Firma Benelli powstała na początku XX wieku. Jej założycielami byli Filippo i Giovanni Benelli. Produkowali pojazdy jednośladowe, maszyny i narzędzia, ale w 1920 roku na niewielką skalę ruszyła również produkcja broni myśliwskiej.
W 1967 roku ówczesny zarząd postanowił skoncentrować się na produkcji broni, dlatego zmieniono nazwę na Benelli Armi. W 1983 roku duży pakiet akcji kupiła doskonale prosperująca Beretta, która w 1999 roku całkowicie przejęła i włączyła spółkę w skład swojego holdingu.
Amerykański rynek
Pod koniec lat 80. do sklepów trafił model, którego trzecią wersję postanowiłem przetestować. Benelli reklamowała go jako broń przeznaczoną do polowania na kaczki i gęsi. Model SBE kosztował wtedy 1000 dolarów i szybko stał się bardzo popularny, ponieważ była to najbardziej zaawansowana strzelba na rynku.
Włosi zdali sobie sprawę, że ich przekaz „większy znaczy lepszy” było na rynku amerykańskim strzałem w dziesiątkę. Czytając o historii modelu SBE kilkukrotnie spotkałem twierdzenia, że do 2005 roku – kiedy wygasł patent przeładowywania za pomocą odrzutu – połowa amerykańskich myśliwych używała niezawodnego Super Black Eagle do polowania na kaczki.
Włoski automat doskonale się sprawdzał na bagnach, ale również polowaniach na indyki. Atutem była możliwość strzelania amunicją o różnej gramaturze, ale doskonałą reputację strzelba zdobyła dzięki niezawodnej pracy w każdych warunkach pogodowych.
Na amerykańskim blogu znalazłem opowieść, w której łowca opisuje polowanie, gdzie przypadkowo broń wpadła mu do błota. W tym momencie nadleciało kilkanaście kaczek, więc myśliwy bez zastanowienia złapał automat i wypalił. Zrobił dubleta, a całe błoto, które oblepiło automat, znalazło się na jego ubraniu i twarzy. Najbardziej zdziwiło go, że po tej „operacji” broń działała i nie wymagała czyszczenia.
Dwójka po liftingu
Benelli dążyło do doskonałości i w 2004 roku pojawił się następca – SBE II. Firma zmodernizowała stylistykę i wprowadziła kolbę ComforTech, która znacząco zmniejszała odrzut. Niestety, w poprawionej wersji „ulepszona” została również cena, ale to nie zniechęciło wielu amerykanów do wymiany wysłużonego Benelli na nowszy model.
W 2017 roku Włosi wprowadzają na rynek kolejnego następcę SBE III. Nowe „ulepszenia” miały z jednej strony dalej zmniejszać odrzut, a z drugiej poprawiać działanie w trudnych warunkach.
W przypadku SBE włoski producent nie próbował dostosować się do ogólnego trendu produkcji broni uniwersalnej. Przez 30 lat pozostał wierny idei wytwarzania superwytrzymałej jednostki, z której między innymi amerykańscy myśliwi mogą strzelać dużymi ładunkami zdolnymi zatrzymać gęsi lecące na dużych wysokościach.
Broń doskonale się sprawdza w ekstremalnie niskich temperaturach. W wielu testach podkreślane jest, że automat można użytkować, nie zdejmując grubych rękawic. Duży kabłąk, bezpiecznik i powiększony „port” załadunku dla łatwiejszego ładowania w mniej niż idealnych warunkach – to dla Amerykanów i Kanadyjczyków bardzo ważne argumenty.
Jest jeszcze jeden powód dużego zainteresowania SBE III. Zarówno za oceanem, jak i w Europie w wielu miejscach na ptactwo wodne nie można już polować z ołowianej amunicji. Wszędzie zaczyna królować stal, a ciężki ładunek 12/89 o masie 63 gramów wysłany przez SBE z dużą prędkością zapewnia myśliwemu obfity pokot.
Test w kamuflażu
Dzięki uprzejmości firmy Incorsa – dystrybutora Benelli w Polsce – mogłem osobiście przetestować kultową Super Black Eagle III w wersji CAMO Max 5, wykorzystując do tego cały urlop nad polskim morzem. Pierwszego dnia razem z kolegami polowaliśmy na małych oczkach. Bliskie i łatwe strzały, więc kaczki spadały, a broń świetnie się sprawowała.
Kolejnego dnia była plaża i całkowity relaks przed zbiorowym polowaniem na dużym kompleksie stawów. Doborowe towarzystwo i pierwszy strzał to pudło, kolejny również. Zmiana stanowiska nie pomogła w poprawie skuteczności. Uśmiechy kolegów i koleżanek, że leżenie na plaży mi nie służy, dodatkowo deprymowały.
Polowanie w końcu się zakończyło. Na szczęście nie było dużo kaczek, ale tych kilka dziwnych pudeł nie dawało mi spokoju. Wracając z urlopu wybrałem się na strzelnicę. Kolejne rzutki szły w powietrze, a po strzale rozpadały się na tysiące kawałków. Poprosiłem o kila dużych arkuszów papieru i strzeliłem do nich z 20, 30 i 40 metrów. Dopiero na granicznym dystansie odkryłem tajemnicę Benelli!
Włosi delikatnie obniżyli punkt celowania, aby zachować dobrą widoczność celu na dystansie 40 metrów. Otwieram Internet, a tam dużo szumu na ten temat, ale wielu myśliwych jest zadowolonych z tego pomysłu. Twierdzą, że aby trafiać do ptaków, powinno się widzieć je nad lufą, ponieważ wtedy twoje oczy mogą skierować dłonie we właściwe miejsce. Zasłanianie celu ponoć prowadzi u wielu strzelców do nieświadomego podnoszenia głowy i jest przyczyną pudeł.
