sobota, 12 października, 2024
Strona głównaDzikie życieAfrykańskie ludojady

Autor

Afrykańskie ludojady

Miłośnicy kina pewnie doskonale znają film „Duch i Mrok” nakręcony na podstawie książki „Ludojady z Tsavo”, w której John Henry Patterson opisuje historię swoich zmagań z wyjątkowo niebezpieczną parą lwów, które nawet dla doświadczonego łowcy stanowiły wymagające i bardzo niebezpieczne wyzwanie. Mało kto jednak zna kulisy wydarzeń będących kanwą tej opowieści i późniejsze losy jej bohaterów.

W lipcu 1895 roku powstał Brytyjski Protektorat Afryki Wschodniej i objął kontrolą tereny dzisiejszej Kenii i Ugand. Nowa administracja natychmiast przystąpiła do tworzenia niezbędnej infrastruktury, masowo sprowadzając ze swoich zamorskich posiadłości tanią siłę roboczą. Liczną grupę stanowili robotnicy z Indii.

Jedną z najśmielszych inwestycji był projekt budowy linii kolejowej łączącej położoną na wybrzeżu Mombasę ze znajdującym się w dorzeczu Nilu Jeziorem Wiktorii – ze względu na swoją skalę nazywany wówczas przez krytyków „linią lunatyków”.

Myśliwskie śledztwo

W marcu 1898 roku kierownictwo nad jednym z odcinków projektu objął przybyły z Indii 31-letni John Henry Patterson. Nie było to łatwe zadanie. Budowa – która obejmowała przeprawę przez rzekę – nie przebiegała zgodnie z oczekiwaniami.

Tsavo, które w miejscowym języku oznacza „miejsce rzezi”, zasłużyło sobie na swoją złą sławę jako arena licznych konfliktów zbrojnych i epidemii oraz zbierając krwawe żniwo w czasach handlu niewolnikami. Co gorsza, roiło się tam od dzikich zwierząt, a wśród miejscowej ludności krążyły przerażające historie o napaściach na ludzi.

John Henry Patterson budował pułapki i wzniósł także sieć platform strzeleckich umiejscowionych na najwyższych drzewach, na których spędzał kolejne noce w oczekiwaniu na błąd drapieżników.

Patterson – który podejrzewał, że przyczyną tajemniczych zaginięć są raczej ucieczki bądź zabójstwa będące następstwem wewnętrznych porachunków – skrupulatnie badał każdy wypadek. Ślady kolejnych napaści nie pozostawiały jednak żadnych wątpliwości – w okolicy grasowały ludojady.

Do dziś trwają spory co do faktycznej liczby ofiar. W swojej książce Patterson wymienia liczbę przynajmniej 135 zabitych podczas jego pobytu w Tsavo i choć w oficjalnych dokumentach kompanii kolejowej Uganda Railway Company mowa jest jedynie o 28 ofiarach, nie ulega wątpliwości, że ofiar – zwłaszcza wśród rdzennej ludności – mogło być znacznie więcej.

Nic dziwnego, że wśród robotników panował paniczny strach – w pewnym momencie zagrozili nawet przerwaniem prac do czasu, aż bestie zostaną zabite.

W końcu całkowicie wstrzymali budowę mostu, a Patterson podjął wyzwanie. Zapewne mógł się pochwalić doświadczeniem łowieckim zdobytym podczas polowań na tygrysy w Indiach, ale z pewnością nie spodziewał się, że ludojady z Tsavo okażą się tak wymagającymi przeciwnikami.

Budował pułapki, wykorzystując do tego celu mocną konstrukcję wagonów transportowych. Wzniósł także sieć platform strzeleckich umiejscowionych na najwyższych drzewach, na których spędzał kolejne noce w oczekiwaniu na błąd drapieżników. Za przynętę służyli mu… ochotnicy, a gdy ich zabrakło, sam zajmował ich miejsce. Brakowało odważnych, tym bardziej że trudno było rozstrzygnąć, kto na kogo poluje.

Podczas jednej z zasiadek lew zaatakował któregoś z myśliwych biorących udział w zasadzce, a spłoszony niecelnym strzałem zadowolił się jego pomocnikiem. Determinacja Pattersona, która momentami przeradzała się w obsesję, w końcu doprowadziła go do upragnionego celu, choć na pierwszy sukces przyszło mu czekać aż dziewięć miesięcy!

Pojedynek gigantów

9 grudnia 1898 roku Patterson podprowadził tropiącego go drapieżnika pod jedną z platform. Warunki strzału były dość trudne i kula w kalibrze .303 Lee-Enfield trafiła zwierzę w tylną łapę. Myśliwy nie dał za wygraną, licząc, że głodny i raniony lew tym bardziej zmuszony będzie sięgnąć po łatwą zdobycz. Intuicja go nie zawiodła – drapieżnik powrócił i pod osłoną nocy jak duch poruszał się w ślad za poszukującym tropów Pattersonem.

Zabicie ludojadów było na tyle ważnym wydarzeniem, że jeszcze tego samego dnia, ówczesny premier brytyjskiego rządu osobiście powiadomił Izbę Lordów o sukcesie Pattersona.

Myśliwy w porę rozeznał się w sytuacji i zaczaił się w dogodnej dla siebie pozycji. Drugi strzał był znacznie pewniejszy, ale – mimo że kula przeszyła łopatki i trafiła prosto w serce – martwego drapieżnika odnaleziono dopiero o poranku. Zwierzę zaległo niedaleko czatowni. Była to imponująca bestia, która brak grzywy rekompensowała rozmiarem – długość mierzona od nosa do ogona wynosiła niemal 3 metry, a tuszę lwa do obozu taszczyło ośmiu mężczyzn.

Choć sukces poprawił nastroje pracowników, to jednak na wolności pozostawał jeszcze drugi ludojad. Kilka dni po strzeleniu pierwszego lwa robotnicy zgłosili kolejną napaść – na szczęście tym razem ofiarą była koza. Patterson natychmiast nakazał budowę czatowni, z której jeszcze tej samej nocy ranił bestię. Rozpoczął się pojedynek, w którym role myśliwego i ofiary zmieniały się jak w kalejdoskopie.

Przeciwnicy znów spotkali się oko w oko dopiero po jedenastu dniach, jednak kolejne dwa trafienia zdawały się nie robić na drapieżniku żadnego wrażenia. Dopiero trzy następne strzały w kolejnym dniu łowów zmusiły lwa do odwrotu.

Patterson był górą, ale koty mają przecież w zapasie dziewięć żyć. Myśliwy zamienił repetier Lee-Enfielda na jednostrzałowy Martini-Henry i nazajutrz wyruszył na ostateczne starcie. Lew nie zamierzał tanio oddać skóry – przyjął dwa trafienia w pierś i dopiero dziewiąty strzał prosto w łeb położył kres jego życiu. Jak wspominał Patterson, do ostatnich chwil zwierz próbował dosięgnąć łowcę ukrytego w gałęziach powalonego drzewa.

Było to wydarzenie na tyle ważne, że jeszcze tego samego dnia, 29 grudnia, ówczesny premier brytyjskiego rządu osobiście powiadomił Izbę Lordów o sukcesie Pattersona. Robotnicy powrócili do pracy i w lutym 1899 roku doprowadzili budowę mostu do szczęśliwego końca.

Patterson wielokrotnie podkreślał, że jego najcenniejszym trofeum był puchar, na którym pracownicy wygrawerowali podziękowania.

Tuż przed zakończeniem prac konstrukcyjnych robotnicy, którzy jeszcze niedawno grozili Pattersonowi śmiercią, obdarowali go pamiątką z jakże wymowną inskrypcją: „Drogi Panie, my – Twoi nadzorcy, kierownicy, kwestorzy i robotnicy – przedstawiamy Panu ten puchar w dowód naszej wdzięczności dla Twojej odwagi wobec dwóch lwów ludojadów, które zabiłeś z narażeniem własnego życia, oszczędzając nas w ten sposób przed pożarciem przez te straszne potwory, które włamywały się nocą do naszych namiotów i zabijały naszych współpracowników. Prezentując Panu ten puchar, dołączamy wszyscy nasze modlitwy o Pańskie długie życie, szczęście i pomyślność. Na zawsze pozostaniemy Pana wdzięcznymi sługami.” Patterson wielokrotnie podkreślał, że było to jego najcenniejsze trofeum…

Ludojady w muzeum

Skóry ludojadów zostały wyprawione i trafiły do londyńskiego apartamentu. W 1923 roku Patterson prowadził serię wykładów w Chicago, gdzie o losy trofeów zapytał go ówczesny dyrektor tamtejszego Muzeum Historii Naturalnej. Zaoferował gotowość odkupienia trofeów za niebagatelną sumę 5 tys. dolarów (obecnie byłoby to około 70 tys.). Patterson przystał na propozycję i ludojady trafiły do muzeum.

Skóry nie były w dobrym stanie. Okazało się, że nie były fachowo wypreparowane – czaszki pozostawiono w skórach, brakowało całych fragmentów, swoje piętno odcisnął również upływ czasu. Preparatorom udało się jednak wydobyć czaszki i wykorzystać skóry, tworząc pełnowymiarową ekspozycję. Zespół fachowców musiał się przy tym wykazać sporą kreatywnością, umiejętnie skrywając wszelkie ubytki, uszkodzenia i niedoskonałości. To właśnie dlatego lwy zostały ustawione w takich, a nie innych pozycjach.

Początkowo, bazując na popularności wspomnień Pattersona, ekspozycja cieszyła się dużym zainteresowaniem zwiedzających, jednak z czasem przenoszono ją do coraz dalszych zakamarków muzeum, aż niemal zupełnie o niej zapomniano. Na nowo odkrył ją William Stanley – urodzony w Kenii przyrodnik, który w 1989 roku został zatrudniony na stanowisku kierownika kolekcji Muzeum Historii Naturalnej w Chicago.

Wszyscy miłośnicy kina znają film w reżyserii Stephena Hopkinsa, nakręcony w 1996 roku z udziałem Vala Kilmera i Michaela Douglasa.

Doskonale znał on historię ludojadów z Tsavo, ale nie spodziewał się, że szczątki Ducha i Mroku zachowały się do tego czasu – rozpoznał je, odczytując wytarty, pożółkły opis przytwierdzony do zakurzonej szyby starej gabloty prezentującej dwa zupełnie nieinteresujące i nieciekawie wypreparowane lwy, oznaczone jedynie numerem muzealnego katalogu zbiorów.

Ekspozycja znajdowała się wówczas w opłakanym stanie i wymagała gruntownej renowacji. Swoim odkryciem Stanley zainteresował goszczącego w muzeum przedstawiciela hollywoodzkiego studia filmowego Paramount Pictures, który postanowił przymierzyć się do sfilmowania opowieści Pattersona i historii jego zmagań z groźnymi ludojadami.

Film w reżyserii Stephena Hopkinsa, nakręcony w 1996 roku z udziałem Vala Kilmera i Michaela Douglasa, nie był pierwszą ekranizacją przygód Pattersona. Po raz pierwszy historię ludojadów z Tsavo przedstawił na wielkim ekranie amerykański obraz z 1952 roku pt. „Bwana Devil”.

Ta sama historia stała się inspiracją dla mniej znanej brytyjskiej produkcji przygodowej z 1959 roku pt. „Killers of Kilimanjaro” oraz dla późniejszego amerykańskiego horroru psychologicznego z 2007 roku pt. „Prey”. Ale to właśnie film Hopkinsa wywołał największe poruszenie wśród sponsorów i gości Muzeum Historii Naturalnej, którzy domagali się przeniesienia ekspozycji na bardziej eksponowane miejsce, dzięki czemu gablota z lwami została poddana gruntownej renowacji i do dziś stanowi atrakcję tego muzeum.

Historia pod lupą

Popularność historii zainspirowała również poważne badania. Rok po premierze filmu „Duch i Mrok” do Tsavo wyruszyła ekspedycja naukowa pracowników Muzeum Historii Naturalnej. Przy okazji badań przyrodniczych naukowcy mieli okazję rozwiać wiele wątpliwości co do przebiegu zdarzeń i miejsc opisanych przez Pattersona.

Odnaleziono między innymi opisaną przez niego grotę, w której ludojady urządziły swoją siedzibę. Faktyczna lokalizacja tego miejsca pozostawała nieznana do 1997 roku, kiedy to odnaleźli ją członkowie wyprawy naukowej Tom Gnoske i Julian Kerbis, potwierdzając w ten sposób kolejny element relacji Pattersona.

Ludojady z Tsavo okazały się wymagającymi przeciwnikami.

Dowodem była opublikowana w książce Pattersona fotografia groty przedstawiająca charakterystyczne ułożenie głazów i wciąż tam obecne ślady obecności drapieżników.

Znalezione na miejscu fragmenty ludzkich kości wywołały debatę na temat faktycznej liczby ofiar ludojadów z Tsavo. Badania potwierdziły, że oba lwy z pewnością żywiły się ludzkim mięsem – poziom izotopów azotu w kościach i w sierści wskazuje, że drapieżniki pożarły przynajmniej 35 ofiar.

Nie oznacza to jednak, że wymieniane przez Pattersona liczby były literacką konfabulacją. Badania wskazują bowiem jedynie liczbę zjedzonych ofiar – zabitych mogło być więcej i zapewne tak było, bo w zapiskach podpułkownika, udostępnionych przez jego wnuka Alana Pattersona, znajdują się liczne wzmianki, że lwy wielokrotnie zmuszone były do porzucenia ofiar, przeganiane z miejsca zbrodni przez zaalarmowanych strażników. Nie można również wykluczyć, że napastników było więcej.

Naukowcy próbowali również odpowiedzieć na pytanie, co było powodem makabrycznych preferencji żerowych ludojadów z Tsavo. Zapiski Pattersona wykluczyły dotychczasowe przypuszczenia, że przyczyną mogło być uszkodzone uzębienie uniemożliwiające lwom żerowanie na ich naturalnych ofiarach.

Patterson wspomina, że uszkodzenia kłów były wynikiem desperackiej obrony podczas jednego z ataków, kiedy to zmuszony był on zasłaniać się przed napastnikiem swoim sztucerem.

Bardziej prawdopodobna wydaje się teoria mówiąca o drastycznym ograniczeniu dostępności naturalnego żeru spowodowanym wybuchem epidemii księgosuszu – wyjątkowo zakaźnej choroby przeżuwaczy, charakteryzującej się bardzo wysoką śmiertelnością – która w 1898 roku przetoczyła się przez wschodnie wybrzeże Afryki, zmuszając lwy do poszukiwania alternatywnych źródeł pożywienia.

Popularność filmu zainspirowała również poważne badania. Rok po premierze do Tsavo wyruszyła ekspedycja naukowa pracowników Muzeum Historii Naturalnej.

W takich okolicznościach hinduskie zwyczaje kremacji zwłok praktykowane przez pracujących przy budowie robotników mogły być dla drapieżników dodatkową pokusą i prowokować do coraz zuchwalszego zachowania.

Badania rejonu Tsavo wykazały ponadto, że tamtejsza populacja lwów – poza różnicami behawioralnymi – wykazuje także spore różnice morfologiczne. Brak grzywy, charakterystyczny dla ustrzelonych przez Pattersona ludojadów, okazał się być dość powszechną cechą tamtejszej populacji. Badania wykazały związek braku grzywy z genetycznie warunkowanym szczególnie wysokim poziomem testosteronu, który mógł być przyczyną zdecydowanie bardziej agresywnego usposobienia tamtejszych lwów.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
WIĘCEJ ARTYKUŁÓW

W „Gospodzie pod Dębem” ekosi nie b...

Myśliwi po raz kolejny udowodnili, że potrafią w jednym szeregu razem z wojskiem i strażakami walczyć z żywiołem, jakim jest powódź. Przeciwników polowań na wałach nikt nie widział.

Polowanie na samice

Konieczność prowadzenia selekcji wśród żeńskiej części populacji u większości myśliwych nie budzi wątpliwości, ale odstrzał wykonywany jest najczęściej na chybił trafił.

Dzień Szóstaka

Sklep myśliwski „Szóstak” w najbliższy weekend zaprasza myśliwych do Wielunia. Czeka na Was wiele atrakcji, spotkań i pokazów.

Międzynarodowy Field Trials

Oddział ZKwP w Grodzisku Mazowieckim zaprasza myśliwych oraz wszystkich miłośników wyżłów na międzynarodowy konkurs.

Kto atakuje myśliwych

Kiedy cała Polska żyje tragedią, jaka rozgrywa się w Kotlinie Kłodzkiej, a Wrocław przygotowuje się na nadejście wielkiej fali na Odrze, politycy zaczynają oskarżać się wzajemnie o błędy i zaniechania.

Deerhunter Excape na każde polowani...

Tradycyjne „zielone ubranie” zamieniłem na odzież firmy Deerhunter. Głównym powodem był niesamowity kamuflaż Excape Realtree, ale roczne uż...