WildMen

Walka o życie

Pojedynczy nieuzbrojony człowiek w starciu z dużym drapieżnikiem praktycznie nie ma szans o jego losie decyduje szczęście.
Reklama

Dwa tygodnie temu w Tatrach niedźwiedź kolejny raz zaatakował człowieka. Tym razem ofiarą był fotograf przyrody, którego tożsamość pozostaje anonimowa. Do wypadku doszło niedaleko granicy z Polską.

Reklama

Na misia z gazem

Fotograf filmował zwierzę z odległości około 50 metrów. W momencie kiedy niedźwiedź zauważył intruza postanowił go zaatakować. Mężczyzna nie uciekał, chciał się bronić używając gazu pieprzowego, co według zeznań poszkodowanego niewiele mu pomogło…

Kiedy zdał sobie sprawę, że spray się skończył próbował uciekać, ale potknął się i upadł na ziemię. Niedźwiedź pociągnął go w dół. Słowak cały czas kopał go w głowę. W pewnym momencie miś odpuścił. Fotograf miał szczęście i przeżył.

Reklama

Prawdziwe niebezpieczeństwo

Powszechny strach budzą wilcze watahy, a misie są puchate i jedzą miód… Myślę, że przy tej okazji warto przypomnieć historię, która miała miejsce w 1933 roku na Alasce…

W kwietniu John Moose opuścił miejscowość Fairbanks i ruszył na polowanie. Łowca miał około 60 lat i był doświadczonym traperem. Z wyprawy miał wrócić pod koniec maja, ale nadszedł lipiec, a on się nie pojawił. Dwóch jego przyjaciół wyruszyło w stronę jego chaty, aby go szukać.

Reklama

Znaleźli otwarte drzwi, a zapiski w jego kalendarzu kończyły się na 9 maja. Na piecu leżały przypalone bułeczki i boczek. Stół był zastawiony czystymi naczyniami, ale Johna nie było…

Szukali go wzdłuż rzeki myśląc, że ich przyjaciel mógł wpaść do rzeki i utonąć. W końcu doszli do wniosku, że zaginiony mężczyzna musi znajdować się gdzieś w pobliżu chaty, ponieważ nie oddaliłby się daleko podczas gotowania śniadania.

Reklama

W końcu znaleźli kawałek ludzkiej kości udowej i czaszkę. Została roztrzaskana przez zwierzę o potężnej szczęce. Szczątki ubrania były szeroko rozrzucone wśród okolicznych drzew.

Przyjaciele uznali, że Johna zabiły wilki, których w tym czasie było mnóstwo. Nigdy nie dowiemy się, czy to prawda. Istnieje wiele możliwych hipotez. John miał 60 lat i mógł dostać ataku serca podczas wyrzucania śmieci w pobliżu domku. Wilki mogły go tam znaleźć martwego.

Osoby, które badały ten przypadek twierdzą, że myśliwego zaatakował niedźwiedź. Na Alasce w maju budzą się i wychodzą głodne, a John przed śmiercią schwytał osiem bobrów. Nie miał żadnych psów, które mogłyby zjeść tusze, więc pewnie je wyrzucił i to było przynętą dla grizzly. Bardzo prawdopodobne, że gdy niedźwiedź żerował na padlinie, John zbliżył się do niego bez broni i nastąpił atak…

Życie to nie bajka

W komentarzach bardzo często używany jest argument, że tylko atak drapieżnika na człowieka zmobilizuje polityków do zmiany prawa. Patrząc na przykład Słowacji widać, że ataki, a nawet śmiertelne przypadki nie wywołują refleksji. U naszych sąsiadów trwa burzliwa dyskusja, która pewnie zakończy się decyzją o redukcji.

Społeczeństwo przyrodę postrzega przez pryzmat bajek Disneya. Tymczasem wszędzie, gdzie występują gatunki, które atakują człowieka – poruszanie się bez broni jest nieodpowiedzialne! W Afryce turyści nie mają prawa wyjść z samochodu, a jeśli go opuszczają ubezpiecza ich, co najmniej dwóch uzbrojonych myśliwych! Nie bez powodu…

Na czarnym lądzie jest nieporównywalnie więcej niebezpiecznych gatunków, ale moim zdaniem Lasy Państwowe powinny zostać zobligowane, aby wszędzie, gdzie występują niedźwiedzie rozstawiać tablice ostrzegawcze. Każdy kto wchodzi do lasu powinien mieć świadomość istnienia realnego zagrożenia.

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów