugim kluczowym elementem, który pozwoliło zdobyć wielką popularność marce Lebeau.
W katalogu wystawy światowej w Paryżu w 1900 roku Courally został nazwany producentem karabinów myśliwskich, rewolwerów i pistoletów oraz „następcą” Augusta Lebeau. W tym kontekście jeszcze dziwniejszy jest raport jury wystawy, w którym zauważono, że Courally może konkurować z najlepszymi firmami angielskimi, a on sam „był pierwszym pracownikiem Augusta Lebeau od kilku lat”.
W tym samym roku angielski magazyn Armes & Explosives poinformował, że „Monsignore F. Courally odwiedził wyspy z kilkoma próbkami swoich strzelb, które zdobyły Grand Prix na wystawie w Paryżu, a on sam został uznany za najlepszego wśród belgijskich rusznikarzy”. Co może być dla nas zaskakujące? Ścieżka od nieznanego „producenta” do „belgijskiego mistrza” firma przebyła w niecałe cztery lata!
Rok później na regionalnej wystawie w Brest (we Francji) broń Courally okazała się już „poza konkurencją”. W kolejnym konkursie broni myśliwskiej, który odbył się w Paryżu w 1902 roku, „Monsieur Courally – rusznikarz z Liege” otrzymał czwartą nagrodę i złoty medal. Przeglądając dalej wyniki różnych wystaw widzimy, że nagrody sypały się drzwiami i oknami, a jego broń zawsze pozostawała „poza konkurencją”.
Belgijska broń?
W 1902 roku Ferdinand Courally podpisuje porozumienie z angielską firmą „The Webley and Scott Revolver and Arms Company Ltd”. W rezultacie powstała spółka zależna od brytyjskiej firmy o nazwie „The Webley-Lebeau-Courally Continental fire Arms Co. Ltd.”. Dyrektorem został oczywiście Ferdinand Courally, a prezesem zarządu Frank T. Murray z Webley & Scott.
Bardzo prawdopodobne jest, że Courally potrzebował kapitału inwestycyjnego i szukał wspólnika, ale dlaczego zainteresowało to bardzo szanowaną brytyjską firmę? Jedną z możliwych odpowiedzi jest zainteresowanie anglików próbą wejścia na rynek broni o „wysokim prestiżu”, przy jednoczesnym ograniczeniu kosztów produkcji broni, które w Belgii były niższe niż w Anglii.
Nowa spółka rozpoczęła rozbudowę sieci sprzedaży i aktywną kampanię reklamową. Agenci wykorzystywali wszystkie swoje możliwości, aby sprzedawać broń bogatym myśliwym, głównie prezentując informację o Auguście Lebeau – jako „genialnym rusznikarzu” i dostawcy broni myśliwskiej dla monarchów. Fakt, że kreowany przez nich bohater nie żył już od dłuższego czasu, dla nikogo nie stanowił przeszkody.
Z reklam jasno wynika, że klientem był sam Król Hiszpanii Alfons XIII – na potwierdzenie w katalogu Lebeau znajduje się fotografia, na której Król Hiszpanii ma prezentować Lebeau-Curally nr 33108. Okazuje się jednak, że z pocztówki nie można określić marki broni, na której opiera się monarcha, a wpisy w księgach zamówień firmy rozpoczynają się dopiero w 1900 roku i numer 33168, podobnie jak w przypadku dubeltówek Cara Mikołaja, nie mają żadnego potwierdzenia w dokumentach. Niewątpliwie model broni prezentowanej na pocztówce jest zadziwiająco podobny do dubeltówek zamawianych później przez Eduardo Schilling – agenta marki w Barcelonie, Madrycie i Walencji – pod nazwą „Grand dʻEspagne” (Wielki Hiszpanii).
Chwyt marketingowy niewątpliwie działał, ponieważ na niektórych egzemplarzach obok napisu „Aug Lebeau Courally a Liege” można przeczytać: „Ft des Cours de Russie et dʻItalie” lub „F des des Cours de Russie, dʻEspagne et dʻItalie”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza dostawcę królewskiego Rosji, Hiszpanii i Włoch. Używano również innych: „Fab-t des Cours Imp-les de Russie & dʻAllemagne”, czyli do Rosji i Niemiec.
W tamtych czasach w Niemczech agentem Courally był Heinrich Barella, który był wymieniony jako rusznikarz cesarza Wilhelma i być może z tego powodu model – zamawiany do jego sklepu – nosił dumną nazwę „Kaiser”. Czy cesarz polował z Lebeau? Trudno powiedzieć!
