Zarząd Główny PZŁ stworzył już kilka informacji na temat bezpieczeństwa, ale poza ogólnymi zdaniami nie może ruszyć z miejsca. Komunałów nie warto komentować, ale pomysły o ewentualnych „nakazach” zawsze wywołują reakcję obronną.
W ramach ZG PZŁ funkcjonuje nowy zespół, który zbiera pomysły. Pierwszy to NAKAZANIE używania nocą termo i noktowizji. Prawdopodobnie myśliwi, których nie stać na takie urządzenia mają siedzieć w domu. To „bardzo dobry” pomysł pewnie spadnie odstrzał dzików, co ucieszy ministra rolnictwa oraz „wzrośnie” poziom akceptacji władz PZŁ. Brawo!
Drugim „doskonałym” pomysłem mają być obowiązkowe coroczne egzaminy strzeleckie dla myśliwych, którzy będą polować zbiorowo, a trzecim… Mają być sankcje za brak przestrzeliwania broni!
Pisanie takich bzdur nie jest niczym nowym, ale czytanie ich zawsze sprawia ból. Przypominam członkom zespołu interdyscyplinarnego „SAFETY FIRST”, że Polski Związek Łowiecki nie ma nic wspólnego z bronią – wszystkie Wasze pomysły i sankcje parlament musi wpisać do ustawy o broni!
Nie kombinujcie
Myśliwi w mediach są najczęściej pokazywani w kontekście wypadków. Działa tutaj stara dziennikarska zasada, że nic tak nie ożywia gazety jak krew i nieboszczyk. Taka jest rzeczywistość, a naszym błędem jest brak właściwej reakcji na takie zdarzenia.
Wypadki na polowaniach zdarzają się wszędzie i należy poczytać jak radzą sobie inne organizacje. Doskonałym przykładem są Francuzi, gdzie poluje ponad milion łowców i problem „wypadków” jest wałkowany w mediach po każdym weekendzie.
Pewnie z tego powodu precyzyjnie analizują każde zdarzenie, co pozwala im poznać wszystkie przyczyny wypadków. Potem tworzą statystyki, dzięki którym mogą opracować i wdrożyć odpowiednie działania.
Francuzi w ostatnim sezonie mieli 136 wypadków w tym jedenaście osób zginęło. To dużo, ale dwadzieścia lat temu było ich 232 i 39 śmiertelnych – więc spadek jest duży. Pozytywny trend jest wynikiem podnoszenia świadomości i zmian w systemie szkolenia nowowstępujących.
Tym sposobem nowi myśliwi stają się nośnikiem dobrych praktyk i świecą przykładem. We Francji 90 procent poszkodowanych to myśliwi, a 10 procent osoby postronne. Zaskakujące, ale w 40 procentach dochodzi do samookaleczenia. Najczęściej to strzał w stopę, ale tutaj warto przypomnieć przypadek z naszego podwórka, kiedy myśliwy nie rozładował broni wchodząc na ambonę i odstrzelił sobie głowę!
Strzał do plamy
Najbardziej tragiczne dla naszego środowiska są wszelkiego rodzaju pomyłki i brak wyobraźni. Pomimo ciągłego pisania myśliwi oddają strzał nie mając odpowiedniego kulochwytu oraz strzelają do nierozpoznanego celu.
Ofiarami często są osoby postronne. Rowerzyści, grzybiarze, czy osoby pracujące na polach. W niektórych przypadkach są to nieszczęśliwe zdarzenia, ale najczęściej jest to wynik świadomego łamania przepisów. W naszym środowisku nie powinno być miejsca dla takich osób. Wszyscy wiedzą o wysokich karach i konsekwencjach. a niestety każdego roku do takich wypadków dochodzi.
Opisy wraz z odpowiednim komentarzem wszystkich tragicznych zdarzeń powinny się ukazywać w prasie łowieckiej oraz Internecie, ponieważ jest to najlepsze działanie prewencyjne. Przeczytanie takiego tekstu zawsze wyostrza ostrożność i uruchamia wyobraźnię, co jest niezbędne dla bezpiecznego polowania.
Nieprzewidywalne rykoszety
Wszyscy mamy świadomość, że w niektórych warunkach wystrzelona kula może zrykoszetować. Zależy to od wielu zmiennych choć niebagatelne znaczenie ma budowa pocisku, materiał z którego została wykonana, prędkości oraz kąta uderzenia pocisku w cel.
Tragiczne w skutkach polowanie miało miejsce w listopadzie 2019 roku w województwie zachodniopomorskim. Grupa 15 duńskich myśliwych przyjechała na zbiorówkę. W pierwszym miocie po rozstawieniu myśliwych ruszyli naganiacze i po chwili słychać było już pierwsze strzały.
W miocie było kilka watah. Jeden z dzików wypadł wprost pod nogi Duńczyka, który stał na flance. Strzelał z pięciu metrów, ale nie trafił. Nie ma, co do tego żadnych wątpliwości, ponieważ za nim stał myśliwy, który rozprowadzał zagranicznych myśliwych.
Po chwili – przez radio – kierownik naganiaczy wykrzyczał, że ma rannego. Jak się później okazało niepolujący mieszkaniec pobliskiej wsi – przyjaciel koła, który nie opuszczał ani jednego polowania – został postrzelony w klatkę piersiową i zmarł na miejscu.
Po długim i skrupulatnym śledztwie okazało się, że kula zrykoszetowała i przeleciała 120 metrów przez las zanim ugodziła naganiacza!
Dzisiaj już wiemy, że zachowane zostały wszelkie reguły i nikt nie złamał zasad bezpieczeństwa, a jednak człowiek zginął! Trudno uwierzyć, że takie zdarzenie mogło się wydarzyć, być może dogłębna analiza tego wypadku powinna skutkować zakazem strzelania w miot?
Nad takimi pytaniami warto się pochylić, a jest ich dużo więcej. Minimalna odległość pomiędzy myśliwymi na stanowiskach, używanie tzw. brenek podczas zbiorówek, które są bardzo niebezpieczne, czy „ekologicznej” amunicji monolitycznej.
Wypadki na polowaniach były, są i będą. Możemy jednak ograniczyć ich skalę odpowiednio zmieniając prawo i uświadamiając myśliwym zagorzenia jakie wynikają z łamania zasad bezpieczeństwa.