W myśliwskich domach ważnym świątecznym akcentem jest uroczyste polowanie wigilijne, które w naszej tradycji zawsze cieszyło się szczególnym uznaniem i wyjątkową oprawą.
Jeśli myślę o polowaniu wigilijnym to przed oczyma stają mi obrazy z mojego rodzinnego Żywca, gdzie tradycyjnie polowaliśmy na zające. Jako mały chłopak stałem z tatą na stanowisku. Pamiętam, że było zimno i biało, ale Karol Matlak – dyrektor browaru żywieckiego – w ten dzień przywoził termosy, w których były pieczone karpie. Trudno to wytłumaczyć, ale do dziś czuję ich smak i zapach.
Tak się złożyło, że od wielu lat święta i wigilię spędzam w Wilanowie. Jeszcze kilkanaście lat temu niemalże pod blokiem można było spotkać stadka kuropatw, rwały się kolorowe bukiety bażantów, a nawet jeszcze spotykało się zające.
Teraz wokół pałacu Branickich mamy mnóstwo bloków i nikt z mieszkańców nie ma świadomości, że wilanowskie pola i lasy pełne były zwierza, a właściciele królewskiego Wilanowa organizowali wystawne polowania.
Wyjątkowo uroczyste były organizowane w dzień wigilijny. Opolowywano sam Wilanów, Wolicę lub Natolin, a w następnych latach brano mioty w Kabatach, które dawały rekordową liczbę zajęcy. W kolejnych wybierano Lasy Chojnowskie, gdzie oprócz zwierzyny drobnej trafiały się również dziki.
W Wigilię 1913 roku na polach folwarków Wilanów i Wolica w 12 strzelb ubito: 156 zajęcy, 42 kuropatwy i 1 bażanta. Królem polowania był Ksawery Branicki, który miał na rozkładzie 13 zajęcy i 14 kuropatw…
Zimowe polowania w Wilanowie przypominały wielkie poleskie wyprawy. Konie zaprzężone do sań, jeźdźcy, strzelcy i naganiacze. Po łyku gorącej kawy wszyscy zrywali się od stołu. Gwar się robił wielki. W sieni słychać było szczęk broni i nawoływania strzelców. Panowie wciągali futra, krzątała się służba, podając naboje i czapki.
Zimy były mroźne, więc na nogi wciągano fusaki, rodzaj worka z owczej wełny – odwrócony futrem do środka. Na pokocie wigilijnego polowania układano głównie zające, bażanty i kuropatwy – do saren nie strzelano! W 1900 roku wśród gości znalazł się Józef Zarembski, myśliwy i hodowca psów. Z jego relacji dowiadujemy się szczegółów:
„Mróz ośmiostopniowy zaostrzał wiaterek, słońce jednak świeciło jasno i złociło z jednej strony szczyty Ursynowa, dalej Natolin tonął w kępie drzew parkowych, jak przez mgłę widać było Warszawę. Niedługo jednak można się było rozglądać wokoło, na pstrym polu bowiem zaczęły się ruszać szaraki, które przy mrozie wynoszą się daleko przed naganką.
Wreszcie na skrzydle padł pierwszy strzał krótki, bez echa, jakiś tępy, głuchy, a wkrótce potem rozpoczęła się kanonada na całej linii. Zające siedziały przeważnie w podorywce. Po siedmiu miotach, przerwanych krótkim, lecz nad wyraz uprzejmym i miłym śniadankiem w pałacu, na rozkładzie mieliśmy 97 zajęcy na 10 strzelb.
Jest to rezultat normalny, bowiem pola wilanowskie zawsze dają około 100 zajęcy. Wielkim urozmaiceniem tego polowania są kuropatwy, których na polach wilanowskich bywały masy, a padało ich zwykle około 40–50 sztuk na polowaniu wigilijnym.
W tym roku jednak hr. Branicki, jako dobry gospodarz, wykluczył zupełnie strzelanie do kuropatw na zimowych polowaniach, z uwagi na niepomyślny zeszłoroczny stan kuropatw, których w ten sposób najmniej setkę zaoszczędzi się do chowu. Przykład godzien naśladowania.
Ucieszywszy oczy obfitością zwierzyny, rozgrzani gorącą herbatką, pożegnaliśmy gościnne wilanowskie progi i o godzinie czwartej po południu byliśmy z powrotem w Warszawie. Gdy zajaśniała gwiazdka na niebie, każdy zasiadł do wigilijnej uczty z prawdziwym zadowoleniem w duszy, a łamiąc opłatek z najbliż-szymi sercu, myślą biegł również i na te pola z życzeniem, oby i tam jak najlepiej się działo…”
Z białego w tym roku Wilanowa… Wszystkim myśliwym życzę zdrowych i pogodnych Świat!