Przypisanie nabywcy do konkretnej strzelby Lebeau-Curally sprzedanej po 1900 roku nie jest problemem, ponieważ istnieją księgi zamówień, w których pierwszy wpis z numerem 33168 pochodzi właśnie z 1900 roku. Interpretacja znaków i napisów na broni o niższych numerach jest bardzo problematyczna, ale pozwala nam wyciągać ważne wnioski.
Zgodnie z księgami roczna produkcja w pierwszych latach wynosiła od 300 do 600 jednostek, a pięciocyfrowe liczby pojawiły się jeszcze za życia Augusta Lebeau. Prawdopodobnie numeracja rozpoczęła się od numeru 30000. Dlaczego? Jedyną rozsądną odpowiedzią to utrzymanie wizerunku „starej” firmy. Czy wymyślił to sam Lebeau? Trudno powiedzieć, ale równie dobrze mógł to być pomysł młodego i ambitnego „pierwszego pracownika”, który miał w planach przejąć w niedalekiej przyszłości sprawy firmy? To oczywiście tylko przypuszczenie, ale w 1894 roku firmę Lebeau opuścił niejaki Guillaume Defurni, który odpowiadał za produkcję. Sądząc po późniejszych wynikach firmy Defurni-Sevrin, którą Guillaume otworzył w 1896 roku, to on mógł być kluczową postacią i prawdziwym „pierwszym pracownikiem”. Dlaczego odszedł? Z powodu Courally? Nigdy się nie dowiemy!
Z drugiej strony, dlaczego młody kupiec z Saint-Étienne, pojechał do belgijskiego Liege i pracował u starego producenta broni, który jak wiemy miał trudne relacje z wierzycielami? Pytania są bardzo celne i być może powinniśmy być bardziej krytyczni wobec raportu jury ze Światowych Targów z 1900 roku, gdzie pojawiła się informacja o „pierwszym pracowniku”. Kto mógł powiedzieć coś takiego, jeśli nie sam Courally!
Kolejne wątpliwości nasuwa pytanie dlaczego Ferdinand Courally potrzebował marki August Lebeau, która była wówczas mało znana? Być może odpowiedź leży w późniejszej, strategii marketingowej, której kluczowym elementem była dostawa broni dla królewskich rodów Europy. Nabycie praw do marki w taki, czy inny sposób prawdopodobnie miało być biletem do tych ekskluzywnych rynków.
Pierwsze drzwi otworzył wspomniany wcześniej Larderet z Petersburga i napis „Made by August Lebeau in Liege” na strzelbie brata rosyjskiego cara oraz na parze dubeltówek o numerach 31831 i 31832 zamówionych przez niego ponoć dla samego Mikołaja II.
Produkowane przez Lebeau strzelby były w tradycyjnych typach dla Liege. Niestety, specjaliści zauważają zadziwiające podobieństwo zamków i mechanizmów między modelami „Lebeau-Courally” i „Manufacture Liegeoise d’Armes a Feu SA”. W związku z tym nasuwa się kolejne pytanie: czy to przypadek, że ówczesny adres Lebeau i adres manufaktury Liege jest zbieżny? Minęło ponad sto lat! Brak dokumentów i upływ czasu powodują, że prawdopodobnie nikt już nie odpowie na to pytanie.
Zarabiać trzeba umieć
Cztery miesiące od śmierci Augusta Lebeau, czyli 12 listopada 1896 roku w Sądzie w Liege, nie kto inny jak sam Courally zarejestrował nowe znaki towarowe na stal. Choć nigdy nie był jej producentem, to jednak w ten prosty sposób na lufach pojawiły się nowe napisy: „ACIER COMPRIME DE WAHLREINE”, „ACIER LEUGRANN” i „METAL VAN`T HORN”. Klienci kupujący broń za napis „WAHLREINE” dopłacali przy zamawianiu broni 12 funtów, za napis „VAN’T HORN” płacili 14 funtów, a za „LEUGRANN” aż 16 funtów!
W czerwcu 1913 roku w międzynarodowym biurze Związku Ochrony Własności Przemysłowej znaki te zostały przypisane firmie The Webley-Lebeau-Courally Continental fire Arms Co. Ltd. Możemy tu postawić kolejne pytanie: czy spółka była opłacalną inwestycją dla Anglików? Przetrwały różne dokumenty w tym również ten poświęcony kalkulacji zestawu dwóch dubeltówek pod marką Lebeau-Courally wyprodukowanego w 1910 roku – zysk ze sprzedaży wyniósł 28 procent. Dokument jest dowodem, że strzelby zostały wyprodukowane przez innego producenta i zakupione przez Courally w tak zwanej „białej” formie. Możemy się domyślać, że w pierwszych latach swojego istnienia Lebeau-Courally nie tylko produkował, ale również wykończał strzelby!
Czy cała „produkcja” była na tyle duża, że brakowało mocy przerobowych w belgijskim zakładzie? Jeśli przeanalizujemy dostępne dane Lebeau, zobaczymy że luksusowe strzelby nie sprzedawały się jak ciepłe bułeczki – w latach 1900–1906 produkowano ich średnio 332 sztuk rocznie, w latach 1907–1910 zwiększono do 595 sztuk, w latach 1911–1912 zmniejszono do 299, by w latach 1913–1914 powrócić do rekordowej produkcji 595 sztuk rocznie! Czyli broń nie była produkowana masowo, a prawdopodobnie tylko na zamówienie, zgodnie ze specyfikacją uzgodnioną z agentem lub bezpośrednim nabywcą.
Twórca marki Ferdinand Curally definitywnie opuścił swoją firmę w 1919 roku. Wrócił do swojej ojczyzny (Francji), gdzie przebywał podczas niemieckiej okupacji Belgii w czasie pierwszej wojny światowej. Czy wycofał się z rynku? W 1935 roku pojawiła się jego reklama. Sklep sprzedawał broń, amunicję i akcesoria do polowań. Myśliwym oferował pistolety i naboje Francott w metalowych pudełkach, a sam Ferdinand Courally występował tam jako ekspert od broni i amunicji. Zmarł w 1943 roku.
Nie mamy pewnych informacji o tym, co stało się z firmą Webley-Lebeau-Courally podczas okupacji przez Niemców Belgii (1914–1918). Wiadomo natomiast, że w 1920 roku pojawiła się nowa nazwa Lebeau-Courally SA, i Anglik Philip Reeve objął kierownictwo firmy. A kto był właścicielem? Philip Rive, o którym praktycznie nic nie wiemy? Jedno jest pewne – dla firmy „The Webley and Scott Revolver and Arms Company Ltd.” wspólny projekt z Courally okazał się prawdopodobnie mało opłacalny.
Nowe otwarcie
W okresie międzywojennym broń firmy Lebeau eksponowana była na Wystawie Światowej, która trwała od września 1922 roku do lipca 1923 roku w Rio de Janeiro, gdzie po raz kolejny zdobyła Grand Prix. W latach 1919–1920 roku pod marką „Aug. Lebeau-Courally” wyprodukowano 592 strzelby, czyli 291 sztuk rocznie, w latach 1921–1924 łącznie 1173 sztuk, czyli około 300 rocznie. Potem było już coraz słabiej: w latach 1925–1928 wyprodukowano 588 sztuk broni, czyli 147 rocznie, w latach 1929–1932 produkcja wyniosła 710 sztuk, czyli około 177 rocznie, w latach 1933–1936 wykonano 194 sztuki, czyli mniej niż 50 rocznie, a w latach 1937–1940 zaledwie 160 czyli 40 rocznie. Powodem spadku popytu na luksusową broń był kryzys gospodarczy z lat 1929–1933.
Jedynie w krótkim okresie po pierwszej wojnie światowej firma Lebeau produkowała znacząco więcej jednostek, co nie wcale nie musi oznaczać jednak jakiegoś rozkwitu, ponieważ mogły to być tańsze modele, które dość często można dzisiaj spotkać na aukcjach. Ewidentnie osoby zarządzające szukały sposobów na zwiększenie dochodów. Uzupełniono również ofertę o nowe modele. Pod koniec lat 20. ubiegłego wieku, Lebeau nabyło licencję na produkcję „pionowej linii” od czołowej angielskiej firmy Boss & Co.
W drugiej połowie lat trzydziestych pojawiły się jeszcze w katalogu Lebeau dwie nowe serie „pionowych dubeltówek” 200 i 300. Nowa seria obejmowała modele z baskilą Anson-Deeley. Uderza jednak podobieństwo do strzelb firmy Francotte, co może oznaczać albo współpracę obu producentów, albo znowu zakup broni w „białej” formie od Auguste Francotte.
