środa, 11 grudnia, 2024
Strona głównaAktualności„Zielone” interesy

Autor

„Zielone” interesy

Co mają wspólnego konie z Morskiego Oka i myśliwi? To doskonały przykład, który pokazuje, że aktywiści organizacji pozarządowych nie walczą o dobrostan zwierząt!

Kilka dni temu Onet opublikował wywiad z wieloletnim komendantem straży Tatrzańskiego Parku Narodowego dr. Edwardem Wlazło, który przedstawił powody, dla których aktywiści zwalczają górali. Wcale mnie nie dziwi, że media głównego nurtu nie drążą tego tematu…

Wprowadzenie do tekstu rozwiewa wszelkie wątpliwości: „Przez lata był najbardziej „znienawidzoną” osobą w polskich górach. Edward Wlazło, były komendant straży ochrony Tatrzańskiego Parku Narodowego, przez 15 lat pracy na tym stanowisku dał się fiakrom z Morskiego Oka mocno we znaki. Od 2008 do 2022 r. kontrolował wozaków na każdym kroku i nie bał się wytykać im błędów. Dziś staje w ich obronie. — Nie ma bardziej ekologicznego transportu jak koń — mówi dr Wlazło i dodaje, że jego zdaniem całe obecne zamieszanie związane z transportem na drodze do Morskiego Oka jest próbą przejęcia tego intratnego biznesu przez którąś z wielkich korporacji.”

Wielka manipulacja

Edward Wlazło udowodnił, że oglądamy jedną wielką manipulację. Od kilku dziesięcioleci trwa zmasowany atak medialny na górali. Trudno w to uwierzyć, ale „wielkie” afery i zgłoszenia do prokuratury nigdy nie potwierdziły złego traktowania koni.

Reklama

Opowieść o ucywilizowaniu transportu konnego do Morskiego Oka warto przeczytać, ale zanim przejdę do meritum jeszcze jeden ważny fragment, a którym dziennikarz dopytuje Edwarda Wlazło:

-Po tych 15 latach obserwacji pewnie ma pan fiakrom masę rzeczy do zarzucenia…
-Zaskoczę pana, ale wymienię dwa takie „grzechy”. Pierwszy jest taki, że fiakrzy zbyt dobrze swoje konie karmią. Drugi: są na ich punkcie przewrażliwieni. Nawet zbyt mocno o nie dbają…
-Ale to żadne zarzuty! Raczej pochwały.
-Oświadczam z pełną stanowczością. Przez cały okres pracy, jako komendant straży parku TPN nigdy nie byłem naocznym świadkiem, aby któryś z fiakrów „znęcał się nad koniem”. Nigdy!
Przyznaję, że w latach 2008-2022, kiedy pełniłem swoją funkcję, mieliśmy bardzo wiele zgłoszeń telefonicznych, w których turyści „znęcanie” nam zgłaszali. W większości były to fałszywe alarmy w tym zakresie. Sprawdzaliśmy każdy taki sygnał. Wiele razy były to czynności podejmowane dwutorowo — straż parku wykonywała swoje czynności, a policjanci swoje. W większości zgłaszali to ludzie, którzy w moim mniemaniu chcieli tym samym zaistnieć w mediach. Byli też tacy turyści, którzy zgłaszali nam bezpośrednio interwencje w sprawie koni. Bardzo często znajdowali się pod wpływem alkoholu. Podczas bezpośredniej rozmowy na szlaku było czuć od nich woń alkoholu, chwiali się na nogach, ale twardo twierdzili, że fiakrzy męczą konie, ale nie byli w stanie wskazać, w jaki sposób to męczenie się odbywa. Po prostu mieli takie odczucia, ale nie podparte dowodami. Paranoja, bo nigdy lub prawie nigdy to, co mówili ci ludzie, się nie potwierdzało.
-To nie jest pana obowiązek, ale postanowił pan wozaków bronić.
-Fiakrzy nigdy w swojej działalności nie mieli tak trudnej sytuacji, jak obecnie. Jest na nich zmasowana nagonka medialna. Zarzuca im się, że nie dbają o swoje konie, co jest totalną bzdurą i nieprawdą. Obecnie tej grupie górali nikt poza obecnym starostą tatrzańskim Andrzejem Skupniem nie chce pomóc. Reszta robi dobrą minę do złej gry. Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie ma pojęcia, co tak naprawdę dzieje się z fiakrami. Natomiast Tatrzański Park Narodowy oraz wójt Gminy Bukowina Tatrzańska w mojej opinii boją się zająć zdecydowane stanowisko i stanąć w obronie tych ludzi.”

Reklama

Jak nie wiadomo, o co chodzi…

A gdyby tak w miejsce dyrekcji Tatrzańskiego Parku Narodowego podstawić kierownictwo PSL, a zamiast antygóralskiej mowy nienawiści, podłożyć antymyśliwską nagonkę? Ja widzę nie tylko analogię, ale również tych samych aktorów…

Tatrzański Park Narodowy rocznie odwiedza prawie trzy miliony turystów. Przewożenie ich do Morskiego Oka, to wielki biznes, który ktoś chce przejąć. Tradycja, kultura góralska. miejsca pracy, a nawet ochrona przyrody (ewentualne gaszenie samochodów elektrycznych powoduje skażenie parku narodowego) jest w tej grze nie ważna. Liczy się interes, który można przejąć eliminując górali.