Moje obserwacje dotyczące „dalekich” strzałów potwierdził kolega, który kupił niedawno SBE III i musiał się do tego przyzwyczaić. Po wyjściu ze sklepu, bez sprawdzania broni na strzelnicy, udał się następnego dnia na polowanie zbiorowe na kaczki – pierwsze dwie wznoszące kaczki i dublet jako wynik „dziewiczych” strzałów. Na marginesie jedna z kaczek wpadła wprost w ukryty w wysokich chaszczach „zagajniczek” z uprawianą tam nielegalnie marihuaną – co za szczęście!
Mój test na strzelnicy ujawnił jednak pewną słabość. Okazuje się, że SBE III „nie lubi” słabych pocisków. Typowa amunicja używana na strzelnicy (21 gramów) jest za słaba i nie zawsze zapewnia wystarczającą energię do przeładowania. Podobnie, choć zdecydowanie rzadziej, było również w wypadku amunicji 24 gramowej. Nie miałem sposobności, aby sprawdzić wszystkich dostępnych naważek, ale nie stwierdziłem żadnych problemów przy amunicji 36 gramowej. Dla czystej przyjemności sprawdzaliśmy broń w konkurencji „SKEET” oraz „TRAP” – mój „myśliwski automat” nie ustępował skutecznością markowym strzelbom sportowym kolegów strzelających na sąsiednich stanowiskach.
Przed zwróceniem broni pojechałem jeszcze pod Warszawę na wieczorne zloty. Byłem już uzbrojony w stosowną wiedzę i moje wyniki znacząco się poprawiły, a wraz z nimi moja opinia na temat włoskiego automatu bezwładnościowego.
Tradycja kontra technologia
W dawnych czasach zdecydowana większość myśliwskiej braci polowała z rosyjską myślą techniczną. Szczytem marzeń był Merkel z myśliwskim grawerunkiem. Automaty mieli tylko nieliczni. W naszych sklepach pokazały się dopiero po 1990 roku, ale nie cieszą się u nas wielką popularnością.
Miłośnicy polowania na kaczki i gęsi wykorzystują tzw. gęsiarki, czyli najczęściej niemieckie dubeltówki horyzontalne o długich lufach i pełnych czokach. Tymczasem myśliwi z południa Europy oraz Amerykanie, którzy polują podczas migracji, kochają automaty. Możliwość więcej niż dwóch szybkich strzałów znacząco przekłada się na ich efektywność.
Supermagnum Benelli to zdecydowanie jeden z najwyżej ocenianych automatów. Problemem w tego typu konstrukcjach zawsze była masa broni, która przy „większych” ładunkach musiała być zwiększana, aby broń nie „kopała”. Nigdy nie miałem problemu w odrzutem. Nie zaliczam się do małych i wątłych, a dodatkowo często strzelam z dużych kalibrów.
Myślę, że jeśli ktoś się decyduje na taką broń powinien jednak osobiście ją przetestować. Super Black Eagle III waży zaledwie 3,2 kg, czyli można powiedzieć, że zalicza się do „lekkich” automatów. Utrzymanie niewielkiej masy było możliwe dzięki wykorzystaniu odrzutu, zamiast gazów które powstają podczas odpalenia pocisku. Ta konstrukcja jest prostsza, lżejsza i szybsza!
Myśliwy może strzelać z supermocnej amunicji 12/89, co oczywiście generuje olbrzymi odrzut, ale Benelli w moim odczuciu doskonale go łagodzi szeregiem innowacji, między innymi wspomnianym i stale rozwijanym system Comfort Tech.
Kosztowna niezawodność
SBE III jest prawdopodobnie najszybszym i najbardziej zwrotnym automatem, jaki kiedykolwiek testowałem. Można go kupić w prostym czarnym syntetycznym wykończeniem lub w kamuflażu Realtree Max 5. Broń bardzo mi się podoba i ma wiele atutów, ale… Trzecia wersja kultowego SBE kosztuje prawie 11 tysięcy! Wraz z bronią otrzymacie naprawdę fajną plastikową walizkę, w której znajduje się zestaw pięciu czoków, ale… Czy cena nie jest zbyt wysoka?
Analizując wszystkie za i przeciw, przypomniał mi się kolega z Anglii – właściciel pięknej starej dubeltówki na pełnych zamkach – który na moje pytanie, czemu nie poluje z nią na kaczki, zrobił duże oczy i wytłumaczył, że są miejsca, gdzie nawet Brytyjczyk zabiera automat.
Amerykańscy strzelcy, którzy polują na kaczki na podmokłych terenach dawniej wybierali pompki i nic więcej. Byli głęboko przekonani, że mokradła są zbyt surowym środowiskiem dla półautomatycznych strzelb. Benelli zmienił ich nastawienie dzięki Super Black Eagle.
Kiedyś zimą polowałem na kaczki z kolegą, który pożyczył na to polowanie automat Beretty. Cały czas wydłubywał scyzorykiem łuski, których broń nie chciała wyrzucać. Myślę, że wysoka cena SBE III jest wynikiem 30 lat udoskonalania tego projektu, a niezawodność musi kosztować!
PS
Redakcja WildMen dziękuje firmie Incorsa oraz strzelnicy „Pod Dębami” w Luszynie za gościnność i możliwość skorzystania z osi strzeleckich.