WildMen

Papierowy champion

Szkoda, że tak duża organizacja, jak PZŁ nie dorobiła się żadnych wiarygodnych ocen, stopni, czy licencji dla psów użytkowych. Wiara, że wystarczą tylko chęci właścicieli tropowców, w naszych realiach nie jest rozsądnym posunięciem!
Reklama

We wrześniu dobry posokowiec się nie nudzi. W wielu obwodach to okres intensywnych polowań dewizowych. Efekty tych łowów decydują, czy koła łowieckie będą dysponowały środkami na wypłaty odszkodowań…

Reklama

Gdy pada strzał do byka, a on uchodzi, dzierżawcy starają się ściągnąć dobrego i uznanego psa tropiącego, który odnajdzie postrzałka. Nikt nie liczy się z czasem, odległością a co za tym idzie i kosztami. Tym bardziej, że zwyczajowo, obciąża to pechowego strzelca, co rozwiązuje kłopotliwy problem!

Nie chcę, aby zabrzmiało to zbyt sarkastycznie ale „wielokroć mamy to szczęście”, że gospodarze, aby nie marnować czasu puszczają luzem za postrzałkiem swoje psy, pracujące zazwyczaj w miotach. Jednak, gdy ich emocje opadną widząc, że takie psy nic nie wskórają lub, co gorsza pognały byka w siną dal, sięgają po rozum do głowy i proponują komercyjnemu myśliwemu ściągnięcie profesjonalisty.

Reklama

Błędy edukacyjne

Przyzwyczaiłem się do takich „dywersyjnych działań”, ale uważam to za błąd edukacyjno-kynologiczny popełniony na wstępnym etapie szkolenia i stażu łowieckiego. W takich chwilach staram się zachować spokój i cieszyć się chwilą i tym miesiącem, ponieważ odbiega on diametralnie od reszty roku.

Wielu myśliwych, którzy za nami podążają bardzo często po raz pierwszy w życiu widzą pracę psa tropiącego. To dla nich bardzo pouczająca lekcja. Mam wielką nadzieję, że razem z Cezarem krzewimy nie tyle wiedzę, co świadomość, że prawidłowo ułożony i prowadzony posokowiec jest niezastąpionym towarzyszem łowów.

Reklama

W naszych warunkach dopiero lekcja w terenie tak naprawdę, mówi, co jest wart konkretny pies. Szkoda, że tak duża organizacja, jak PZŁ nie dorobiła się żadnych wiarygodnych ocen, stopni, czy licencji w specjalności jaką jest dochodzenie postrzałków.

Weryfikacja umiejętności

Nie chciałbym tu nikogo urazić ale dzisiejsze… „Certyfikaty Użytkowości”, dyplomy „Zwycięzców Pracy”, „Championów Pracy” lub „Prób Głównych” to tylko komercyjne prezenty dla właścicieli psów. Sieją one zamęt i wprowadzają w błąd myśliwego mającego postrzałka, co do prawdziwej przydatności psa, którego wzywa.

Reklama

Niestety największe spustoszenie w naszej działalności powoduje nieudana próba skorzystania z usług „papierowego championa”. Bardzo często na trwałe zraża to myśliwych do „pogotowia postrzałkowego”…

Cieszyłem się, że po naszej akcji wspartej przez portal WildMen zarządy okręgowe dostały polecenie stworzenia własnego „pogotowia”. Teraz widzę, że przynosi to więcej szkody niż pożytku. Błędem jest wpisywanie na listę wszystkich, którzy się zgłaszają. Przy poszukiwaniu postrzałków potrzebujemy weryfikacji umiejętności psów i menerów!

Zadeptany trop

Tak rozważając i dyskutując z Krzysztofem na te nasze kynologiczne tematy jedziemy do kolejnego OHZ-tu. Tym razem Władek po 19 godzinach opowiada nam historię byka, który uszedł po strzale dewizowca.

Na miejscu pozostała jedna kropla farby, a z tego, co widział byk o dziwo odszedł z opuszczonym wieńcem. Poranne próby poszukiwań ze zdolnym terierem nie powiodły się, więc czas na nas!

Cezar rusza, ale tym razem praca nie jest płynna. Nie ciągnie wyraźnie po pewnym tropie, tylko wygląda jakby odszukiwał po omacku jego zapachowe fragmenty. Sprawdza kolejne ścieżki i przejścia poprzez błotny rów.

Nawraca, zatacza kręgi, ale ciągnie dalej. Tak się zdarza, gdy psy i ludzie prawdopodobnie wcześniej dość skutecznie zadepczą i rozniosą zapach tropu postrzałka.

