Rozwiązaniem naszych związkowych problemów, może być uchwalenie przez Krajowy Zjazd Delegatów nowego Statutu Polskiego Związku Łowieckiego.
Jako, zwykły prezes malutkiego koła łowieckiego obeznany z prawem łowieckim przyznaję bez bicia – nie nadążam za interpretacjami naszych „łowieckich falandyszów”. Z rosnącym przerażeniem patrzę na to, co dzieje się na Nowym Świecie 35, czyli w siedzibie naszego związku.
Mam ważenie, że w czasie ostatniego posiedzenia NRŁ jej członkowie postanowili wywrócić do góry nogami, jako tako ustabilizowaną sytuację i wprowadzić znów chaos.
Przyznaję, że pokładałem duże nadzieje w nowej Naczelnej Radzie Łowieckiej. Z lekkim wprawdzie zdziwieniem przyjąłem wybór celebryty na funkcję przewodniczącego, bo wydawało się, że łowieckim parlamentem powinien kierować ktoś bardziej obeznany w związkowej pracy, ale skoro Sejmem może kierować Hołownia to, czemu NRŁ nie może kierować Możdżonek?
Po kilku miesiącach uznałem ten wybór za trafny. Podoba mi się postawa kolegi prezesa w mediach, dawanie odporu zielonej bolszewi. Wprawdzie czasami gada trochę za bardzo pod publikę, np. kiedy mówi, że nie można pomylić dzika z człowiekiem ( można kolego prezesie, można), czasami widać, że jeszcze dużo się powinien nauczyć o związku oraz łowiectwie, ale w sumie ta „celebryckość” wychodzi związkowi na dobre…
Cały ten „gmach” mojego zaufania do prezesa i NRŁ runął w czasie ostatniego posiedzenia, w momencie wyboru dublera na stanowisko Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego i bardzo nieeleganckiego wyproszenia z sali pełniącego tę funkcję Grzegorza Sobolaka. Bowiem w tym momencie NRŁ znów zaczęła gierki, które myślałem, że się skończyły.
Związkowy dubler
Naczelna Rada Łowiecka powołując Łukasza Urbańskiego na dublera twierdzi, że oparła się na stanowisku Komisji Prawnej z dnia 31 lipca 2024 roku – tak przynajmniej należy sadzić z wpisu Marcina Możdżonka. Abstrahuję od tego, że po raz pierwszy spotykam się z uchwałą, w której nie mogę wyczytać, kto się pod nią podpisał, podpis przewodniczącego jest zupełnie nieczytelny, a pieczątki imiennej nie ma, ale chciałem powiedzieć, że cały ten wywód opiera się na stwierdzeniu ex katedra, że uchwały poprzedniej Naczelnej Rady Łowieckiej podejmowane po 15 marca 2023 roku nie są uchwałami, bo po rezygnacji z tego organu trzech członków rada przestała istnieć.
Czyli mamy dwie sprawy. Pierwsza to powtarzanie tezy nominata Solidarnej Polski Pawła Lisiaka, który podpierał się interpretacją ministra Edwarda Siarki. Ta interpretacja opierała się na kuriozalnej konstrukcji, że skoro w ustawie określono, że w NRŁ zasiada przedstawiciel każdego okręgu, to po rezygnacji trzech z nich rada nie istnieje…
Drugą kwestią jest fakt, że taką interpretację można było od razu wyrzucić do kosza, ponieważ powszechnie wiadomo, że przyjmując taki tok rozumowania, każde ciało kolegialne w pewnym momencie musiałoby przestać istnieć. Wszak zapisano w Konstytucji, że Senat liczy 100 senatorów, ale zdarza się, że ktoś umiera, rezygnuje z mandatu, jedzie w ambasadory lub zostaje europosłem. Czy gdy ich zabraknie, to Senat przestaje istnieć?
Przepisy wprost mówią, że jeśli vacat na stanowisku senatora powstał pół roku przed końcem kadencji, to nie przeprowadza się wyborów uzupełniających, co oznacza, że ustawodawca świadomie pozwala działać Wysokiej Izbie przez, co najmniej pół roku w niepełnym składzie.
„Od wieków” przyjmowano i przez wieki nie podlegało to dyskusji, i przez wieki nauczano na studiach prawniczych, że ciało kolegialne może podejmować decyzje do momentu posiadania kworum, czyli co najmniej 50 procent lub 50 procent plus jeden członek. Czasami takie „okrojone ciało” nie może podejmować wszystkich decyzji, bo nie ma większości kwalifikowanej, ale to nie znaczy, że nie istnieje.
