Długo się nie składało, ale w ostatniej chwili się udało i wraz z Mariuszem Matusikiem z koła „Słonka” kopnęliśmy się nad Dunaj. Bynajmniej nie by złożyć wizytę Orbanowi – choć i pod jego drzwiami chwilę postaliśmy. Pojechaliśmy by zwiedzić Światową Wystawę „One with Naturę”. W prasie łowieckiej reklamowana jako wystawa łowiecka wcale taką nie była.
No właśnie- czym była? Trudno jednoznacznie powiedzieć… Pretekstem do jej zrobienia była 50 rocznica Światowej Wystawy Łowieckiej zorganizowanej nad Dunajem w 1971 roku. Wtedy to było wielkie wydarzenie, a myśliwi znad Wisły dokonywali cudów by móc pojechać na Węgry. Przypominam, że wtedy nawet do NRD nie jeździło się na dowód.
Pacholęciem jeszcze byłem gdy ojciec z grupą kolegów wrócili z Pesztu i całymi wieczorami opowiadali o cudach łowieckich, które wtedy widzieli – o wieńcach byków w czasach gdy w naszym kole jeleni nie było, o mitycznych wtedy muflonach i o zdjęciach bażancich pokotów układanych w środku Puszty.
Dlatego jechałem i ja pełen rozbudzonych nadziei. Zawiodłem się, choć nie dlatego, że organizatorzy zawiedli tylko… Czasy się zmieniły i moje nastawienie rozminęło się z zamysłem organizatorów.
Bez wątpienia jeleń zbudowany z tysięcy zrzutów na wejściu na teren targów będzie pewnie jeszcze długo uchodził za arcydzieło sztuki tworzenia czegoś ze zrzutów. Imponujący był zaiste!
Tradycja i historia
Co się mogło podobać? Spróbujmy to opisać salami. Pierwsza hala poświęcona była wielkim historycznym postaciom węgierskiego łowiectwa w znacznej mierze z czasów CK monarchii. Duże posągi Laszlo Studinki, Tamasa Köhalmy, Kalmana Kittrnbrtgra i innych. Wraz z opisem działalności, aż prosiły się by przystanąć i uzupełnić swoja wiedzę, tym bardziej, że przecież polskie łowiectwo też z znacznej mierze kształtowało się pod rządami Dobrotliwego Cesarza.
Nie ukrywam, ze zaskoczyło mnie to, że Węgrzy nie wstydzą się nie tak dawnej historii i wielkie zdjęcie Janosa Kadara i Leonida Breżniewa otwierającego Światową Wystawę przed półwieczem przykuwało wzrok od wejścia…
Druga hala to trzy stoiska europejskich producentów broni i dwóch wytwórców optyki oraz – i to było ciekawe- zwycięskie eksponaty odbywających się w ramach wystawy XII Mistrzostw Europy Preparatorów.
Trzeba uczciwie napisać. To co potrafią najlepsi – warte było poświecenia im czasu. Co ciekawe – pokazano nie tylko zwierzęta łowne, a spreparowani przedstawiciele awifauny powodowali, że staliśmy przy nimi i podziwialiśmy.
Tysiące trofeów
Wejście do trzeciej hali i wow! Na ścianach setki jeśli nie tysiące wieńców, parostków i oręży. Myśliwy mógł doznać oczopląsu! Wrażenie robiły nie poszczególne okazy, a ich ilość! Myślę, że było tam ze 2-3 tysiące eksponatów. Każdy opisany: kto, gdzie i kiedy ustrzelił i to tylko na Węgrzech!
Do tego ciekawy zamysł – pięć ekspozycji pokazujących zwierzęta pięciu kontynentów. Dla mnie numerem jeden była Europa z przebogatą kolekcją gatunków alpejskich.
W tej sali prezentowano też światowe rekordy łowieckie. I tu pochwała dla naszego Związku. Bowiem tylko trzy państwa pokazały swoje krajowe rekordy. Węgrzy – co oczywiste, Bułgarzy i Polski Związek Łowiecki. Choć nasze i bułgarskie ekspozycje były skromne to sam fakt zasługuje na zauważenie i pochwałę.
Narodowe ekspozycje
Hala czwarta to… Wędkarstwo, a jej clou stanowiły wielkie dioramy. Piękne, pozwalające się czuć jak nad afrykańskimi rozlewiskami lub w delcie Dunaju.
Wreszcie sala piata to stoiska narodowe. Ale nie związków czy stowarzyszeń łowieckich lecz państw. Tu każdy miał inny pomysł. Serbowie i Bułgarzy poszli w stronę łowiectwa prezentując swe okazy. Serbskie stoisko miało najciekawszy pomysł aranżacyjny, Katarczycy tylko skromnie zaznaczyli swoją fascynację sokolnictwem, Turcy wskazywali, co naturalne, swe olbrzymie dziki.
Polskie stoisko przygotowane przez Ministerstwo Środowiska i Lasy Państwowe było duże, ładne i moim zdaniem dobrze prezentowało nasz kraj. Co ciekawe i udane – spory nacisk położono edukację przyrodniczą.
I… to wszystko
Tak, pod względem łowieckim, poza jedną salą wystawa dla myśliwego była rozczarowaniem. Przyzwyczajeni do bogactwa naszych targów łowieckich na próżno szukaliśmy licznych producentów broni, optyki, akcesoriów łowieckich… Nic z tych rzeczy.
Natomiast jak popatrzymy na to z boku to należy organizatorów pochwalić. Bowiem ustawili oni wystawę pod kontem hasła: jesteśmy częścią natury. My myśliwi i my wędkarze i my gospodarujący w parkach narodowych – chronimy ta naturę. Eksploatujemy, ale i bronimy jej różnorodności, a zobaczcie drodzy zwiedzający jaka ona jest piękna.
Z okien samochodów i blokowisk tego nie dostrzeżcie. I myślę, ze to się Węgrom udało!
Z Mariuszem czuliśmy też zazdrość. Czuliśmy ją kiedy obserwowaliśmy setki dzieciaków – od maluchów z pierwszej klasy po wyrośniętych drabów z liceum, które kręciły się po wystawie. Na ekspozycję przychodziły całe wycieczki szkolne, a przewodnicy oprowadzali je i opowiadali o przyrodzie, o tym jak żyją zwierzęta, czym różni się kaczka od gęsi i dlaczego rudy lis nie jest najbardziej pożądanym mieszkańcem Puszty, o tym jak myśliwi i wędkarze chronią przyrodę.
Trzeba było zobaczyć te zachwycone oczy maluchów wpatrujących się w zwierzęta, dotykających poroży i chłonących całym sobą wiedzę. To były obrazy dla nas fascynujące.
Mimo, że wystawa minęła się trochę z naszymi – Mariusza i moimi – oczekiwaniami, pojechalibyśmy tam raz jeszcze. I szkoda, że tak mało polskich myśliwych przyjechało tym razem nad Dunaj. Niech żałują…
Z myśliwskim pozdrowieniem
Darz Bór!