W 1938 roku polował w Łańcucie w Alfredem Potockim. Hrabia w jednym z pierwszych pędzeń strzelił lisa. Franciszek nosił na plecach mykitę do końca polowania, a kiedy rogi obwieściły koniec łowów… Podszedł do niego Potocki i wręczył mu dwa złote z wizerunkiem marszałka Piłsudskiego.
Tak rozpoczęła się wielka przygoda Franciszka Szydełki z łowiectwem.
Po wojnie trafił do Szkoły Tresury Psów Milicyjnych w Słupsku. Ukończył ją z celującym wynikiem i został instruktorem. W 1950 roku dostał awans i przeniesienie do Centrum Wyszkolenia Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Milicji Obywatelskiej w Sułkowicach.
Tam poznał i zaprzyjaźnił się pułkownikiem Józef Pawłusiewiczem, myśliwym, kynologiem i pierwszym prezesem koła łowieckiego „Ogar” w Sułkowicach. Pod jego czujnym okiem stawiał pierwsze kroki jako pełnoprawny łowca. W takcie naszych rozmów często wspominał tamte czasy. Swoje wyżyły, dubeltówki i kartofliska pełne kuropatw.
Talent do układania psów szybko dostrzegli filmowcy. Największą popularność zdobył jako przewodnik Cywila i Szarika. W 1972 roku uczestniczył ekranizacji „W pustyni i w puszczy”. Henryk Sienkiewicz chciał, aby psem Nel był mastiff, ale takich psów wówczas nie było w Polsce, więc Franciszek Szydełko zaproponował imponujące dogi, które przez trzy miesiące szkolił w Rembertowie.
W trakcie jego myśliwskich spotkań często powracał temat pastowanych dzików. Powodem było najsłynniejsze polowanie w dziejach polskiego kina w filmie „Nie ma mocnych”. Nic dziwnego! To pan Franciszek był konsultantem i osobiście wymalował oraz układał „odyńca”. W sumie uczestniczył w produkcji prawie 150 filmów.
Do końca polował w kole łowieckim „Ogar”, którego był prezesem przez ćwierć wieku. Przyznawał, że nigdy nie pracował tak ciężko jak na emeryturze. Chciał odpocząć, ale do końca nie mógł zawieść zaufania kolegów.