Ponad 100 lat temu myśliwi postanowili się zjednoczyć, aby wspólnie walczyć o ustawę łowiecką. Dzisiaj, tocząc bitwy na wielu frontach, powinniśmy pamiętać skąd się brały nasze sukcesy.
Prezydent Mościcki podpisał w 1927 roku ustawę prawo łowieckie, którą wypracowały zjednoczone stowarzyszenia łowieckie, działające wcześniej pod trzema zaborami. W następnej dekadzie władze związku uchwaliły nowy statut, a nowelizacja prawa miała nałożyć powszechny obowiązek przynależności do stowarzyszenia wszystkich myśliwych…
Rodowód obowiązkowej przynależności
Ustawa miała zlikwidować stowarzyszenie i wprowadzić zrzeszenie osób fizycznych, co miało poprawić funkcjonowanie całego łowiectwa. Takie rozwiązanie wspierało wielu działaczy, między innymi dziennikarz Michał Kryspin Pawlikowski, który na łamach „Łowca Polskiego” tak argumentował potrzebę zmian:
„Jeśli chodzi o łowiectwo, to w dzisiejszym stanie rzeczy państwo za pośrednictwem swych organów zarezerwowało sobie rolę kontrolującą i represyjną, natomiast pracę twórczą przerzuciło na myśliwych. (…) Jeśli rok 1927-y, czyli uchwalenia prawa łowieckiego, weźmiemy za punkt wyjściowy dla zbilansowania naszych dotychczasowych sukcesów, to dojdziemy do wniosku, że zrobiliśmy poważny krok naprzód. (…) Czy jednak proporcjonalnie do ilościowego wzrostu zwierzyny podniósł się poziom kultury myśliwych? W tem miejscu uderzmy się w piersi i odpowiedzmy bez ogródek i ze skruchą: – nie!” (…) Dużo, bardzo dużo musimy się jeszcze napracować, by kulturę łowiecką podnieść, by krypto-kłusownictwo ukrócić. By miano polskiego myśliwego stało się mianem naprawdę zaszczytnem.”
Wielu z nas doskonale pamięta, że 30 lat temu Ministerstwo Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa wniosło własny projekt ustawy, który w konsekwencji miał zlikwidować Polski Związek Łowiecki i wprowadzić pełną komercjalizację. Tylko dzięki zaangażowaniu i determinacji wielu myśliwych udało się wtedy obronić społeczny model łowiectwa. Dzisiaj wegetariański minister Mikołaj Dorożała – jawnie zdeklarowany antyłowiecko – chce nas ponownie „reformować”, a silne i zjednoczone zrzeszenie powinno się temu sprzeciwić i walczyć w interesie przyrody i myśliwych.
Katastrofalne konsekwencje
W przypadku polowania, ale również innych aktywności związanych z użytkowaniem zasobów przyrodniczych oraz produkcji żywności, rozgrywamy gigantyczną partię szachów. Z jednej strony mamy: agresywną Rosję, działającą na polaryzację społeczeństw, z drugiej producentów wegańskiej żywności i aktywistów prozwierzęcych, którzy walczą z „niewiernymi”, a z trzeciej światowych potentatów produkcji wołowiny i wieprzowiny, którzy chcą opanować europejski rynek…
Dla nich wszystkich silne łowiectwo jest wielką ością w gardle. Każdy, kto rozumie na czym polega zrównoważony rozwój, ma świadomość, że brak ingerencji człowieka w przyrodę wywoła katastrofalne konsekwencje. Docelowo produkcja żywności w takich warunkach, ze względu na ogromne szkody, będzie całkowicie nieopłacalna.
„Niepotrzebni” w tej sytuacji myśliwi zostaną skutecznie rozbrojeni. Uważni obserwatorzy powinni mieć świadomość, że toczymy wojnę, której pojedynczy łowca nie ma żadnej szansy wygrać.
Fanatycy przy klawiaturze
Organizacje antyłowieckie – których budżety są zadziwiająco pełne – zaangażowały do walki celebrytów oraz pozyskały sympatię wielu dziennikarzy. Mają również w swoich szeregach prawdziwych fanatyków, którym nawet powieka nie zadrży, kiedy wciskają społeczeństwu zwykłe kłamstwa na temat polowania.
W jednym z ostatnich wpisów antyłowiecka koalicja Niech Żyją” napisała: „Codziennie dostajemy informacje o potrąconych sarnach. Bardzo często ma to związek z prowadzonymi polowaniami na samce saren, na które sezon polowań trwa od 3 tygodni. Przestraszone zwierzęta uciekają w panice z lasu, niestety, dla niektórych kończy się to śmiercią pod kołami samochodów. W poniedziałek znaleziona w rowie, zabita przez auto karmiąca sarna, a następnego dnia opodal wołające ją, wycieńczone młode. Mała sarna trafiła do ośrodka rehabilitacji.” Po przeczytaniu takiej informacji większość „przyrodniczych analfabetów” napotkane koźlaki zabierze do domu i będzie szukać mitycznych ośrodków rehabilitacji…
To jeden z wielu przykładów, który dobitnie pokazuje, że dla zaślepionych nienawiścią przeciwników polowania ochrona przyrody jest na ostatnim miejscu ich zainteresowań!
Klucz do wygrania wojny
Moim zdaniem słowa napisane w 1936 roku przez Michała Kryspina Pawlikowskiego są w pełni aktualne. Jeśli 1989 rok weźmiemy za punkt wyjściowy, to możemy mówić o rekordowym wzroście stanów zwierzyny grubej, ale poziom kultury myśliwych tylko nieznacznie się poprawił…
Wielu polityków odwraca się do naszego środowiska plecami, ale nic nie wskazuje, aby zakazali łowiectwa. Mogą jednak powierzyć „nadzór” nad wykonywaniem polowania weganom, co doprowadzi do jego paraliżu.
Być może część myśliwych będzie miało inne zdanie, ale moim zdaniem kluczem do wygrania wszelkich wojen jest mówienie jednym głosem i to nie tylko w Polsce, ale również na poziomie Unii Europejskiej. Nasza skuteczność zależy od użytej argumentacji oraz pozytywnego wizerunku myśliwych, który jest nierozerwalnie związany z kulturą łowiecką, a nad tym musimy się jeszcze dużo napracować, by miano polskiego myśliwego stało się mianem naprawdę zaszczytnym.