Wybitny pies trafił w ręce menera, który oprócz wielkiego doświadczenia w prowadzeniu tropowca doskonale promuje polowanie z ułożonym posokowcem.
Poznałem Wojtka Dulskiego w listopadzie 2017 kiedy nasze koło uczestniczyło w organizowanym przez Klub Posokowca na Opolszczyźnie – Memoriale im. ks. Benedykta Gierszewskiego. Podczas polowania hubertowskiego został postrzelony dzik, o którym powiadomiliśmy organizatorów konkursu. Wczesnym rankiem 5 listopada, pod mój dom zajechał SUW z warszawską rejestracją. Z auta wysiadł pan w moim wieku (jak mówią moje wnuczki – trochę stary) i z bagażnika wypuścił ociężałego i lśniącego psa…
Moim zdaniem Cezar miał lekką nadwagę. Pomyślałem tak: przyjechał pan z Warszawy z pieskiem, żeby go wybiegać, zaliczą pracę i pojadą zadowoleni, bo piesek będzie miał w papierach, że jest reproduktorem użytkowym…
Po miłej prezentacji i krótkiej rozmowie przy małej kawie, udaliśmy się do lasu. To była słoneczna listopadowa niedziela. Wojtka zachwycił widok mieszanego lasu, ubarwionego żółto-czerwoną powłoką liści, a Cezara wyraźnie ożywiły świeże zapachy zwierzyny, której w naszym lesie nie brakuje.
Zadanie w „Szczotkach”
Podeszliśmy do miotu, który nazywamy „Szczotki”. Na zestrzale Cezar natychmiast przeistoczył się w psa o niespożytej pasji i energii. Miał wtedy niecałe dwa lata i niewiele zaliczonych prac, ale podjął trop z taką siłą, że Wojtek ledwie utrzymał otok w ręku.
Dzik został poprzedniego dnia raniony przeze mnie w miocie o niezwykle bogatym podszycie, z rozległymi gąszczami jeżyn. Dziki wyżłobiły w nich wąskie przejścia, które miejscami przechodziły w formę tuneli, dlatego Wojtek zrezygnował z otoku i założył Cezarowi obrożę Garmina.
Trzeba dodać, że w tym samym pędzeniu poprzedniego dnia padły dwa inne dziki, które zostały tam wypatroszone. Fragmenty treści i farby zostały rozniesione przez kolegów w różnych kierunkach, więc Wojtek i Cezar mieli bardzo trudne zadanie.
Jak to później opisał Wojtek „kolega Janek (czyli ja) zostawił nas w gąszczach, a sam, jak model spacerował po grubym lesie i czekał na dzika przy przesmykach”.
Złamany dryling
Po ponad godzinie ciężkiej pracy, widząc zaangażowanie tego duetu, ale również zmęczenie trudami i upałem i po trzecim podjęciu tropu na zestrzale zaproponowałem zakończenie poszukiwań. Uznałem, że spełniliśmy obowiązek, a dzik widocznie był lekko ranny. Tym bardziej, że Wojtek przewrócił się i złamał kolbę drylinga…
Wojtek miał dość, ale Cezar podniecony tropem rannego dzika nie miał zamiaru zakończyć pracy. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej. W końcu Cezar wyszedł z tego „labiryntu” w kierunku „Brzózek”. Po kilkuset metrach znaleźliśmy obcierkę z niewielką ilością farby i doszliśmy do świeżego kąpieliska.
Cezar nie czekał na zgodę i ruszył w kolejny gąszcz. Kiedy Wojtek chciał sprawdzić położenie psa, okazało się, że zgubił Garmina!
Dryling złamany, Garmin zgubiony, a młody pies przepadł za rannym dzikiem. Nie wiedziałem, co powiedzieć i co zaproponować…
Sytuację rozładował genialny Cezar. Okazał się znakomitym oznajmiaczem. Wielokrotnie wracał i doprowadził nas do miejsca gdzie dzik zaległ po kąpieli. Zaczął głosić…
Udało się nam dość dzika, aleja spudłowałem. Na szczęście Wojtek jednym strzałem z uszkodzonego drylinga zakończył cierpienie przelatka jakże ciężką pracę.
Dopiero wtedy Cezar położył się obok Wojtka i zmęczeni, ale szczęśliwi. Na pamiątkę zrobiłem im zdjęcie! Ten znakomity duet gościł w naszym kole ponownie w następnym roku „zabezpieczając” polowanie dewizowe. Wojtek, w tych samych „Szczotkach”, został poturbowany przez dzika, a dzięki Cezarowi wyszedł z opresji z lekką raną na nodze. W kolejnym miocie, po kilkuset metrach bez „farby” doszli cielaka strzelonego na miękkie.
Tragiczny finał
We wrześniu 2020 miałem okazję przez kilka dni uczestniczyć w kilku pracach Wojtka i Cezara w mazurskich łowiskach, gdzie w jednym dniu potrafili odnaleźć trzy jelenie. Przez kilka ostatnich lat przygody Wojtka i Cezara opisywane były na myśliwskim portalu WildMen, gdzie Wojtek w jednym z wielu opowiadań przedstawił swoją wersję dochodzenia dzika w kole „DZIK” w Strzelinie.
31 października Paweł Gdula napisał: „CEZAR NIE ŻYJE” Jeden z najsłynniejszy posokowców, którego przygody śledziliśmy na portalu WildMen – zginął na polowaniu.” Zadzwoniłem do Wojtka, rozmowa była długa. Zapamiętałem, że Cezar w swoim życiu odnalazł 572 szt. zwierzyny grubej, w tym 171 jeleni 172 śmiertelnie go zrogował…
Bardzo smutno skończyła się ta historia…
Wojtek Dulaski opisując przygody – których głównym bohaterem był Cezar – przez wiele lat edukował myśliwych. Pokazał jak układać i prowadzić tropowca, za co należą się mu wielkie podziękowania. Mam głęboką nadzieję, że już niedługo będziemy mogli czytać kolejne artykuły, którymi Wojtek będzie dalej popularyzował w naszym środowisku polowanie z rodowodowym posokowcem.
Jan Andryszczak