Mamy wezwanie z Suwałk. Nie kocham takich prac, gdzie przed nami pracował już cały sztab poszukiwaczy. Mają postrzelonego byka, którego szukali najpierw myśliwi, a po nich „karel” i posokowiec z „sukcesami”. Karel dwukrotnie stanowił byka, ale…
To nasz debiut w tym miejscu, więc tym bardziej obawiam się marnego końca tej pracy, a chciałbym zabłysnąć. Jadę z nie byle kim. Towarzysz mi mój kolega i przyjaciel Jan. Jest prezesem koła łowieckiego pod Wrocławiem. Ten miłośnik wyżłów, wraz z żoną i wyżlicą Bajką przyjechali na Mazury nas odwiedzić i odpocząć.
Odpoczynek Jana ma polegać na „spacerowaniu” ze mną i obserwowaniu Cezara przy pracy. Tymczasem początek może być marny. Taki „zganiany” byk da nam ostro w kość. Nawet, jeśli go dojdziemy, to czy Cezar da radę go stanowić?
Meldujemy się u Romana, po 29 godzinach od strzału. Na trop idzie z nami Rafał, myśliwy i fotografik. Dobrze, że wbiłem sobie w głowę spacer, to mam mniejszy stres.
Zaczynamy rutynowo. Odkładam Cezara i robię „obdukcję” terenu. Czas na mojego orła. Problemów nie ma – rusza z „kopyta”. Idziemy za nim wszyscy razem. Tylko Jan, zauroczony ogromną ilością prawdziwków – postanawia zostać przy samochodzie. Dalej walimy w trójkę, za naszym przewodnikiem – Cezarem. Oczekuję kłopotów i problemów, w miejscach stanowień byka, przez naszych poprzedników, ale o dziwo, wszystko idzie jak po sznurku.
Teren nam sprzyja. Zasuwamy gładko i sprawnie, bo jest równo, sucho i nie za gęsto! Tak do 1,7 km. Tu natrafiamy na trochę młodszy i gęstszy las świerkowy. I nagle, co ja widzę? Leży nasza zguba!
Jestem bardzo zaskoczony. Sukces przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i bez żadnych problemów. Okazało się, że byk strzelony został na miękkie. Dobra nauka tropienia – propagowana przez Klub Posokowca przynosi owoce.
Jestem usatysfakcjonowany, bo debiut w nowym miejscu i przepustka do kolejnych, naszych przygód. Oby w tym roku!
Złom, oraz sesja fotograficzna w wykonaniu kolegi Rafała. Cezar pozując przy byku, robi minę nieszczęśnika. Pewnie żałuje że nie było gonu i stanowienia. Wtedy jest z siebie dumny i przybiera postawę lwa. Na to musimy jednak cierpliwie poczekać. Ja, mimo wszystko cieszę się szczerze, że moje przewidywania się nie sprawdziły.
Smaku tej krótkiej historii dodała całkowicie bezproblemowa praca na tropie po innych psach. To wielka umiejętność, której nawet dobry posokowiec musi się nauczyć, a nie jest to wcale takie proste!
Po powrocie do samochodów, zastałem Jana do połowy rozebranego. Jego kurtka służyła mu jako obszerny kosz na prawdziwki. Była pełna. Dzięki jego przezorności, nie wracamy do domu z pustymi rękoma.
Przed nami kolejny weekend – przypominam o pogotowiu postrzałkowym, którego baner znajdziecie na portalu WildMen!