WildMen

Wigilijne polowanie

Świąteczne łowy, to najstarsza i najmilsza myśliwska tradycja, która przenosi do łowiska niesamowity nastrój świąt.

Reklama

Boże Narodzenie. W kalendarzu chrześcijan drugie, po Wielkanocy, najważniejsze święto. Jednak w powszechnym odbiorze rzecz ma się inaczej. Na domowy użytek odwieczny spór o wyższość Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem rozstrzygnięty jest odwrotnie. Wiosenny zajączek blednie w blasku choinki. Cicha noc, święta noc. Ale czy to na pewno tylko nasze święto? Przez dwa tysiące lat rodowód Gwiazdki gdzieś nam się zawieruszył. Może go zatem odtwórzmy?

Reklama

Pogańska choinka

Wigilia Bożego Narodzenia, 24 grudnia. Przypatrzmy się tej dacie. Ostatnia dekada grudnia. Na ten czas przypada astronomiczne przesilenie zimowe. Dni przestają się kurczyć, a noce już się nie wydłużają. Za chwilę – prawda jest w przysłowiu „Na Nowy Rok przybywa dnia na barani skok” – dni będą coraz dłuższe, a nocy zacznie ubywać. Słońce zwycięża.

W większości dawnych kultur słońce było siłą nadprzyrodzoną. To dawca życia i światła. Przesilenie zimowe czczone było przez wszystkie ludy. W starożytnej Persji tego właśnie dnia świętowano narodziny słonecznego boga, Mitry. Rzymianie obchodzili wówczas Saturnalia, prawdziwy festiwal Saturna, opiekuna rolników. Ludy germańskie świętowały w tym czasie Jul – karnawał radości z mocniejszego słońca.

Reklama

A nad Wisłą przed Mieszkiem? Bardzo podobnie, jak u Wikingów i Sasów. Pogańskie święto przesilenia zimowego u Słowian zwało się Gody. Nazwa przetrwała dwa tysiące lat i jeszcze do niedawna w niektórych regionach, zwłaszcza na wsi, tak właśnie mówiono o Bożym Narodzeniu. Ślad tego jest choćby w „Chłopach” Reymonta.

Właśnie o takim polowaniu marzył przez rok nasz myśliwski przodek i można przyjąć, że dar tych łowów łączył ze świętem słońca – z zimowym przesileniem.

Kult przesilenia zimowego był w przedchrześcijańskiej Europie niezwykle silny. Nowa wiara, nie mogąc go zwalczyć, dostosowała swój kalendarz do już istniejących, uroczystych dat. Podobnie z przesileniem letnim, czyli chwilą, w której dzień już się nie wydłuża, za to noc staje się o mgnienie dłuższa. Znamy ten czas jako ważną w chrześcijaństwie noc św. Jana. Tymczasem to pradawne, pogańskie święto Sobótki. Od Wikingów i Sasów, wprost z ich Jula, pożyczyliśmy bożonarodzeniową choinkę i strojenie domów jemiołą. Palenie ognisk nad wodami, puszczanie wianków i poszukiwania kwiatu paproci, współczesne atrakcje nocy świętojańskiej, to po prawdzie atrybuty pogańskiej Sobótki. Obruszą się czciciele świętego Huberta, ale nie inaczej jest z polowaniem wigilijnym…

Reklama

Od zawsze z myśliwymi

Polowanie wigilijne, to, które właśnie nas czeka, współcześnie łączone jest wyłącznie z obyczajowością Bożego Narodzenia. W myśliwskich domach tak nieodłącznie wiązane jest ze świętami, jak karp i choinka. Tymczasem istnieje pogląd, że jest to tradycja znacznie starsza od narodzin Pańskich i z Bożym Narodzeniem zupełnie niepowiązana. Od tysięcy lat jednak funkcjonująca w obyczajowości i kalendarzu myśliwych.

Przedchrześcijański obyczaj wielkich łowów w czas przesilenia był tak silny, że wraz z całym zapożyczonym świętem przeniknął do rekwizytów naszego Bożego Narodzenia.