Wolno posuwamy się do przodu. Im dalej tym lepiej, jego praca jest coraz bardziej płynna. Po 20 minutach mrówczej roboty Cezara docieramy do tuszy byka! Jest wreszcie tak oczekiwana chwila triumfu i radości!

Tym razem cierpliwość i determinacja mojego orła zostały nagrodzone. Pies pokonał dystans 1 kilometra. Możliwe, że byk leżał w linii prostej od zestrzału 500 metrów, ale tego nigdy się nie dowiemy..

Jest wreszcie tak oczekiwana chwila triumfu i radości!

Ile tak naprawdę zrobił byk? To wie tylko on. Niestety w tym okresie, gdy mamy po 4-5 prac dziennie, pośpiech powoduje, że nawet nie mamy czasu na wnikliwą analizę jego rany postrzałowej. Tak naprawdę liczy się tylko końcowy efekt i czy zdążymy na kolejne zadanie, bo już na nas czekają…

Olbrzymi ładunek emocji

Jedziemy zatem szukać łani, którą postrzelono rano, po pudle do byka! W tym wypadku gon Cezara nie przyniósł skutku. Możliwe, że kolejnego ranka byłaby do zatrzymania i mamy nadzieję, że tak się stało. Rano jednak dostajemy już inne zadania do wykonania. Dzień przeleciał nam na kontroli pudła, oraz dwóch pracach bez sukcesu.

Przejechaliśmy kolejne 400 kilometrów, co mocno nadwyrężyło nasz dobry humor. Na pociechę nocą pomogliśmy odnaleźć znajomemu leśnikowi postrzeloną za dnia łanię.

Usypiamy późno i jesteśmy mocno zmęczeni!

Ranek wita nas w drodze. Prze nami cztery kolejne przygody. W pierwszej niestety byk nam rączo ucieka i Cezar nie jest w stanie go zatrzymać. Widząc to, przekładam dochodzenie na kolejny dzień, bo to jest jedyna opcja, która daje nam jeszcze szansę.

Ruszamy na kolejną pracę do następnego łowiska, gdzie dewizowiec poprzedniego dnia próbował ambitnie ze swym tropowcem dojść strzelanego przez siebie byka. Gdy podprowadzający Zbyszek opowiedział mi całe zdarzenie i ich wyczyny pomyślałem, kto wie, może by im się udało, gdyby nie brak chłodnej kalkulacji, czyli doświadczenia!

Ruszenie za bykiem po godzinie, który po strzale odrzuca w tył badyle (trafienie na wątrobę) zamieniło ich pracę w ostre poganianie rannego byka. Jedyną pociechą jest fakt, że nawet nasi pedantyczni, zachodni sąsiedzi popełniają podobne błędy do tych naszych.

Teraz, gdy minęło już 18 godzin od strzału, my ruszamy wraz z dewizowcem za Cezarem. Wszystko idzie gładko do momentu, gdy ten idąc za nami nagle dostrzega łoże i sporą ilości w nim farby. Wtedy nagle eksploduje jego olbrzymi ładunek emocji i napięcia spowodowany tym dochodzeniem. Krzyczał tak głośno, że ja z wrażenia omal nie upadłem, czując gwałtowną palpitację serca.

Było to coś tak niespodziewanego i wyjątkowego, że na moment przerwaliśmy pracę, ale po chwili poczułem do niego sympatię. Pomyślałem, że pomimo podeszłego wieku, tylko komuś kto pracuje z psem, może nagromadzić się w trakcie dochodzenia postrzałka, aż taki ładunek emocji.

Krótkie chwile radości

Dalej praca przebiegała już względnie spokojnie. Na nasze szczęście dochodzenie niemieckiego myśliwego nie było zbyt długie, więc byk po przejście ponad kilometra mógł zalec. Cezar idąc w wysokich leśnych chwastach nagle zgłosił swym barytonem, że ma żywego byka!

Byłem tym mocno zaskoczony. Byk nie miał siły, aby podnieść się ze swego łoża, ale to dobitnie pokazuje jak twardym i odpornym, pomimo postrzału na wątrobę, bywa król naszych lasów.

Świętujemy krótko i pędzimy po kolejną przygodę!

Skracam szybko jego udrękę i świętujemy wszyscy, dając upust radości i emocjom. Dla nas niestety te chwile radości trwają zbyt krótko. Musimy szybko wracać do samochodu, aby czym prędzej jechać dalej.

Czuję wyraźnie jak w te wrześniowe dni czas biegnie dla nas wyjątkowo szybko, a radość miesza się ustawicznie z niespełnioną nadzieją. Pędzimy dalej po kolejną przygodę, bo takie dni dla menera i jego psa to wyjątkowe święto!

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów