piątek, 18 października, 2024
Strona głównaPolowanieJesienią na opolskiej ziemi

Autor

Jesienią na opolskiej ziemi

Wacław Przybylski Honorowy Członek PZŁ był niezwykłym człowiekiem, znakomitym dziennikarzem i wielkim znawcą naszej historii. Prezentujemy odnalezione w szufladzie jego wspomnienie o rykowisku…

Wolno wlókł się pociąg złożony z bydlęcych wagonów, tym razem załadowanych ludźmi. Stało nas upchniętych w wagonie dziewięćdziesięciu trzech podchorążych, wziętych do niewoli po kapitulacji powstańczej Warszawy. Jechaliśmy w nieznane, bo chociaż pociąg zatrzymywał się, co pewien czas na stacjach, to nazw ich nie mogliśmy dojrzeć przez mały wywietrznik zabezpieczony dodatkowo od zewnątrz kolczastym drutem.

Eskorta strzelała do ludzi usiłującym jakoś podać jeńcom żywność lub wodę. W wagonie naszym trwały spekulacje dokąd jedziemy, Po dwóch dniach udręki pociąg przed świtem zatrzymał się; a kiedy eskorta otworzyła drzwi zobaczyliśmy napis „LAMSDORF”

-To obóz – powiedział ktoś z naszych.

Wyładowanie odbyło się; przy akompaniamencie wrzasków eskorty i szczekania psów, a potem popędzono nas biegiem za druty. Tak więc stałem się jeńcem Stalagu VIII F w Lamsdorf, czyli w dzisiejszych Łambinowicach na Opolszczyźnie.

Pierwsza połowa października była na ogół pogodna, co pozwalało na przebywanie poza zapluskwionymi barakami leżącymi w skrajnej części obozu. Za drutami rozciągały się pola uprawne, a na horyzoncie widniał las. Chyba niewiele było takich „cywilnych” elementów krajobrazu w tej krainie niezliczonych poligonów i obozów rozciągających się na przestrzeni paruset kilometrów kwadratowych w tej części ziemi opolskiej. Jeszcze trwały zbiory okopowych i daleko za drutami widziałem ludzi pracujących w polu. Jakże zazdrościłem wszelkim żywym istotom po tamtej stronie drutów! Nawet gawrony, chodzące po zaoranych polach były takie piękne!

Którejś nocy nie zasnąłem ani na chwilę. Szarzało za oknami kiedy wyślizgnąłem się z baraku uważając, aby nie spostrzegł mnie wartownik z wieżyczki. Orzeźwiło mnie niemal mroźne powietrze. Robiło się coraz jaśniej, opadała jesienna mgła. Spojrzałem za druty i nie uwierzyłem własnym oczom. W polu stały jelenie, Pierwszy raz w życiu obserwowałem te wspaniałe zwierzęta na swobodzie.

Nie widziałem w nich zwierzyny, a jedynie istoty wolne, wolne prawdziwie, korzystające z wolności niczym nieograniczonej. Wtedy poczułem się po stokroć bardziej jeńcem, niewolnikiem wciśniętym za druty, zamkniętym, pozbawionym możliwości poruszania się zgodnie z własną wolą. Byłem nikim, po prostu numerem 103017 Stalagu Lamsdórf.

Stałem oparty o ścianę baraku, tego domu-więzienia i wpatrywałem się chmarę. W pewnej chwili jelenie ruszyły. Oddalały się z wolna, przodem łanie, a za niemi byk, one pełne gracji – on majestatyczny, jakby nieco ociężały. Ich sylwetki wtapiały się we mgłę; rozmazywały się, wreszcie znikły. Powoli wstawało słońce.

Minęło prawie dokładnie dziesięć lat. Pod koniec września 1955 roku, pojechałem na pierwsze w życiu rykowisko do nadleśnictwa Szumirad na Opolszczyźnie. Kilkadziesiąt kilometrów w linii prostej od Łambinowic, od byłego Stalagu VIII F, ale nie myślałem wówczas obozowych przeżyciach. Fascynowało mnie rykowisko, które trwało – tu w całej pełni.

Był bardzo zimny poranek ostatniego dnia września. Byki odzywały w wielu oddziałach przydzielonego mi leśnictwa. Którego wybrać? Jak podchodzić? Doświadczeń nie miałem właściwie żądnych. Wiadomości zdobyte na kursie selekcjonerskim – to była cała moja wiedza. Trzeba było jednak coś postanowić, bo niebo na wschodzie zaczęło się nieco rozjaśniać.

Niezbyt daleko z rzadka odzywał się byk, bardzo nisko i chrapliwie. Tego postanowiłem podchodzić. Przeszedłem linią dwa oddziały, wiatr na szczęście miałem dobry. Byk odzywał się stale w tym samym miejscu. Dochodziłem do skraju wysokiego starodrzewia sosnowego i wtedy zorientowałem się, że byk ryczy na odkrytym polu. Ostrożnie osiągnąłem skraj lasu…

Nie dalej jak sto kilkadziesiąt metrów w polu, nad którym unosiły się pasemka rzedniejącej z każdą chwilą mgły, stały łanie i byk. Podniosłem lornetkę. Jednostronnie koronny, nieregularny dwunastak. Wydawał mi się stary. Serce waliło mi, zrobiło mi się nagle dziwnie sucho w ustach. Decyzja – będę strzelał. Łanie zaczęły przesuwać się z wolna w kierunku lasu, w lewo ode mnie, byk trwał jeszcze bez ruchu.

I w tym momencie zdałem sobie sprawę, że już raz o takim przedświcie widziałem taką właśnie chmarę, że już raz to przeżywałem. Te zwierzęta wolne, swobodne, wspaniałe… a ja za drutami, ja numer 103017. Opuściłem sztucer. Byk, jakby ociągając się, nieśpiesznie ruszył za łaniami. Po chwili chmara zniknęła za występem lasu.

Słońce stało już wysoko na niebie, kiedy wreszcie zdecydowałem się na powrót do leśniczówki. Dwa dni później w innej części leśnictwa strzeliłem swego pierwszego w życiu byka.

Wacław Przybylski

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
WIĘCEJ ARTYKUŁÓW

Uczciwe polowanie

Używanie przez myśliwych dronów z kamerami termowizyjnymi zostaje uznane za złamanie zasady „uczciwego polowania”.

Łowiecka twierdza

Spoglądając na otaczającą nas rzeczywistość musimy postawić pytanie, czy kilkuset myśliwych jest w stanie uratować łowiectwo?

Polowanie na samice

Konieczność prowadzenia selekcji wśród żeńskiej części populacji u większości myśliwych nie budzi wątpliwości, ale odstrzał wykonywany jest najczęściej na chybił trafił.

W obronie koniecznej

Trzej młodzi myśliwi polujący na kaczki zostali otoczeni przez watahę wilków. Musieli się bronić i zabić objętego ochroną drapieżnika.

Koniec polowań na kaczki

Podsekretarz Dorożała ogłosił dzisiaj, że siedem gatunków ptaków zniknie z „listy łowieckiej”. Tym razem pan Mikołaj chce chronić: słonki, ...

Migranci zaatakowali myśliwych

Trzech francuskich myśliwych przeżyło prawdziwy koszmar. Horda sześćdziesięciu nielegalnych imigrantów zniszczyła im samochody i przez dwie godziny próbowali zdobyć myśliwską chatę.