niedziela, 24 listopada, 2024

Autor

Pancerne byki

Jadąc nocą do ulubionego mazurskiego OHZ-tu – oddalonego o ponad 300 kilometrów – do dwóch postrzałków, rozmyślałem nad ironią losu, która towarzyszy łowiectwu. Przez lata widzę jak duże zmiany zaszły w sprzęcie, który używamy do polowań, sposobu ich prowadzenia, czy ilości strzelanej zwierzyny grubej, ale…

Reklama

Rozmyślania za kółkiem

Szybki postęp nie dotknął tylko jednego… Gdy przytrafi nam się postrzałek – wiemy, że do tego niezbędny jest dobry pies. Niestety w takich chwilach nie pytamy o licencje, dyplomy, tytuły, czy certyfikaty, bo niewiele o nich wiemy… Pewnie, dlatego, że ich wartość praktyczna jest bardzo wątpliwa…

Najczęściej bierzemy pierwszego chętnego i dostępnego, a nie wyszkolonego tropowca… Potem jesteśmy zrażeni i mamy dość szukania postrzałków. Jedyne, co tak naprawdę potrafi nas przekonać to „poczta pantoflowa”. Czyli kolega, który widział tropowca w spektakularnej akcji dochodzenia…

Reklama

Takie polecenie sprawia, że mener ze swym tropowcem ma okazję na kolejną pracę, dokształcającą jego psa, a myśliwy… Często myśli o zakupie własnego psa. Niestety tylko praktyka czyni mistrza!

Nie wystarczy kupić posokowca z renomowanej hodowli. Specjalistą w tym fachu nie ma szansy zostać pies, który pracuje wyłącznie na postrzałkach swego pana. Takiego łowcę czeka kolejne rozczarowanie…

Reklama

Tu potrzebny jest zawodowiec, a nie amator. Tak to zamyka się błędne koło, gdzie menerzy posokowców narzekają, że nie mają pracy na postrzałkach, a myśliwi twierdzą, że część postrzałków jest nie do dojścia…

Moment zaskoczenia

Dojeżdżając do celu cieszę się, że mój Cezar przekonał swoją pracą do siebie wystarczającą ilość myśliwych. Nie nudzimy się, choć czasami, tak jak dziś mamy do pokonania szmat drogi.

Wita nas sympatyczny Jarek, u którego poprzedniego dnia polujący myśliwi niestety postrzelili dwa byki. Prawdopodobnie oba zostały postrzelone na badyl, więc zapowiada się, że o sukces nie będzie tym razem łatwo.

Jedziemy do teoretycznie łatwiejszego. Jarek sam widział – parę minut po strzale – jak oddalający się byk utykał a nawet się przewrócił… Dla mnie to istotne, ponieważ musimy zachować zapas sił do kolejnej, trudniejszej pracy…

Ruszamy w zimowej scenerii, bo śniegu sporo, a w nocy nawet go dosypało. Jednak po kilkuset metrach sprawy się komplikują. Nasz postrzałek wchodzi w bagna, które porastają gęste trzcinowiska. Mam kłopoty z obserwacją Cezara. Podążamy krętymi i grząskimi ścieżkami zwierzyny, zalanymi wodą.

Nagle w szuwarach wchodzimy na sfarbowane łoże, a Cezar wszczyna alarm tuż obok, jestem totalnie zdezorientowany. Nie potrafię szybko zlokalizować byka i najlepszy moment zaskoczenia bezpowrotnie mija.

Wyczerpujący gon

Byk rusza do gwałtownej ucieczki, a zanim my… Jak się okazało do najdłuższego i najbardziej wyczerpującego gonu w naszej historii. Przez prawie godzinę pędziłem lasem za głoszącym Cezarem, który wychodził ze skóry, aby zatrzymać postrzałka.

Gdy jednak zbliżałem się do nich na około 100 metrów byk ruszał i mordercza pogoń trwała dalej. Po trzech kilometrach odpadł Jarek. Dzięki czemu mógł pomóc nam wyjątkowo skutecznie na jej finale.

Ku mojemu zdumieniu im dłużej trwała ta gonitwa… Tym byk miał więcej sił i zostawiał mnie coraz bardziej w tyle. Gdy po ponad pięciu kilometrach dotarłem do wojskowego poligonu byłem ledwo żywy, a do Cezara i byka miałem 600 metrów!

Resztki wiary

Brnąłem w tym śniegu załamany. Mój orzeł dalej walczył i wierzył bezgranicznie, że niezawodnie dotrę do niego, aby mu pomóc, a ja będąc u kresu sił traciłem już resztki wiary, że dostanę taką szansę od losu.

Sytuacja wymykała się spod kontroli. Najgorsze, że mój orzeł był sam, bez mojej ochrony w lasach pełnych wilków… Z tych kłębiących się posępnych myśli wyrwał mnie dzwonek telefonu…

Dzwonił Jarek, który był już w samochodzie i pytał, gdzie jestem? Teraz sytuacja zmieniła się diametralnie. Już pełen nadziei i optymizmu po paru minutach wskakiwałem do jego auta i dzięki namiarom Garmina śledzącego Cezara będącego przy byku, pędziliśmy do lasu, aby zajechać im drogę.

Wyskoczyłem pierwszy. a Jarek pojechał dalej z nadzieją, że któremuś z nas uda się ta sztuka. Miałem szczęście, bo byk kierował się w moją stronę. Ale gdy dostrzegłem ich w odległości około 80 metrów…

Twardy przeciwnik

Zmęczony byk poruszał się wolno, a Cezar głosząc, był tuż obok niego, co nie pozwalało oddać strzału. Byk dostrzegł mnie na rzadkim lesie i zaczął odbijać. Widząc tak upragnioną, a oddalającą się okazję korzystam, więc z ostatniej szansy i gdy Cezar na moment odskakuje, strzelam…

Słyszę za moment strzał Jarka, jednak Cezar nadal głosi?! Wiem dobrze, co to oznacza i czuję jak zalewa mnie fala bezradności i zwątpienia.

Wtem gon cichnie, a ja z iskierką nadziei patrzę ponownie w ekran Garmina. Cezar się zatrzymał! Nie dowierzam!. Po trzystu metrach, gdy krańcowo wyczerpany dochodzę do niego z dumą stoi nad tym wyjątkowym bykiem.

Widać na mojej twarzy – siedmio kilometrowy gon…

Trafił na niezwykle twardego przeciwnika, którego nie mógł zatrzymać i był zmuszony przez ponad godzinę pokonać za nim siedem kilometrów! Z niedowierzaniem oglądamy wspólnie z Jarkiem jego ranę postrzałową. Jak się okazało, kula nie złamała mu badyla.

Przeszła wysoko przez jego mięsień nie uszkadzając kości i przebiła mu na wylot pierś przechodząc parę centymetrów pod skórą.

Trudniejsza praca…

Odpoczywamy godzinę i ruszamy do kolejnego zadania. Tym razem dojeżdża do nas strzelec. Adam, któremu przydarzył się ten przykry wypadek.

Strapiony patrzę, że ponownie stoimy na skraju jakiegoś bagna. Jeśli to ma być ta trudniejsza praca i tu ją rozpoczynamy to strach pomyśleć, co będzie dalej.

Na śniegu mamy krople farby, lecz jest tego zaskakująco mało jak na złamany badyl. Pomni wcześniejszej przygody ustalamy, że ja ruszam z Cezarem po tropie, a oni będą zajeżdżać samochodem tak, aby być w pobliżu.

Przedzieramy się przez pierwsze krzaki okalające to bagnisko i odsłania się nam krajobraz jak z upiornej bajki. Powalone drzewa, ich kikuty i wykroty, a to wszystko poprzeplatane trzcinami, krzakami i wodą. Wygląda to dość złowieszczo, więc jestem lekko podminowany. Brnę z mozołem za Cezarem w tym okropnym terenie, lecz gdy nagle po kilkuset metrach słyszę jego dwa szczeknięcia, ciśnienie mi skacze.

Duże dziki

Okazuje się, że przed nami kilka metrów w trzcinach na tropie tego byka, dwa wielkie dziki zrobiły sobie barłóg. Nie zamierzały ustąpić przed Cezarem, a gdy doszedłem ja, też dobrą chwilę się zastanawiały.

To jednak były duże dziki, więc rozsądek zwyciężył i bez przeszkód po chwili ruszyliśmy dalej. Byk na nasze szczęście wyszedł z bagien i ciągnął lasem. Farby nadal było jak na lekarstwo.

Po ponad trzech kilometrach przekraczając leśną drogę spotykam Jarka z Adamem. Wymieniamy uwagi. Mówię im, że zaczynam wątpić w ten postrzał na badyl.

Brak kości i niewielkie plamki farby na śniegu temu przeczą… Cezar jednak nie lubi tracić czasu na takie rozważania i ciągnie mnie dalej.

Ciągnę za spust

Pędzę za nim i po kilkuset metrach wchodzimy na skraj otwartej polany. Tam zdumiony widzę na śniegu duże ilości farby w paru miejscach. Brakuje łoża, lecz wygląda na to że badyl byka łamiąc się przebił skórę powodując obfite krwawienie.

Pospiesznie to oglądam i ruszam dalej, Cezar wysforował się dobre 100 metrów do przodu. Gdy docieram do pierwszych drzew nagle dostrzegam po prawej, pędzącego w przeciwną stronę byka.

Widzę jak jego bezwładny przedni badyl zwisa, utrudniając mu ucieczkę. W tym momencie odzywa się już Cezar, który dotarł do jego łoża i rusza za nim do gonu.

W ostatnim momencie łapię go w krzyż lunety i ciągnę za spust. Byk zwala się niczym rażony piorunem. Oddycham z ulgą i radością. Jestem dumny z pracy mojego orła!

Cezar mimo tylu niespodzianek i zaskakujących rozstrzygnięć oraz wyczerpujących pracy spisał się znakomicie. A uznanie takich leśników i myśliwych jak Adama i Jarka jest dla mnie wyjątkowo cenne. Wiem, że ich świadectwo dzięki „pantoflowej poczcie” dostarczy nam jeszcze niejednej ciekawej pracy…

WIĘCEJ ARTYKUŁÓW

Dywagacje o badaniach

Hołowniacy złożyli w Sejmie projekt ustawy wprowadzający obowiązkowe badania dla myśliwych. Nie „przywracający” - jak to przedstawiają ciemnemu ludowi - bo nie można przywracać czegoś, czego nigdy nie było. Ale to nie jedyne ich kłamstwo!

Ptasia debata

Uwaga myśliwi czas się zmobilizować! To jest też zadanie dla Zarządu Głównego PZŁ- trzeba spowodować by na ptasiej debacie pojawili się i nasi reprezentanci.

Subiektywny przegląd poczty mailowe...

Często moje koleżanki i koledzy zastanawiają się, dlaczego media głównego nurtu atakują myśliwych. Odpowiedź jest prosta! Nasi przeciwnicy mają „maszynę” do zarabiania pieniędzy!

Czeska komedia – sikanie na n...

Z policyjnej akcji redukowania dzików nasi sąsiedzi zrobili prawdziwą komedię. Zdjęcie myśliwych oddających mocz w Górach Izerskich stało się powodem postawienia im zarzutów karnych.

Szkodliwe dokarmianie

Wielu myśliwych uważa, że dokarmianie jest naszym „obowiązkiem”. Jednak taka interwencja powoduje więcej szkody niż pożytku.

Obwód Prezydenta Mościckiego

Lasy gminy Hażlach koło Cieszyna nie mogły równać się bogactwem zwierzyny w Puszczy Białowieskiej, ale to w tym miejscu lubił polować Prezydent RP Ignacy Mościcki.