Politycy w każdej chwili mogą nakazać dyrekcji parku narodowego „zaorać” asfalt. Nie będzie wozaków i całego problemu. Turyści będą chodzić na nogach, co wyjdzie im na zdrowie. Takiej decyzji jednak nigdy nie podejmą, bo nie chodzi w tej rozgrywce o dobrostan koni!

Ten pozornie niezwiązany z myślistwem wywiad doskonale pokazuje mechanizm działania „obrońców zwierząt”: niewielka wiedza, dyletanctwo, przekonanie o własnej nieomylności, niesłuchanie naukowców, a w tle „lecą” pieniądze do „zielonych” kieszeni…

Śmierć frajerom

Minister Dorożała chce „reformować” łowiectwo, ale nie ma żadnych merytorycznych argumentów. Siłowo forsuje moratorium dla pięciu gatunków ptaków. Zasłania się szczytnymi hasłami, ale już niedługo ktoś dostanie intratne zlecenie prowadzenia przez 10 lat monitoringu…

Naukowcy reprezentujący myśliwych zawiesili swój udział w pracach resortowego „zespołu”, ponieważ nie chcą swoim autorytetem podpierać zmian legislacyjnych robionych pod dyktando aktywistów. Tym bardziej, że działania resortu w żaden sposób nie przełożą się na poprawę warunków bytowania tych gatunków, a tym bardziej wzrostu liczebności i odwrócenia negatywnych trendów.

Skoro „zieloni” zarobią krocie na monitorowaniu, to dlaczego domagają się całkowitego zakazania polowania na ptaki? W tle widzą wielką kasę.

Setki tysięcy dzikich gęsi żeruje dzisiaj na polach uprawnych. Tysiące myśliwych za darmo przez cały sezon łowiecki chroni uprawy, a przecież gdyby państwo objęło wszystkie ptaki ochroną, to mogłoby „wyskrobać” w budżecie kilkadziesiąt milionów dla profesjonalnej firmy, która będzie płoszyć ptaki, a w okresie pierzenia łapać, gazować i utyliizowac…

 

 

Wielu aktywistów organizacji antyłowieckich z pewnością wierzy, że walczy o dobrostan zwierząt i chroni przyrodę – to pożyteczni idioci, którymi manipulują „sponsorzy”. Oni na scenie widzą wyłącznie frajerów. Z jednej strony myśliwych, których chcą usunąć, a z drugiej wegan, których można podpuszczać.

Czas na wnioski

Nad Morskim Okiem czarno na białym widać mechanizm działania „nowoczesnego” spojrzenia na ochronę przyrody. Aktywiści, organizacje pozarządowe, celebryci, media i politycy to wyłącznie narzędzia.

Walcząc o łowiectwo powinniśmy się nie szarpać z otumanionymi weganami, ale spojrzeć dalej i poszukać prawdziwych przeciwników, którzy chcą zarabiać wielką kasę nie tylko nad Morskim Okiem.

W parkach narodowych aktywiści już odławiają szopy. Za ponad sześć milionów „złowili” aż 80 sztuk. W naszym budżecie nie ma kilku miliardów, aby jednego dnia zakazać polowania, dlatego organizacje antyłowieckie będą wprowadzać kolejne zakazy i przejmować intratne projekty czynnej ochrony przyrody.

Link – Onet – „Przez lata był największym wrogiem górali z Morskiego Oka. Dziś mówi, o co naprawdę chodzi w awanturze o konie”

https://www.youtube.com/watch?v=Uj5t1IHm4yc
Poprzedni artykuł
Następny artykuł
WIĘCEJ ARTYKUŁÓW

Presja wilków na niedźwiedzie

Wszyscy pamiętamy interwencję Kazimierza Nóżki, który „przerwał” atak wilków na młode niedźwiadki. To nagranie doskonale ilustruje tezę, że...

Zostań bohaterem!

Przeciwnicy polowania manipulują i zbierają kasę. Lekceważymy ekofikołków uważając ich, za pryszczatych, brodatych i słabokumatych, Nic z tych rzeczy. To dobrze zorganizowany biznes!

Zamach na Lasy Państwowe

Aleksander Jakubowski dyrektor departamentu leśnictwa i łowiectwa z resortu środowiska z pełną premedytacją za pośrednictwem swojego kolegi wrzuca „granat” do Lasów Państwowych.

NRŁ stawia wnyki

Rozwiązaniem naszych związkowych problemów, może być uchwalenie przez Krajowy Zjazd Delegatów nowego Statutu Polskiego Związku Łowieckiego.

Myśliwi tym razem wygrali

Zwyciężył zdrowy rozsądek. Myśliwi przebywający na terenach podmokłych NIE mogą być karani za posiadanie amunicji ołowianej.

Dziki – śmiertelne zagrożenie...

Naukowcy z Hiszpanii potwierdzili, że dziki przenoszą wirusowe zapalenie wątroby typu E na mieszkańców Barcelony.