Cały projekt wymyślił i realizuje Bartosz Krąkowski – myśliwy i ornitolog – który każdą wolną chwilę poświęca na tropienie dzikich gęsi. Długo szukał sponsora, który chciałby sfinansować jego projekt badawczy. W końcu trafił do naszej fundacji i wszystkich przekonał.
Wyniki śledzenia każdej z gęsi są niesamowitym materiałem badawczym i trochę przypominają szpiegowski film, gdzie co chwila dochodzi do sensacyjnego odkrycia. Tym razem przedstawiamy opowieść „pechowego” nadajnika, który dwa razy udało się odzyskać.
Pechowe gąsiory
W 2016 roku na Jeziorze Biezdruchowo, co roku chwytanych jest kilka gęsi. Jednak ta akcja – w małym pięcioosobowym składzie – przerosła oczekiwania. Kierownik projektu zderzył się z tzw. „klęską urodzaju”.
Całe stado liczące 43 osobniki weszło w rozstawioną sieć i… w pewnym momencie ją przewróciło. W niemałym zamieszaniu udało się jednak pochwycić 17 ptaków, wśród nich 4 dorosłe – dwa samce i dwie samice.
No i powstał dylemat – czy nadajniki założyć tylko na gąsiory, czy tylko na samice. Istniało duże prawdopodobieństwo, że złapano rodzicielskie pary, a Bartek nie chciał zakładać dwóch nadajników na ptaki z jednej pary.
Zdecydowano, że to samce otrzymają obrożę. Jak się później okazało obawy były słuszne. Wielki gąsior P289 był sparowany był z filigranową gąską P260 o masie 2,8 kg. Para wodziła 6 młodych, z których dwa również otrzymały obrączki.
Niestety gąsior zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, ale mieliśmy dużo szczęścia. Martwy ptak został odnaleziony w Niemczech 15 października 2016. Przypadkowy spacerowicz, który znalazł resztki ptaka i nadajnik skontaktował się z Bartkiem i odesłał dla niego całkowicie nieużyteczną, a dla nas bardzo cenną obrożę.
Po wymianie baterii obroża została ponownie założona w 2017 roku. Tym razem „szczęściarzem” został ponownie lęgowy samiec P273. Niestety jego nadajnik po kilku tygodniach niespodziewanie przestał się przemieszczać. Nadawał ze środka stawu, z którego spuszczono wodę. Prawdopodobnie gąsior padł ofiarą jakiegoś drapieżnika. Obroża na szczęście tak upadła, że bateria miała szansę ładowania i cały czas nadawała.
Tradycyjnie została przeprowadzona „naprawa” i wiosną 2018 nadajnik „odziedziczyła” tym razem lęgowa samica.
Szczęśliwa podróżniczka
W tym miejscu zaczyna się historia P601, która odchowała młode i na zimowisko poleciała 17 października. Wyruszyła o świcie równo o godzinie szóstej, a w Holandii zameldowała się już o 20.00, czyli w czternaście godzin pokonała dystans 800 km!
Wróciła do Polski 25 lutego. Tradycyjnie wyruszyła w podróż o szóstej rano, ale tym razem zrobiła sobie odpoczynek w Parku Narodowym Ujście Warty. Następnego dnia punktualnie o szóstej wyruszyła do Kiszkowa. Tutaj pomimo, że wokół niej kręciło się dużo adoratorów nie miała młodych.
Dlatego 17 maja z czterogodzinnym przystankiem w Parku Narodowym Ujście Warty poleciała do Niemiec, gdzie na niewielkim jeziorze, które posiadało rozległe trzcinowisko – bardzo podobne warunki jak w Polsce – przystąpiła do pierzenia, czyli wymiany upierzenia.
Powróciła do Kiszkowa 3 lipca. Jesienią wystartowała 30 października. Zrobiła sobie czterogodziny odpoczynek w Parku Narodowym i poleciała do Holandii. Doleciała tam 31 października o czwartej rano dokładnie w to samo miejsce, co rok wcześniej.
Ujawnione tajemnice
Nadajnik jeszcze działa, a „nasza” lęgowa samica spędza wyjątkowo lekką zimę w Holandii i jeszcze nie „pakuje” się do Polski. Dzięki wyposażeniu obroży w unikatowy numer – nawet jeśli nadajnik przestanie działać – być może Bartek Krąkowski zobaczy naszą samicę w okolicach Kiszkowa, a my będziemy mogli dopisać kolejne zdania.
Nadajniki – które w całości zostały sfinansowane przez myśliwych – pozwoliły poznać historie poszczególnych osobników, a cztery lata badań wyjaśniło wiele tajemnic skrywanych przez gęgawy. Być może wyciąganie daleko idących wniosków nie jest jeszcze do końca miarodajne, ale…
Projekt Bartosza pokazał między innymi, że nasze Polskie gęgawy obecnie nie odlatują na południe Europy. Na zimowisko wybierają Niemcy lub w Holandię , a jeśli nie mają potomstwa bardzo często przelatują przez Bałtyk i pierzą się w Szwecji, ale o tym w opowiemy w kolejnym artykule.
Fot Rafał Łapiński