WildMen

Fot. Shutterstock

Kaczki zamiast dropi

Organizacje antyłowieckie rozpoczynają kolejną kampanię, aby zakazać polowań na ptaki. Tymczasem Paweł Lisiak śni o dropiach i bawi się w sygnalistę.
Reklama

To nie żart, przez ostatnie miesiące Paweł Lisiak, co rano funduje sobie prywatną lekcję i trenuje sygnały łowieckie. Złośliwi twierdzą, że nie ma talentu. Słuchając tych doniesień i czytając radosną twórczość ZG PZŁ, mam dziwne wrażenie, że nominat ministra robi wszystko, aby nie zajmować się obowiązkami łowczego krajowego.

Reklama

Nasi przeciwnicy nie interesują się nowymi pasjami komisarza i przy każdej okazji informują społeczeństwo, że zabijamy dla zabawy. Tym prostym sposobem wywołują negatywne emocje w stosunku do myśliwych. Nie ma na to żadnej reakcji, bo suto opłacani pracownicy pochłonięci są wykonywaniem planów w związkowych ośrodkach.

Nie raz już pisałem, że weganie mają strategię i konsekwentnie ją realizują – profesjonalnie odcinając po kawałku nasze prawa. Trzy lata temu, dzięki posłowi Kaczyńskiemu, wprowadzili zakaz zabierania dzieci na polowania oraz znacząco utrudnili szkolenia psów i sokołów. W tym roku unijną dyrektywą zakazali używania ołowiu w amunicji śrutowej oraz skrócili podpisem „naszego” ministra sezon na kaczki. W tej bitwie cały czas przegrywamy i nie tylko nie umiemy wyciągać żadnych wniosków, ale nie mamy żadnego pomysłu na obronę łowiectwa.

Reklama

Antyłowieckie organizacje nabrały wiatru w żagle i nie odpuszczą. Właśnie rozpoczynają kolejną kampanię. Tak jak w zeszłym roku wzywają do zaprzestania polowania na ptaki i skreślenia z listy gatunków łownych łysek, głowienek i czernic. Jeśli to osiągną, zabiorą się za słonkę i jarząbka, a potem będą wnioskować o zakazanie używania psów czy organizowania polowań zbiorowych.

W naszym środowisku panuje intelektualny marazm, a Paweł Lisiak, czując silne wsparcie Solidarnej Polski, bawi się sygnalistę i nieustannie ośmiesza Polski Związek Łowiecki.

Reklama

Drop to utopia

Już kilkakrotnie na stronie internetowej PZŁ nominat ministra wspomina o reintrodukcji dropia. Zastanawiałem się, czy ktoś się odezwie, ale wszyscy milczą, choć nie jest tajemnicą, że odtworzenie populacji dropia naszym kraju, to czysta utopia, ponieważ nie mamy dla tego gatunku odpowiednich siedlisk.

Rozumiem, że „zwykły” szary myśliwy może tego nie ogarniać, ale gdzie są nasi naukowcy, gdzie jest komisja hodowlana do spraw zwierzyny drobnej? Czy ktoś słyszał o jej działaniach przez ostanie dwa lata? Przewodniczącym tej komisji jest pan Karpik (do niedawna członek Zarządu Głównego PZŁ). Z moich informacji wynika, że szacowni członkowie spotkali się tylko raz na inauguracyjnym posiedzeniu, więc z pewnością nie mogli się wypowiedzieć na temat tego oderwanych od rzeczywistości pomysłów w sprawie dropia.

Reklama

Skoro komisja nie działa, pojawia się pytanie, gdzie jest Naczelna Rada Łowiecka. Dlaczego nikt nie dostrzega, że król jest nagi. Nikt tego nie widzi? Nikt nie ma odwagi? Od wielu miesięcy członkowie rady opowiadają, że przeanalizują działalność wszystkich komisji i przeprowadzą drastyczne zmiany. Ciekawe czy zdążą przed końcem kadencji…

Związek na kolanach

Naprawdę chciałbym pochwalić władze naszego związku, ale każde działanie to kompromitacja. Czy nie ma ani jednej osoby w Zarządzie Głównym bądź otoczeniu naszych związkowych władz, która miałby odwagę powiedzieć panu Lisiakowi, że jego uwaga powinna zostać skierowana w stronę kuropatwy, zająca czy wspomnianych kaczek?

Nie dopuszczam do świadomości scenariusza, w którym mielibyśmy się poddać, chociaż wszystko na to wskazuje. Władze naszego związku wydały przecież pozytywną opinię na temat skrócenia terminu polowań na kaczki oraz przesunięcia terminu polowań na 15 września w województwie małopolskim.

Rozumiem, że partyjni komisarze boją się odezwać, ale w takim wypadku głos powinna zabrać Naczelna Rada Łowiecka, która – niestety – w tych kwestiach całkowicie zaniemówiła.

Środowisko głupcze!

Gdyby nasz związek prowadził profesjonalny monitoring dzikich zwierząt, to mielibyśmy argumenty zarówno dla społeczeństwa, jak i polityków. Niestety nasze statystyki (inwentaryzacja) są całkowicie niewiarygodne, a działania kół łowieckich na rzecz poprawy warunków bytowania są jedną wielką niewiadomą.

Badania naukowe w połączeniu z monitoringiem dają odpowiedzi na zarzuty, jakie stawiają nasi przeciwnicy. Finansując i prowadząc takie działania, myśliwi w Europie i Ameryce udowadniają, że stanowią ważny i potrzebny element w systemie ochrony przyrody. Publikują cenne raporty i dzięki temu nikt nie słucha nawiedzonych oszołomów, którzy śnią o zakazie polowania na kaczki.

Doskonałym przykładem jest tegoroczny raport jednej z amerykańskich organizacji łowieckich, w którym dokładnie tłumaczy się, dlaczego w tym sezonie będzie mniej kaczek:

Większość zbiorników na prerii, a to najważniejszy obszar produkcji kaczek, w tym roku całkowicie wyschło – pisze dr Frank Rohwer, prezes i główny naukowiec Delta Waterfowl – dlatego w czasie jesiennych migracji będzie znacznie mniej młodych osobników.

Najbardziej suchą częścią jest Północna Dakota, stan niezwykle ważny dla rozmnażania się ptactwa wodnego. Badania przeprowadzone przez North Dakota Fish and Game na początku tego roku wykazały, że liczba zbiorników jest o 67 procent niższa od długoterminowej średniej.

Dorosłe kaczki przetrwają suszę, ponieważ migrowały na północ, ale w tym sezonie nie przystąpiły do lęgów. Delta Waterfowl przewiduje, że kaczki krzyżówki, świstuny i rożeńce wykażą szczególnie gwałtowny spadek.

Susze w Kalifornii, Oregonie, Waszyngtonie, Idaho oraz w niektórych częściach Alberty i Kolumbii Brytyjskiej malują negatywny obraz. Jedynym jasnym punktem były doskonałe warunki we wschodniej Kanadzie, co powinno skutkować dobrymi lęgami krzyżówki.

Przy ogólnej liczbie kaczek, która była powyżej średniej, nie można wpadać w panikę. Lata suszy odgrywają ważną rolę w odmładzaniu zbiorników, ponieważ susza umożliwia wzrost roślinności. Jeśli woda powróci w przyszłym roku, kaczki będą miały idealne warunki, a myśliwi zobaczą tysiące ptaków!

Nadal mamy mnóstwo kaczek i uważamy, że przepisy obowiązujące w nadchodzącym sezonie są całkowicie odpowiednie – mówi Rohwer – polowanie nie ma żadnego wpływu na wzrost i spadek populacji kaczek, ponieważ myśliwi strzelają głównie do młodych osobników.

Musimy badać!

Z tych kilku zdań widzimy, że Amerykanie monitorują wielkość terenów lęgowych, sukces lęgowy poszczególnych gatunków i strukturę odstrzału. Udział młodych osobników w ogólnym odstrzale jest potwierdzeniem danych dotyczących sukcesu lęgowego. Całość danych, gromadzonych od kilku dziesięcioleci, pozwala wyciągać daleko idące wnioski i bronić łowiectwa.

W Stanach Zjednoczonych myśliwi, za pośrednictwem programu federalnych znaczków pocztowych – niezbędnych do uaktywnienia licencji łowieckiej uprawniającej do polowania na ptactwo wodne – zapewniają utrzymanie ostoi dla ptaków wodno-błotnych. Od 1934 roku objęto w ten sposób ochroną ponad pięć milionów hektarów.

Dla naszych wegan „lekarstwem” na spadek populacji głowienki i łyski ma być zakaz polowań, a tymczasem badania wprost mówią, że to tylko pogłębi regres. W Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie od wielu lat prowadzone są badania porównawcze nad wpływem drapieżnictwa na lęgi ptaków wodno–błotnych. Wyniki jednoznacznie wskazują, że na terenach objętych redukcją drapieżników sukces lęgowy był czterokrotnie wyższy niż na pozostałych obszarach!

Czy możemy podpierać się badaniami amerykańskich myśliwych? Możemy, ale to inny kontynent oraz inne warunki. Nie wszystko możemy wprost przełożyć, ale dzięki tym badaniom nie musimy wymyślać koła. Wiemy, jak i co badać.

Nie stać nas wyrzucanie w błoto skromnych środków na reintrodukcję dropia, która jest skazana na klęskę. Zagroda z kilkoma dropiami nie poprawi wizerunku, a będzie powodem wyśmiewania i ośmieszania naszych działań.

Doskonale wiemy jakie będą kolejne akcje naszych przeciwników, dlatego powinniśmy inwestować w projekty, które dadzą nam argumenty i praktyczne wskazówki dla myśliwych.

Reklama

ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW

Galeria zdjęć

Więcej artykułów