To co „wyinterpretowali” prawnicy ministra Siarki (a może koledzy pana Lisiaka) woła o pomstę do nieba. Wszystkim, którzy w tym spisku uczestniczyli powinno się odebrać uprawnienia prawnicze.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Biuro Analiz Sejmowych na wniosek posłanki Ursuli Pasławskiej w zeszłym roku obaliło ministerialną interpretację!
Lisiak rozdaje karty
Komisja prawna w opinii, z lipca 2024 skupiła się nad tym, czy NRŁ podejmowała „uchwały nieważne” i rozpisała się nad tym, by słowotokiem przykryć fakt, iż bez refleksji uznała opinię pisowskiego ministra, że NRŁ pod przewodnictwem Rafała Malca, po rezygnacji trzech członków „nie istniała”.
Obecna Naczelna Rada Łowiecka „kupiła” stanowisko Lisiaka. Dziwię się tym członkom NRŁ, którzy zasiadali też w poprzedniej radzie i którzy z własnych pieniędzy sfinansowali Nadzwyczajny Krajowy Zjazd Delegatów, że teraz nie protestowali (przynajmniej nic o tym nie wiem), bo okazuje się, że funkcjonowali w nieistniejącej radzie i uznanie tego przez obecną NRŁ było tak naprawdę napluciem im w twarz.
Czy poprzednia, nieistniejąca zdaniem Lisiaka i obecnej NRŁ, rada miała prawo powołać w grudniu 2023 Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego, Główny Sąd Łowiecki i Kapitułę Odznaczeń Łowieckich? Jeśli uznać kuriozalną interpretację Lisiaka – to nie miała, ale jak napisałem już wyżej – ta interpretacja jest „z dupy” i każdy rozsądny musi przyznać, że rezygnacja trzech członków nie oznacza rozpadu rady!
W tej sytuacji Naczelna Rada Łowiecka miała prawo powołać na swym ostatnim posiedzeniu GRD, GSŁ i KOŁ. To uprawnienie daje jej par. 107 pkt 4 Statutu PZŁ –„Wybór Kadencyjnych Organów Zrzeszania przeprowadza się nie później niż 30 dni przed upływem kadencji”.
Zapis kontrowersyjny, bo jedni powiedzą, że odchodzący meblują nowej ekipie trzy organy, ale drudzy powiedzą – chodzi o to by nowi nie powoływali na stanowiska kontrolne kumpli lecz, by miał im kto na ręce patrzeć. Jak byśmy na to nie patrzyli – dura lex sed lex czyli jak mawiał mój tata- „durne prawo ale prawo”.
Moim zdaniem „malcowa rada” miała prawo wybierać, ale spróbujmy przyznać rację opinii „możdżonkowej radzie”, która powinna powołać Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego, Główny Sąd Łowiecki i Kapitułę Odznaczeń na pierwszym swym posiedzeniu. Wybrali tylko sędziów na trzecią kadencję, którzy zrobili woltę rezygnując i wyrażając jednocześnie zgodę na ponowne wybranie.
„Możdżonkowa rada” nie wybrała rzecznika i kapituły, wiec uznali, że tamten wybór był prawidłowy. Ba sami wybrani – w tym wybitni sędziowie – ci sami, którzy dziś kwestionują tamtą decyzję – dali się wybrać „malcowej radzie” i było im z tym przez kilka tygodni dobrze…
I teraz patrzmy, co się dzieje…
Kiedy rzecznik zaczyna być niewygodny komisja prawna wydaje opinię, że jest wybrany nieprawnie, co staje się podstawą do powołania dublera, ale jest kłopot – przecież na tym samym posiedzeniu wybrano Kapitułę Odznaczeń, która przez rok swego urzędowania nadaje odznaczenia, w tym członkom NRŁ więc ich rada nie rusza…
Z sędziami się dogadano i ogłoszono łowieckiemu światu, że właśnie uporządkowaliśmy sytuację prawną. Guzik prawda. Właśnie ją zabagniliśmy!
Bo jeżeli uznajemy, że „malcowa rada” nie miała prawa wybrać GRD, GSŁ I KOŁ to należało ich wszystkich wybrać od nowa. Ale Kapituły nie odwołano. To co? Malcowa rada miała ją prawo wybrać? Ale co w takim wypadku z prawem „malcowej rady” do wyboru GRD i GSŁ? W jednej trzeciej uznajemy jej prawo, a w dwóch trzecich nie?
