WildMen

Nocne SMS-y

Niespodzianki na tropie i szczęśliwy finał. Prawie po miesiącu „urlopu” Cezar wreszcie ma zajęcie!
Reklama

Kiedy nocą przychodzi SMS już wiem, że ktoś potrzebuje pomocy. Tym razem to Tomek z „Rosomaka”. Jestem tym mile zaskoczony. Oddzwaniam do niego i umawiamy się dopiero następnego dnia w południe, bo mamy poranne zajęcia i dzieli nas spora odległość 90 kilometrów.

Reklama

Usypiając, robię sobie pobieżną analizę możliwych przyczyn, które mogły spowodować taką „posuchę” w pracach na postrzałkach. Rok temu w marcu miałem ich aż 20, a w tym mam pierwsze i jak na razie to jedyne zgłoszenie.

Zastanawiające… ASF i korona-wirus już szalały w zeszłym roku o tej porze, więc to nie to. Jedyne, co mi przychodzi do głowy to brak w tym sezonie odstrzałów sanitarnych i idących za nimi konsekwencji. Czy to możliwe? Z pewnością się mylę i to pewnie zbieg okoliczności!

Reklama

Brak farby

Tuż przed godziną 13 jesteśmy już z Tomkiem w lesie na zestrzale. Jak mówi, widział lochę i przy niej dwa nieduże przelatki. Oczywiście oddał strzał do jednego z nich. Niestety, jak sam później sprawdził, kula trafiła w brzózkę. Usłyszał jednak kwiknięcie, ale wszystkie trzy dziki uciekły. Tomek miał ze sobą swojego psa. I dzięki niemu, idąc po tropie dzików odkrył, że jeden farbuje.

Niestety po kilkuset metrach musieli tą pracę zakończyć. A w takim przypadku, gdy dzika trzeba dochodzić rano po upływie 12 godzin każdy wie, że nic nie zastąpi dobrego posokowca.

Reklama

Ruszamy we trzech z Cezarem. Farby jak na lekarstwo, praktycznie jej nie widać. Brak też tropu dzika. Mimo to Cezar powoli się rozkręca i ciągniemy za nim grubym lasem. Praca nabiera tempa. Mijamy dzicze kąpielisko i po około 2 kilometrach pracy dochodzimy do dość rzadkiej i wyrośniętej kępy młodych sosen. Widzę, że pies zatrzymał się przed nią i dość długo bada teren.

Broń odbezpieczona

Po jego zachowaniu, wiem już, że dzik w niej jest, ale dla mnie to badanie jest zbyt długie i zastanawiające. Po chwili bardzo spokojnie – nietypowo – Cezar zawraca i zatacza łuk o promieniu 90 stopni, tuż przed moimi nogami, by ponownie zatrzymać się na dłuższą chwilę. Następnie skręca pod kątem prostym, podchodząc ponownie do tej samej kępy sosen przed którą był, tylko z innej strony i… staje.

Reklama

Często tak robi, aby ustawić się dobrze pod wiatr i namierzyć postrzałka. Tyle, że tym razem odbywa się to w bardzo wolnym tempie i nadzwyczaj spokojnie. Nie za bardzo wiem, co się dzieje przy tej jego nietypowej akcji, ale broń mam odbezpieczoną…

Nagle Cezar rusza ostro w gęste sosnowe poszycie. Słyszę, że rwie dalej do przodu, a tu nagle wypadają na mnie dwa małe warchlaki i nikną za mną! Robi mi się gorąco i czuję już gorycz w ustach… Słyszę Cezara, jak dwa razy głosi będąc przede mną, a potem zapada cisza.

Plama na honorze?

Wypadam z tych krzaków i widzę Tomka, który mówi, że dzik pognał prosto, a pies go niestety zostawił i już nawraca! Jestem zdruzgotany, bo dociera do mnie myśl, że postrzałkiem może być młoda loszka, a to najgorsza dla mnie wiadomość. Cezar wraca pod pusty krzak, gdzie nie ma śladów farby i o dziwo prowadzi nas po chwili dalej, tyle że nie tropem tego uchodzącego dzika!

Nigdzie nie widzę zadartej ściółki i odbitych rapet po tym „rwącym” gwałtownie przed nami dzikiem! Nie rozumiem, jak on mógł nie ruszyć do gonu za postrzałkiem?

Takiego przypadku i takiej „plamy” na honorze nie mieliśmy jak do tej pory! Co się stało? Jestem całkowicie zdezorientowany! Idziemy jednak dalej za psem tym niewidocznym dla nas tropem, a ja postanawiam sobie, że jeśli nawet dojdziemy tą loszkę, a będzie na tyle sprawna, żeby uciekać, to przerwę to dochodzenie!

Cezar wyprowadza nas na obrzeża lasu i przechodzimy młodniki i pola uprawne. Co bardzo dziwne, na uprawach brak świeżego tropu uciekającego dzika, a na dodatek pies bardzo kluczy idąc po niewidocznym tropie, co kompletnie nie pasuje mi do tej przygody, którą przed chwilą mieliśmy….

Nadchodzi finał

Uciekający szybko ranny dzik nie ma czasu na takie „tworzenie” labiryntu. Stąd moje zdziwienie i wątpliwości. Ten dzik wyraźnie nie czuje pościgu, ma czas i kręci szukając sobie legowiska. Brniemy tak bez żadnego potwierdzenia, ani świeżego tropu.

Wreszcie po 5 kilometrach pracy psa nadchodzi finał tej pracy, tyle że teraz wszystko odbywa się w szybkim tempie. Widzę po zachowaniu Cezara, że ma dzika przed sobą na rzadkim terenie, ale ja go jeszcze nie dostrzegam. Włączam kamerę, a mój orzeł z pasją, bez zatrzymywania się i dość szybko zawraca robiąc łuk o promieniu prawie 180 stopni.

Doskakuje do drzewa agresywnie głosząc, a z jego drugiej strony dość wolno podnosi się dzik. Tak, ten z pewnością wypoczywa tu od dłuższego czasu. Na dodatek goniony dzik nie położy się w takim terenie. To jest wreszcie nasz postrzałek!

Nie czekam na to, że wystawi blat. Strzelam na sztych, kończąc to dochodzenie pełne dla mnie zagadkowych wydarzeń. Natomiast prawdziwą ulgę przynosi jego obdukcja, która mówi, że jest to osobnik płci męskiej z postrzałem szynki, bez naruszenia układu kostnego. Trafiła go – po przebiciu brzózki – kula Tomka, powodując bardzo dużą ranę wlotową. Dlaczego na tropie było tak niewiele farby – jest wielką zagadką?

Czułe zakończenie

Brak też odpowiedzi na drugie pytanie, czy ten dzik przypadkowo przeszedł tuż obok barłogu młodej loszki, czy jednak wraz z nią uciekał, aby pójść dalej, by znaleźć sobie spokojne legowisko. Tak czy owak uratowaliśmy nasz honor i naszą dobrą reputację dochodząc tego postrzałka.

Gdyby tak się nie stało, nie tylko Tomek, ale i ja nie rozumiałbym, dlaczego Cezar nie podjął gonu! Ale gdy już to wiemy, to za ten jakże przemyślany krok, czule go wycałowałem!

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów