Z uzasadnienia projektu rozporządzenia wynika, że chodzi o bezpieczeństwo uczestników wszelkich warszawskich obchodów Święta Narodowego, w tym najwyższych władz państwa z prezydentem na czele.
Bezpośrednim wskazaniem, w ocenie resortu, jest to, że „wprowadzenie zakazu zmniejszy ryzyko wystąpienia zagrożenia dla bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bowiem posiadacze pozwoleń na broń nie będą mogli nosić ani przemieszczać się z bronią, dzięki czemu wyeliminowane zostaną ewentualne przypadki utraty broni, a tym samym możliwość dostania się jej w ręce osób nieuprawnionych.”
Oznacza to, że resort bierze pod uwagę, że któryś z legalnych posiadaczy broni przedrze się do „strefy zero” i strzeli np. do premiera. Ministerstwo nie wyklucza również, że pod domami myśliwych, wracających w wolny od pracy poniedziałek z łowów, ustawią się bojówki terrorystów, nastawionych na to, by nemroda rozbroić i z tak zdobytej dubeltówki otworzyć ogień do tłumów, idących w marszu niepodległości.
Troskliwa i czujna władza
To oczywista bzdura. Doświadczenia minionych kilkudziesięciu lat nie potwierdzają, by ryzyko takie było realne. W istocie jest to stara, mocno zgrana karta socjotechniczna, której użycie ma poprawić wizerunek władzy. Scenariusz, w najprostszych słowach, następujący: Nie ma problemu, zatem go wymyślamy, ale tylko po to, aby błyskawicznie wprowadzić metodę, która rzekomy problem rozwiąże.
Obywatel naturalnie dojdzie do wniosku, że władzę ma troskliwą, czujną i skuteczną. Nie ma przy tym pojęcia, że problem realnie nie istnieje, zatem użycie narzędzi, które mają go rzekomo rozwiązać, jest całkowicie zbędne.
Nie jest to słabość aktualnej władzy, ale w naszym kraju władzy każdej. Jednak będzie to już dziewiąty zakaz noszenia broni od roku 2015. Zatem w tej klasyfikacji to obecna władza idzie na rekord.
Opresja dotknie ponad 28 tys. legalnych posiadaczy broni, mieszkających w Warszawie, z czego ok. 10 tys. to myśliwi. 11. listopada to końcówka przedłużonego weekendu i jednocześnie czas pełni księżyca. Spora część łowców będzie w terenie, a powrót do miasta zaplanuje właśnie na poniedziałek. W tej sytuacji myśliwi będą musieli skrócić listopadowy weekend o jedną noc, albo też pozostawią broń u kolegów w łowisku i wrócą po sztucery, gdy skończy się zakaz.
Brak reakcji PZŁ
W dobie totalnej walki z afrykańskim pomorem świń urzędowe zabranie księżycowej nocy kilku tysiącom łowców to przejaw kiepskiego zarządzania myśliwskim czasem. Dlaczego nie wzięły warszawiaków w obronę dwa ministerstwa, borykające się z zarazą – resorty rolnictwa i środowiska?
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oficjalnie opublikowało projekt rozporządzenia 4. listopada i rozesłało go w celu zaopiniowania do służb, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, oraz do wszystkich pozostałych ministerstw. Na opinie resort czekał jedynie do godz. 13.00 następnego dnia, zaś jeśli ktoś w tym terminie opinii nie nadesłał – z mocy prawa oznaczało to, że nie wnosi uwag do projektu.
Zapytane przez nas służby prasowe Ministerstwa Środowiska oraz Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi zgodnie oświadczyły, że ich resorty projekt rozporządzenia zaakceptowały.
Niepokoi brak reakcji władz Polskiego Związku Łowieckiego. Rzeczniczka Związku podnosi, że PZŁ, podobnie jak inne organizacje skupiające uzbrojonych cywilów, nie został poinformowany o pracach nad rozporządzeniem. Problem polega na tym, że PZŁ nie zareagował również po tym, jak dokument ukazał się na stronie Rządowego Centrum Legislacji. Dodatkowo, z nieznanych przyczyn, do tej pory (sobota) ostrzeżenie przed zakazem nie pojawiło się na stronie internetowej PZŁ.
Rozładowana broń
Co grozi za złamanie przepisu? Zgodnie z art. 51.ust.2.pkt 10 ustawy o broni i amunicji noszenie broni w czasie zakazu to wykroczenie, zagrożone aresztem lub grzywną. Sąd może przy tym dodatkowo orzec przepadek broni, nawet jeśli nie stanowi ona własności sprawcy.
Przy tej okazji kazała o sobie przypomnieć niekonsekwencja prawodawcy przy tworzeniu przepisów karnych. Stan, który może uchronić przed karą tych, którzy w obszarze dotkniętym zakazem będą się przemieszczać z bronią rozładowaną.
Ważne są tu ustawowe definicje. Art. 10.ust.9. Ustawy o broni i amunicji mówi, że noszenie broni oznacza każdy sposób przemieszczania załadowanej broni przez osobę, posiadającą broń. Wystarczyło zatem broń rozładować, by przemieszczać się z nią w terenie, objętym zakazem noszenia broni.
Ustawodawca uświadomił sobie to ograniczenie i przy kolejnej nowelizacji ustawy wyposażył ministra w prawo wprowadzania zakazu noszenia broni i zakazu przemieszczania jej w stanie rozładowanym.
W ślad za tym nie poszła jednak zmiana przepisów karnych. Art. 51.ust.2.pkt 10 ustawy o broni i amunicji niezmiennie przewiduje karę aresztu lub grzywny za noszenie broni, czyli przemieszczanie się z bronią załadowaną, na obszarze dotkniętym zakazem. Milczy jednak o karze dla posiadacza broni, który w trakcie zakazu przenosi ją w stanie rozładowanym.
Przepisów, które przewidują sankcje, nie można interpretować rozszerzająco. Oznacza to, że nie można karać za przemieszczanie się z bronią rozładowaną na obszarze, na którym obowiązuje zakaz noszenia broni i przemieszczania się z bronią rozładowaną. O sprawie tej było głośno, gdy kilka lat temu minister zakazał noszenia broni z powodu Światowych Dni Młodzieży i szczytu NATO w Warszawie.
Nie wywołało to jednak nowelizacji karnej części ustawy. Można zatem uznać, że prawodawca po prostu nie chce karać tych, którzy mają w jednej kieszeni pusty pistolet, a w drugiej pełny magazynek i tak chodzą po mieście mimo zakazu przemieszczania się z bronią niezaładowaną. Jeśli ktoś nie wierzy tu w miłosierdzie władzy, to oznacza, że zawierza w nieracjonalność władzy działania – bo trzeciej drogi nie ma.