Charakter myśliwego i jego odpowiedzialność najlepiej sprawdza się po spudłowanym strzale. Tej niedzieli Adrian siedział na wykładzie dla strażników łowieckich, lecz sumienie nadal go dręczyło mimo, że nocą zrobił wszystko aby sprawdzić swoje ewentualne pudło do pojedynka, żerującego na polu po uprawie kukurydzy.
Dzik po strzale uszedł żwawo, bez żadnej nietypowej reakcji. Śladów farby nigdzie nie znalazł, ale jak twierdzi krzyż jego lunety był na sylwetce dzika w momencie strzału. Dzwoni do mnie i prosi, aby Cezar potwierdził tą jego diagnozę, co wreszcie pozwoli mu się skupić na wykładach.
Jego wiadomość zastaje nas na rozpoczynających się pracach gospodarczych w moim kole. Lecz taka nagląca sprawa nie powinna czekać, więc informuję kolegów, że tym razem zmuszeni jesteśmy odjechać wcześniej.
Dwaj z nich słysząc te słowa, chcą skorzystać z tej nadarzającej się okazji i nam towarzyszyć. Sami mają bawary i zdążyli już łyknąć bakcyla pracy na tropie. Nie zniechęca ich fakt, że to może być pudło , a swoją zaległą pracę gospodarczą będą musieli wykonać następnego dnia.
Trafiony pojedynek
We trzech z Cezarem pędzimy do „Łosia”. Na miejscu czeka kolega Adriana, który doprowadza nas na miejsce, gdzie 14 godzin wcześniej padł strzał. Niestety Albert nie zna miejsca zestrzału, a uprawa jest rozległa, więc krążymy tam wszyscy z wiarą, że w końcu coś znajdziemy.
Cezar zatacza rozległe koła, bo on najlepiej wie, czego tu szuka i jak zwykle, tak i tym razem się nie myli. Pokazuje mi swoje znalezisko już poza uprawą kukurydzy na łące,. gdy dochodzimy do niego nie wytrzymuje i rusza tropem, a my wypatrujemy tego zagadkowego śladu.
Wreszcie jest! To plama farby, a więc jednak, to nie było pudło! Teraz pozostaje nam już tylko utrzymać się za tym naszym, czworonożnym przewodnikiem, choć na początku nie jest to wcale takie proste.
Śladów farby brakuje, a mój orzeł ciągnie przez najgorsze bagna, rozlewiska, trzcinowiska i kanały. Moi koledzy przechodzą niezły, bojowy chrzest i po pół godzinie wszyscy mają dobrze wymoczone nogi, ale w nagrodę wreszcie Cezar wyprowadza nas na suchy las.
Wszyscy przyspieszamy
Teraz młodniki i jeżyny, które ekspresowo pokonujemy wydają się już tylko drobiazgiem. Kilometry lecą, a naszego dzika w tych doskonałych dla niego miejscach do kryjówki nadal brak! Przychodzi zwątpienie, czy przypadkiem nie była to tylko obcierka?
Brak farby na tropie i doskonała kondycja dzika budzi w nas wątpliwość, ale mój orzeł jest przeciwnego zdania i ciągnie nas zdecydowanie dalej. Po około pięciu kilometrach przekraczamy ruchliwą asfaltową drogę i…
Wreszcie Cezar rusza w pościg. My w nagrodę otrzymujemy otwarty, lekko podmokły las, gdzie przeszkodą są już tylko powalone drzewa, więc wszyscy przyspieszamy.
Czuję już nadchodzący finał. Po kilkuset metrach nareszcie informuje mnie o tym Garmin. Cezar głosi! Jeszcze go nie słyszymy, bo jest dobre 350 metrów od nas.
Niebawem dowiemy się na ile skuteczny był strzał Adriana. O tym powie nam zmieniająca się odległość między nami, co jest najlepszym wskaźnikiem stanu zdrowia dzika. Jeśli rośnie, dzik ma się nieźle, jeśli maleje, jest już słaby.
Powiew optymizmu
Tym razem mieliśmy szczęście! Odległość się zmniejszała, co przyjąłem z nieukrywaną radością, ale gdy wreszcie ich zobaczyłem moje wątpliwości powróciły. Duży dzik, dość sprawnie się poruszał i odganiał Cezara, mimo zauważalnej kulawizny.
Bardzo często sytuacja może się diametralnie zmienić, gdy dzik zorientuje się, że za psem idzie wsparcie. Wtedy ruszy gwałtownie i taka pogoń może być bardzo wyczerpująca, a jej finał nastąpi w najgorszych warunkach, jakie wybierze do obrony postrzałek.
Nie chciałem do tego dopuścić. Teraz miałem idealne miejsce. Sucho, przestronnie i z dobrą widocznością. Nie ryzykowałem zbytniego zbliżenia tym bardziej, że odsłonił blat i nie zobaczył jeszcze zbliżającego się wroga. Tym razem kula dobrze trafiła w cel i zakończyła nasze poszukiwania na szóstym kilometrze.
Po tej pracy poczułem powiew optymizmu. W czasach tak trudnych dla naszego łowiectwa, miałem do czynienia z czwórką młodych ludzi, którzy nie dość, że zachowali się odpowiedzialnie kontrolując wysoce prawdopodobne pudło, to jeszcze zamierzają pracować z psami, aby zasady etyki w stosunku do postrzałków nie były tylko sloganem.
To daje dużą nadzieję na przyszłość i troszkę mi szkoda, że ja w ich wieku tak dobrze nie zaczynałem swojej łowieckiej przygody, bo wówczas istnienia takiego psiego wirtuoza jak posokowiec nie przewidywały nawet moje najśmielsze marzenia!