Tym razem na ten telefon czekałem z nadzieją i niecierpliwością. Gdy odezwał się w słuchawce Karol wiedziałem, że dostaniemy szansę na odnalezienie 500 postrzałka w wykonaniu Cezara!
Poprzedniego dnia w OHZ-cie odbyło się polowanie zbiorowe. Karol strzelał do dużego dzika, który zaznaczył strzał i nie zostawiając farby uszedł. Psy pracujące w miocie nie podjęły tropu. Mój kolega był pewny trafienia i zadzwonił do mnie. Zjawiamy się u niego i na dokładkę dowiadujemy się od towarzyszącego mu Pawła, że i on ma postrzałka. Teraz już wiem, że nie będziemy się nudzić!
Spełnienie marzeń
Mój orzeł po aptekarsku bada wskazane przez Karola miejsce na leśnej drodze, a ja z nadzieją obserwuję go, czy potwierdzi przypuszczenia myśliwego. Diagnoza Cezara nie pozostawia żadnych wątpliwości. Pewnie rusza do pracy. Teraz pozostaje już tylko kwestia dystansu, jaki będziemy musieli pokonać, aby dojść tego postrzałka.
Nic nie wskazuje, że będzie to krótka praca. Tymczasem zaledwie po 700 metrach dostrzegam Cezara jak w gęstym młodniku przez chwilę roztropnie stoi, analizując górnym wiatrem dochodzący go zapach. Znam tą jego reakcję…
Upewnia się, czy jego przeciwnik na pewno nie żyje i nie szykuje mu jakiejś niemiłej niespodzianki. Rusza i po chwili widzimy jak stoi nad tuszą okazałego dzika. Ten sukces przyszedł nam nadspodziewanie szybko i zaskakująco łatwo.
Dla mnie jest to tym razem prawdziwe święto i spełnienie marzeń, które kiedyś wydawały mi się nierealne. Ten dzik jest 500 postrzałkiem! Taki dorobek z pewnością daje Cezarowi platynowy certyfikat wśród użytkowych posokowców!
Szybka weryfikacja
Jak zwykle na świętowanie przyjdzie czas później, bo czeka na nas kolejny postrzałek. W tym przypadku sprawa wydaje się dużo łatwiejsza. Przewracający się po strzale Pawła dzik podniósł się i uszedł pozostawiając na pierwszych kilkudziesięciu metrach dużo farby.
Umalował nawet po drodze parę drzewek. Po kilkuset metrach, co prawda już jej nie dostrzegamy, lecz logika każe nam się spodziewać w każdej chwili martwego postrzałka. Jednak, gdy Cezar pokonuje drugi kilometr weryfikuję oczekiwania. Gdy na trzecim kilometrze natrafiamy na obrzeżu lasu duży plac porośnięty zwartym gąszczem kłującej tarniny jestem niemal pewny, że będzie w nim nasz dzik.
Cezar, co prawda ma przy nim dłuższy problem i kluczy odszukując w nim zawikłany trop lecz ku mojemu zaskoczeniu wyprowadza nas na pola i rusza do gonu!
Jestem o tym głęboko przekonany, ponieważ oddalił się już na ponad trzysta metrów, ale o dziwo nie głosi, co świadczy, że nie doszedł postrzałka. Po pokonaniu sprintem ponad kilometra po obrzeżach lasu czeka na mnie i prowadzi ponownie w las.
Zaskakujący zwrot
Zawiedzeni z Pawłem ruszamy za nim nie dowierzając, ale teraz nie mamy prawa mieć najmniejszych wątpliwości, bo na leśnej ściółce widać świeżą i obfitą farbę. Poruszamy się szybko idąc świeżym tropem, lecz po dwudziestu paru minutach i kolejnych kilometrach, gdy przekraczamy asfaltową drogę sam nie mogę uwierzyć w kondycję tego wyjątkowego dzika.
Jednak to co zobaczyłem po paru minutach kompletnie mnie zaskoczyło i zdezorientowało! Cezar stał przed gąszczem jeżyn i obwąchiwał martwego dzika! Byłem tak tym zdumiony, że sam już nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Nie mogłem zrozumieć dlaczego ruszył do jak mi się wydawało gonu, skoro po paru kilometrach dzik jednak był martwy?! Po obdukcji tuszy okazało się, że był to typowy postrzał na miękkie tuż przed szynkami, a jego tusza i pierwsze oznaki sztywnienia wskazywały, że przelatek nie żyje dwie lub trzy godziny.
W tym z pozoru prostym dochodzeniu, ilość zaskakujących i następujących po sobie zdarzeń była tak niesamowita, że niejedna dynamiczna praca na żywym postrzałku nie dostarczyła ich nam tak wiele. To była jedna z najdłuższych prac Cezara – za martwym dzikiem- w której pokonał aż osiem kilometrów.
Nagłe przyspieszenie
Olśnienie przyszło dopiero po paru dniach, gdy dochodziliśmy postrzeloną kozę. Łudząco podobna praca z nagłym identycznym przyspieszeniem Cezara. Zjedzona do połowy tusza sarny odpowiedziała mi na pytanie, jaki był powód tego nagłego i bezowocnego kilometrowego pościgu psa po tropie dzika.
Zalegający ranny dzik został 2-3 godz. wcześniej wypłoszony z tarnin przez nieznanego przeciwnika. Broniąc się i ganiając w jego gąszczach, spowodował 10-cio minutowe opóźnienie w pracy mojego orła, który rozwiązywał zagadkę zagmatwanego tropu. Jednak jego świeży i intensywny zapach stresu pozostawiony już na prostym tropie, gdy uchodził polami pobudził tak Cezara, że ruszył do ostrego pościgu.
Różnica pomiędzy dzikiem, a postrzeloną sarną polegała tylko na tym, że dzikowi udało się uciec, a sarnę dopadł ścigający ją wróg po dwóch kilometrach i posilił się jej tuszą, co wyjaśniło mi zagadkę. To bez wątpienia bardzo rzadkie przypadki, lecz bardzo pouczające dla menera, który powinien bezbłędnie interpretować zachowania swojego psa.