Ale jest jeszcze ciekawiej – otóż sędziów, z którymi się dogadano i którzy poszli na rękę prezesowi Możdżonkowi wybrano na trzecią kadencje. A ustawa pozwala pełnić funkcję tylko przez dwie kadencje. Teraz każdy, kto stanie przed Głównym Sądem Łowieckim może zakwestionować jego wybór (podobną sytuację mamy z neosędziami w Sądach Powszechnych).
Tłumaczenie, które słyszę, ze „tamta kadencja” się nie liczy, bo nie złożono ślubowania sędziowskiego uwłaszcza powadze łowieckiego wymiaru sprawiedliwości. Czy macie szarą brać łowiecką za durniów?
Wnyki Lisiaka
„Możdżonkowa rada” przyjęła interpretację, że musi działać w pełnym składzie. Choć wszyscy wiemy, że są wątpliwości, co do legalności wyboru, niektórych członków tej rady. Wątpliwości, które podnosił właśnie Grzegorz Sobolak Główny Rzecznik Dyscyplinarny. W jednym wypadku mówi się nawet o sfałszowaniu wyborów. Rzecznik chciał badać te sprawy. Czy dlatego go odwołano?
A może źle wypełniał swoje obowiązki? Może trzeba było go usunąć, ale nie pod pretekstem, że został powołany przez radę nieuprawnioną. To pułapka, która obecna NRŁ zastawiła sama na siebie. A co będzie, jeśli się okaże, że choć jeden z członków NRŁ został wybrany nieprawidłowo? To według interpretacji prezesa Możdżonka oznacza koniec obecnej Naczelnej Rady Łowieckiej…
I wiecie, co jest najgorsze? Decyzję w tej sprawie właśnie oddano w ręce trenera pilatesu!
Chocholi taniec
W NRŁ jest mnóstwo mądrych ludzi (paru głupców też), wybitni prawnicy i co? Nikt nie przewiduje skutków tego zamieszania? Krótkowzroczne decyzję dyktowane – nie mam złudzeń – niechęcią jednych do drugich, zagrażają związkowi.
Wprawdzie od dawna upowszechniam tezę, że w polskiej demokracji, jakość ciał wybieralnych z każdą kadencją jest gorsza, ale miałem nadzieję, że obecni członkowie NRŁ zaprzeczą temu twierdzeniu…
Cała nadzieja w mającym się wreszcie odbyć Krajowym Zjeździe Delegatów PZŁ oraz złożonym w Sejmie projekcie nowelizacji ustawy łowieckiej, który zakłada ponowny wybór wszystkich organów Polskiego Związku Łowieckiego. Tak więc za cztery miesiące możemy uchwalić statut.
Widzę to tak! Parlament zatwierdza zmiany i w czerwcu odbędą się Walne Zgromadzenia w kołach, sierpniu lub na początku września Zjazdy Okręgowe, które będą mogły wybrać Okręgowe Rady Łowieckie, a wrześniu kolejny Krajowy Zjazd Delegatów połączony z pierwszym posiedzeniem nowej Naczelnej Rady Łowieckiej oraz wyborem Zarządu Głównego PZŁ.
Musimy „złapać” lisa
Jedną z ulubionych anegdot historyków jest ta o węźle gordyjskim i o tym, że nikt nie mógł go rozplatać, aż przybył Aleksander Wielki Macedoński, który mieczem rozciął węzeł i rozwiązał problem.
Potrzebujemy Aleksandra. Potrzebujemy jak kania dżdżu. Takim zbiorowym Aleksandrem mogą być delegaci na zjazd, a mieczem uchwała zatwierdzająca nowy Statut PZŁ.
Czy delegatom na zjazd starczy odwagi, tym bardziej, że będą potężne naciski, by tego nie robić? Tak, czy siak Naczelna Rada Łowiecka otworzyła nam kolejny front walki. Wpuściła lisa do kurnika i powinniśmy go sami złapać – nie korzystając z pomocy trenera pilatesu!
***
P.S.
Przepraszam czytelników za być może zawiły wywód, ale starałem się Wam to wyłożyć jak kawę na ławę, ponieważ kiedy czytam opinie wybitnych prawników i renomowanych kancelarii nie sposób podzielić sądu mojej siostry – sędziego Sądu Okręgowego – „Andrzej, wybitni warszawscy sędziowie już dawno odkleili się od rzeczywistości, a zdrowy rozsadek i poczucie sprawiedliwości tak jak je pojmują zwykli ludzie poszło w zapomniane. Wiesz, oni uznają Falandysza za wybitnego prawnika, a nikt tak nie zrujnował porządku prawnego jak on.” I jak mawia Edek Fedko – prosty myśliwy z „Żurawia” Brójce: „Cósik, to w tym Panie jest…”