Prezentowana na fotografiach dubeltówka to tradycyjny horyzont, wyprodukowany prawdopodobnie w 1927 roku. Trudno określić model, ale wszystko wskazuje na 101. Pełne zamki typu Holand & Holand wygrawerowane w tradycyjny wzór kwiatowy połączony z angielską arabeską. Na lufach oprócz tradycyjnych punc widnieje również nazwa stali „ACIER LEUGRANN”, za którą pierwszy nabywca musiał najwięcej dopłacić!
Niezawodna i ekskluzywna
Powojenne losy firmy na oficjalnej stronie opisane są w ten oto sposób: „Firma zostaje przejęta przez Belga Josepha Verreesa, znanego rusznikarza z Liège. Lebeau-Corally zachowuje swojego ducha i dalej wzmacnia reputację jako producent niezawodnej i ekskluzywnej broni. Udoskonala mechanizmy i komponenty broni myśliwskiej”.
Wielkość produkcji przedstawiała się następująco: w latach 1959–1963 288 sztuk (około 60 rocznie), w latach 1964–1966 289 sztuk (około 95 rocznie), w latach 1967–1970 293 (około 73 rocznie), w latach 1971–1974 217 sztuk (około 54 rocznie), w latach 1975–1981 298 sztuk (około 42 rocznie), i wreszcie w latach 1982–1987 296 sztuk (około 50 rocznie).
Innymi słowy, mimo wzrostu produkcji w połowie lat 60. i w początkach lat 70. wielkość produkcji odpowiadała najgorszym wskaźnikom przedwojennego kryzysu. Niezmiennie jednak firma skupiała się na zamówieniach od bogatych klientów, a status „belgijskiego mistrza” został jakimś cudem podtrzymywany.
Firmą kierował Joseph Verrees, który zmarł 1 czerwca 1982 roku. Po jego śmierci na czele stanęła Anne-Marie Moermans-Ramakers z domu Ramaker. Z wywiadu z (opublikowanego w książce Marco Nobili) dowiadujemy się o niej kilku ciekawostek: „Obecność kobiety w tym środowisku jest czymś naprawdę niezwykłym, ale byłam byłam szczęśliwa, będąc częścią produkcji, która jest naprawdę przeznaczona głównie dla mężczyzn. Jako dziecko mogłam być blisko mojego wuja i mojej matki chrzestnej w biurze i warsztatach, śledzić klientów Lebeau, uczestniczyć w pokazach i targach oraz zarządzać różnymi krokami administracyjnymi, które przyczyniły się do poznania do tego biznesu. Dziś jestem integralną częścią firmy, a nasi klienci wcale nie byli zaskoczeni, że udało mi się kierować Lebeau-Courally, ponieważ znają mnie od wielu lat”.
Anne-Marie Moorman, siostrzenica Josepha Werreta, wychowana przez niego i jego żonę, dorastała w środowisku, w którym broń i polowanie były integralną częścią życia. Była sekretarzem Josepha Verreesa aż do jego śmierci. Wielką jej zasługą jest to, że utrzymała tradycję żmudnej, wysoko wykwalifikowanej ręcznej pracy. Jej współpraca z genialnymi grawerami Philem Grifnee i Alainem Lovenbergiem przyniosła wspaniałe wyniki w postaci najlepszych w historii strzelb Lebeau-Courally. Wśród nich jest broń wykonana dla bogatego kolekcjonera broni i znawcy epoki napoleońskiej, dla którego stworzono arcydzieło poświęcone Napoleonowi I Bonaparte.
We wrześniu 2010 roku nagromadzone przez lata problemy związane z wysokimi kosztami i niskim popytem zostały rozwiązane w tradycyjny sposób dla firmy, poprzez sprzedaż zewnętrznemu inwestorowi.
Kolejnym właścicielem został Joris Ide – belgijski producent płyt i paneli do pokrywania dachów i okładzin budynków. Biznesmen – flamandzkiego pochodzenia – uratował firmę po raz kolejny przed ruiną. Ide jest myśliwym, dla którego marka Lebeau-Courally była czymś więcej niż tylko biznesem. Jak sam mówi, nie zawahał się, kiedy otrzymał ofertę zakupu 70 proc. udziałów w firmie, ale postawił warunek: marka musiała należeć do niego całkowicie. Oprócz broni planował sprzedaż innych luksusowych przedmiotów. W tym zegarków i cygar, które zostały wprowadzone na rynek. Firma musiała się również zaangażować się w produkcję noży i naprawę broni. Czasy są trudne, a rynek drogiej broni kurczy się coraz bardziej. Historie o dawnych i obecnych właścicielach, takich choćby jak Steven Spielberg, w czasach kryzysu nie dodają nowych klientów.
Oprócz zegarków pod marką Lebeau-Courally produkowanych jest dziś wiele innych towarów: torby, rękawiczki, paski, siodła, skrzynie na broń, i akcesoria myśliwskie. Specjalistyczne sklepy zostały otwarte w Belgii, Francji i Holandii. W tym sensie Lebeau-Courally nie różni się od angielskich marek broni, takich jak na przykład Purdey czy Holland & Holland, gdzie trudna sytuacja na rynku broni myśliwskiej wszystkich zmusza do szukania alternatywnych możliwości zarobkowych.
Ostatni Mohikanin
W okolicach belgijskiego Liege istnieje obecnie około 20 różnych „zakładów”, które pracują głównie dla FN Browninga. Lebeau-Courally jest ostatnią aktywną fabryką broni, z kilkudziesięciu, które istniały w Liège przed drugą wojną światową.
Produkowano tu luksusowe jednostki, które dzisiaj są obiektem pożądania dla garstki kolekcjonerów i miłośników „broni z duszą”. Dzisiaj te tradycje kultywuje kilkudziesięciu rusznikarzy rozrzuconych po Europie. Dryfują na swoich łupinkach w bezkresnym oceanie nowoczesnej maszynowej produkcji.
Jaki jest sekret długiego istnienia nazwy Lebeau? Jeśli odrzucimy wszystkie legendy i mity opowiadane od ponad wieku, odpowiedź będzie oczywista. Marka „AUGUST LEBEAU” okazała się bardzo atrakcyjna dla przyszłych inwestorów. Na początku był to Ferdinand Courally, który namówił do zainwestowania anglików z Webley and Scott, następnie Philip Rive, Joseph Verret i wreszcie Jory Ide.
Początek tej historii był z dzisiejszej perspektywy, co najmniej śmieszny. Gdyby nie utalentowany biznesmen Ferdinand Courally, prawdopodobnie nikt dzisiaj nie umiałby nic powiedzieć o belgijskim rusznikarzu August Lebeau.
Jednak historia potoczyła się inaczej i po śmierci Augusta Lebeau – Ferdinand przejął markę. W rekordowym czasie przekształcił nic nieznaczący zakład rusznikarski w największą belgijską gwiazdę.
Każdy kolejny inwestor interesował się tylko logo, a nie rzeczywistym stanem firmy lub jej osiągnięciami technicznymi. Wszyscy wiemy, że zamożny nabywca dowolnego luksusowego przedmiotu koncentruje się głównie na znaku towarowym. Oczywiście „duża” nazwa musi być wspierana przez odpowiednią jakość. Trudno w to uwierzyć, ale w przypadku Lebeau-Courally marka przyćmiła wszystko. Jakość była doskonała, ale nie była lepsza niż u innych rusznikarzy z Liege, którzy produkowali broń klasy „de lux”.
Powodów tego sukcesu należy szukać nie w osiągnięciach technicznych, a raczej w przesyłce dla rosyjskiego Cara, którą zamówił właściciel sklepu z Petersburga. To niejaki Larderet jest chyba prawdziwym ojcem chrzestnym tej marki. Późniejsi domniemani klienci jak cesarz Niemiec, królowie Hiszpanii i Włoch, a także inni europejscy arystokraci – pojawili się po Michaile Aleksandrowiczu Romanowie. Właśnie to przyciągnęło Courally, który dostrzegł swoją szansę i doskonale ją wykorzystał! Musimy pamiętać, że w tamtych czasach dostawy do cesarskich i królewskich rodzin podniosły prestiż każdej firmy przynajmniej o jeden stopień wyżej.
Bez wątpienia w zakładzie Lebeau-Courally na przestrzeni 150 lat pracowali prawdziwi mistrzowie sztuki rusznikarskiej i grawerskiej. Niektóre imiona i nazwiska przeszły do historii, na przykład Guillaume Defourny lub Gilles Maure, lub Gilles Baron. Nie można zapomnieć również o wybitnych grawerach: Lyson Corombelle, Philippe Grifnee, Alain Lovenberg, ale te nazwiska są kroplą w morzu mistrzów sztuki rusznikarskiej, dzięki którym istnieje do dziś marka Lebeau-Courally.