W czasie pierwszych sianokosów ginie najwięcej młodych saren, ale również niszczone są gniazda ptaków gniazdujących na ziemi. Nie ma co ukrywać najważniejsza jest umiejętność współdziałania myśliwych i rolników w kwestii kształtowania siedliska, które sprzyja bioróżnorodności.
Remizy i szerokie – najlepiej sześcio metrowe – miedze w środowisku rolniczym są idealnym miejscem na zakładanie gniazd i pozostawiania swojego przychówku. Niestety ich brak wymusza prowadzenie akcji ratowniczych.
Zmechanizowane rolnictwo jest wielkim zagrożeniem i niestety stare metody przestają się sprawdzać w dzisiejszych czasach. Przeszukiwanie z psami wielkich upraw nie jest efektywne, a mobilizowanie armii myśliwych staje się coraz trudniejsze. Dlatego nasi zachodni sąsiedzi coraz częściej stosują drony wyposażone w termowizję, a nowoczesna technika stosowana jest również w samych maszynach, które wykrywają zwierzęta i zatrzymują proces koszenia.
Niestety takie rozwiązania w naszym kraju nie są stosowane, a widok zabitych koźlaków jest bardzo przygnębiający. Najlepsze efekty przynosi przekonanie rolników, aby opóźniali termin pierwszego koszenia. Nie zawsze się to udaje. W Szwecji – gdzie mieszkam – myśliwi znaleźli doskonałe rozwiązanie problemu.
Używają do odstraszania saren płynu do nabłyszczania zmieszanego z wodą. Wieczorem przed koszeniem spryskują teren wokół uprawy tym specyfikiem w stężeniu 100 ml nabłyszczacza na litr wody. Małe działki można obejść, w przypadku bardzo dużych obszarów wykorzystują kłady. W każdym przypadku taki zabieg uzgadniają z właścicielem – zapewniając, że preparat nie będzie aplikowany na zielonkę.
Intensywny zapach jest dla kóz wystarczającym sygnałem, że należy zabrać dziecko z zagrożonego obszaru. Stosują ten zabieg od wielu lat i ponoć przynosi to za każdym razem 100 procentową skuteczność!