Możemy się wyśmiewać z zasad selekcji i zmieniać nasze tradycje, ale za spadek liczebności podstawowych gatunków łownych przeciwnicy łowiectwa obciążą myśliwych.
Zbliża się koniec sezonu łowieckiego, a tym samym przed nami ocena prawidłowości odstrzału i jak zwykle w sieci pojawiają się głosy krytyki oraz nawoływania do zlikwidowania zasad selekcji. Powód moim zdaniem jest prozaiczny – „rycerze” św. Huberta strzelają do pierwszego napotkanego byka i nie mogą się tym „sukcesem” pochwalić w mediach społecznościowych.
Słuchanie tych wszystko wiedzących „filozofów” jest trudnym zadaniem szczególnie, że budują fałszywe tezy i przemilczają fakty. Bardzo często przytaczają przykład „myśliwskiego raju”, którym w ich mniemaniu jest Szwecja, gdzie nie ma selekcji, a celem polowania jest zdobycie mięsa.
Faktycznie mają tam inną kulturę oraz tradycje, a symbolem ich łowiectwa był łoś, którego wystrzelali. Dostrzegli problem i domagają się obecnie wprowadzenia moratorium. Moim zdaniem to doskonały przykład niezrównoważonego polowania!
Skala ignorancji poraża
Ostatnio się dowiedziałem, że doskonałym przykładem, gdzie stosuą żadnych zasad selekcji jest Nowa Zelandia. „Słabe” jelenie z Szkocji sprowadzono tam w XIX wieku, ale w zasobnym środowisku mają gigantyczne poroża…
Faktycznie większość z tych wsiedlonych jeleni pochodziła z PARKÓW i POSIADŁOŚCI w Anglii i Szkocji, ale opowieści, że to były najsłabsze jelenie jest kłamstwem. Po pierwsze właściciele tych angielskich „parków” sprowadzali najlepsze genetycznie jelenie do swoich majątków z Francji, Niemiec, Austrii i Węgier.
A po drugie w przypadku Nowej Zelandii należy jeszcze dopowiedzieć, że to dzisiaj jeden z największych producentów i eksporterów mięsa z jeleni. Hodują je na ogrodzonych farmach, a część z tych rolników oprócz produkcji mięsa sprzedaje polowania i jak najbardziej prowadzi selekcję samców i samic. Nie ukrywają, że podają im specjalne pasze, które wspomagają wzrost poroża…
Wiele lat temu jeden z takich producentów – który na swojej farmie chciał mieć potomka „Kastora” upolowanego przez Hermana Goeringa – zwrócił się do redakcji „Łowca Polskiego” z pytaniem, czy jesteśmy w stanie skontaktować go z myśliwym, od którego mógłby zakupić nasienie ze złoto medalowego jelenia upolowanego w Puszczy Rominckiej…
Moratorium wisi w powietrzu
Tylko ignoranci mogą wyśmiewać i wyzywać do rezygnacji z zasad selekcji osobniczej i zachwalania modelu, w którym strzela się do wszystkiego, co się napotka. To było praktykowane i zostało nazwane rabunkową gospodarką. Podążali tą drogą 100 lat temu Amerykanie i widząc katastrofalne skutki Prezydent USA Theodor Roosevelt wykreował modę na zdobywanie trofeów, co uratowało wiele gatunków przed wyginięciem.
Ale nie musimy sięgać do zamierzchłej przeszłości. W Polsce w latach 90 ubiegłego wieku świadome zawyżanie liczebności i zwiększanie planu odstrzału łosi doprowadziło do sytuacji, w której dalsze użytkowanie łowieckie groziło eksterminacją dla tego gatunku. Jedynym sposobem ich uratowania było wprowadzenie moratorium.
Nie liczę, aby ignoranci byli wstanie łączyć kropki i wyciągać proste wnioski, ale nie potrafię zrozumieć milczenia ekspertów. Przestało im zależeć, czy już się pogodzili z wizją, że za kilkanaście lat moratorium zostanie wprowadzone dla sarny i jelenia. Czy to możliwe? Moim zdaniem nie dostrzegamy zagrożeń!
Narzędzia do zarządzania
Selekcja populacyjna, osobnicza oraz szacowanie liczebności, to trzy podstawowe narzędzia, które pozwalają nam w sposób zrównoważony zarządzać dziką przyrodą. To szczególnie ważne w sytuacji, gdy populacje zwierzyny grubej dynamicznie rosną w całej Europie.
W takiej sytuacji naszym najważniejszym wyzwaniem jest utrzymanie właściwej liczebności. Jednak zamiast szerokiej dyskusji w gronie fachowców o roli kłusownictwa, skali kolizji drogowych, wpływu dużych drapieżników, pojemności łowisk, czy wykorzystaniu do szacowania nowoczesnej techniki wspomaganej sztuczną inteligencją – snujemy opowieści o „pozyskiwaniu” mięsa.
Sami „wciskamy” przeciwnikom polowania argumenty, że nasze zasady selekcji osobniczej nie mają sensu, że strzelamy osobniki, które zmuszają nas do szukania „podkładek”, że inwentaryzacja jest liczeniem much na suficie. Publiczna prezentacja tych ewidentnych półprawd oraz zwykłych kłamstw jest zachowaniem wysoce nieodpowiedzialnym!
Faktycznie w przypadku szacowania używamy mało szczęśliwego terminu, który oznacza ogół czynności rachunkowych zmierzających do sporządzenia szczegółowego spisu z natury. To wywołuje u osób niemających wiedzy przyrodniczej mylne przeświadczenie, że liczymy dzikie zwierzęta i jak widać część „łowców” też tak myśli.

Wiedza i doświadczenie
Koła łowieckie inwentaryzację sporządzają na podstawie całorocznych obserwacji. To nie jest metoda badawcza, więc prezentowane wyniki łatwo kwestionować i wyśmiewać, ale… Taki szacunek jest oparty na wieloletnim doświadczeniu.
Nie mam żadnych wątpliwości, że to optymalny system monitoringu oraz planowania odstrzału dzikich zwierząt. Większość europejskich krajów nie ma zielonego pojęcia o liczebności dzikich zwierząt. Dostrzega ten problem i szuka skutecznych oraz wiarygodnych metod szacowania.
Moim zdaniem obśmiewanie naszych zasad selekcji oraz prowadzonej inwentaryzacji ma również ukryty cel. To przygotowanie gruntu pod dyskusję o strzelaniu jeleniowatych w nocy. Wszyscy widzimy, że wysokie plany odstrzału coraz trudniej wykonać..
Od siedmiu lat odstrzał jeleniowatych już NIE rośnie. W wielu łowiskach pospolitej sarny nie widać, a łania prowadząca cielaka jest rzadkością. W termowizorach jeszcze widzimy zwierzynę, ale chyba możemy postawić tezę, że powszechne występowanie wilków na terenie całego kraju ma realne odbicie na populację kopytnych…
Nie powinniśmy mieć żadnych wątpliwości, że przeciwnicy łowiectwa spadek liczebności: jeleni, saren i dzików – który niewątpliwie nastąpi – zostanie przypisany myśliwym! Dziś, być może nawet bardziej niż wczoraj, bez obiektywnych danych, merytorycznie opracowanych przez naukowców, ryzykujemy utratę wiarygodności, a przede wszystkim możliwość polowania!