Wedle tej teorii, nasi przodkowie właśnie w czas przesilenia zimowego rozpoczynali – używając dzisiejszej nomenklatury – sezon polowań na grubego zwierza. Dawni myśliwi do łowów podchodzili praktycznie. Wczesną zimą rozlewiska i bagna były już zamarznięte. Można było dotrzeć do niedostępnych wcześniej ostoi zwierzyny. Ważny był także śnieg, biała stopa, umożliwiająca otropienie zwierza. Duże znaczenie miała też dobra kondycja zwierzyny, nagromadzony przez nią zapas tłuszczu. Zwierz właśnie zakończył przygotowania do srogiej zimy, ale zimą tą nie był jeszcze wycieńczony.

Reklama

Właśnie o takim polowaniu marzył przez rok nasz myśliwski przodek i można przyjąć, że dar tych łowów łączył ze świętem słońca – z zimowym przesileniem. Najprawdopodobniej w takich okolicznościach pojawiła się tradycja uroczystego polowania w trzeciej dekadzie dzisiejszego grudnia. Obyczaj, choć pod inną nazwą, przetrwał do dzisiaj, bo nowa wiara przejęła go wraz z pogańską choinką i jemiołą, podkradzionymi wprost ze słowiańskich Godów i germańskiego Jula.

Wyznawcy takiej metryki polowania wigilijnego mają na to dowód w dzisiejszych atrybutach Bożego Narodzenia. Kolędnicy! Wśród nich turoń, obecny w każdej grupie świątecznych przebierańców. Skąd się tam wziął włochaty, rogaty stwór? Teorii o turoniu i jego symbolice jest kilka, ale jedna z nich głosi, że turoń to tur, dawny puszczański zwierz. Najcenniejsza, wymarzona zdobycz naszych myśliwskich przodków.

Przedchrześcijański obyczaj wielkich łowów w czas przesilenia był tak silny, że wraz z całym zapożyczonym świętem przeniknął do rekwizytów naszego Bożego Narodzenia. Jeśli tak, to jakże silna musiała być tradycja tego polowania, skoro jej echo odzywa się w czasach współczesnych?

Zdążyć przed gwiazdą

Tury wyginęły, zmieniały się religie, obyczaj grudniowego polowania pozostał. W ciągu stuleci rodowód tych świątecznych łowów jednak zupełnie zaniknął. Niewielu kojarzy polowanie wigilijne z obyczajowością pogan. Dziś także łowy są postrzegane wyłącznie jako myśliwska część obrzędowości Bożego Narodzenia.

Jeszcze przed drugą wojną światową polowanie wigilijne organizowano wyłącznie w wigilię Bożego Narodzenia. Rzecz nie wytrzymała jednak próby czasu. Prawda, są i dziś koła łowieckie, które łowy te urządzają wyłącznie 24 grudnia. Większość jednak przekłada je na dzień wolny od pracy, poprzedzający święta. Decyduje opór domowników, którzy nie dają zgody na to, by myśliwy miał się spóźnić na najważniejszą w roku kolację.

Polowanie ma charakter bardzo uroczysty, ale to łowy niemal rodzinne. Jeśli są na nich goście, to tylko najbardziej zaprzyjaźnieni. Atmosfera jest przepełniona klimatem świąt. Święto ma również zwierzyna. W dobrym tonie leży, by w większości uchodziła niestrzelana. Łowy nie trwają długo, zwykle kilka symbolicznych pędzeń. Tuż po południu w kniei strzela tylko myśliwskie ognisko. Łowcy i naganiacze zbierają się wokół ognia, dzielą się opłatkiem.

Miłym zwyczajem w czasie polowania wigilijnego są odwiedziny przy paśnikach. Pierwotny obyczaj dzielenia się pokarmem ze zwierzętami, również pogański w swym rodowodzie, dotyczył tylko zwierząt domowych. Myśliwi rozciągnęli go na swych leśnych podopiecznych. Bywa wówczas, że niejeden łowca, zwłaszcza ten z miasta, dyskretnie wykradnie z paśnika siano. Włoży je w domu w ten święty wieczór pod wigilijny obrus.

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów